sobota, 14 marca 2015

Rozdział 30

„Kolejne obietnice składam sam przed sobą
Nie rezygnuj a najwyżej idź inną drogą…”

Rodzice Wioli okazali się być naprawdę miłymi ludźmi. Nie załamywali się nad stanem zdrowia ich córki, tylko cały czas mieli nadzieję i modlili się o to aby się obudziła. 
Z Sylwią było nadal źle. Lekarze musieli 2 razy ją reanimować. Bartek chodził cały czas przybity. Nie potrafił zrozumieć, że to nie jego wina, że tak a nie inaczej się stało. Wmawiał sobie, że gdyby w tedy ją przenocował i z nią porozmawiał, to wszystko to by się nie wydarzyło. Ja wiem, że to nie prawda, a przynajmniej chciałabym aby tak było. 
To kolejny dzień, który spędzamy w szpitalu. Na szczęście dziewczynki mają zostać jutro wypisane ze szpitala. Bardzo się cieszę z tego powodu. No i jeszcze wezwanie ze sądu. Z Bartkiem tam razem pojechaliśmy. Wszystko musiałam powiedzieć jeszcze raz. Nie był to szczyt moich marzeń, ale co zrobić. Miałam nadzieje, że temu mężczyźnie tylko odbiorą prawo jazdy czy coś, a nie że od razu pójdzie do więzienia. Termin rozprawy wyznaczono na 15 października.
Po drodze złożyłam papiery do pobliskiego liceum. Nie jest mi to trochę na rękę, ale takie życie, to los czasem podejmuje za nas wybory. Mam nadzieje, że moja nowa klasa okaże się w miarę miła, i zaoszczędzi mi sytuacji, takich, gdzie ktoś prosi o autograf mojego brata. Z tego co mi powiedziała pani dyrektor, wychowawcą jest młody wuefista. Podobno bardzo sympatyczny gość. 
Niestety Michał musi grać koncerty. Jest mu to bardzo nie na rękę, ale co zrobić, jak rodzinę trzeba wykarmić. Przez te ostatnie 12 dni, co dziennie robiłam zdjęcia dziewczynką. Co dzień wyglądały inaczej. W ekspresowym tempie rosły.
Podniosłam się z łóżka, Michał tańcował po kuchni otwierając i zamykając wszystkie szafki. Z wielkiej torby wyciągał różne mniejsze i większe słoiki, puszki. 
- Co to?- spytałam go.
-No różne jedzenie dla małych. Gdzieś to cholerstwo trzeba schować. 
- A nie uważasz, że trochę za wczas na to wszystko?- zapytałam ze sceptyczną miną. 
- Ale przecież jutro już będą w domu, a ja nie mam zamiaru biegać co chwilę do sklepu, bo czegoś brakuje. 
- Tylko, jakbyś nie zauważył, to na etykietach Ci pisze od kiedy można podawać dziecku.
- Serio?- oczy chciały mu wypaść ze zdziwienia. Sięgnął po pierwszy z brzegu słoik i zaczął się mu przyglądać i studiować etykietę.- Masz rację…. To co one będą jeść jak Wiola jest w śpiączce?- No nie mogę, co za człowiek! -Mleko w proszku! – powiedziałam i zaczęłam się z niego śmiać.
- Ale że jak?- spytał kompletnie nic nie rozumiejąc. 
- No normalnie. Kupujesz mleko  w proszku, potem je z wodą mieszasz w butelce i dajesz dziecku. 
- O kurczaki, to nie wiedziałem. 
- To już wiesz.
Wstałam z łóżka i poszłam się ogarnąć do łazienki. Ubrałam na siebie luźną niebieską sukienkę. Włosy związałam w francuza. 
Gotowa zeszłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Z szafki wyjęłam opakowanie płatków, wsypałam je do miski i zalałam mlekiem. Wszystko to zagrzałam w mikrofali. Po chwili danie było gotowe do spożycia.  
Jedząc przeglądałam różne portale internetowe. Znalazłam artykuł, w którym dziennikarz snuje domysły, o tym dlaczego Igła nie został powołany na Mistrzostwa Europy. Jego argument brzmiał tak; Powodem niepowołania Krzysztofa Ignaczaka są jego problemy alkoholowe. Po jednym z meczy opił się i zachowywał się wulgarnie względem kolegów z drużyny oraz trenera. Czytając te słowa o mało co nie zakrztusiłabym się płatkami i mlekiem. Jakim idiotą trzeba być, aby uwierzyć w takie brednie! Jakim idiotą trzeba być aby takie brednie napisać…. Ehh, wkurzona wyłączyłam tę stronę. 
Po skończonym posiłku wraz z Michałem pojechaliśmy do szpitala. Miałam tam także spotkać się z Bartkiem, który codziennie odwiedzał Sylwię. 
Pod szpitalem przywitałam się z moim chłopakiem delikatnym pocałunkiem. Weszliśmy do szpitala, Michał poszedł do Wioli, a my z Bartkiem udaliśmy się do Nadii i Amelki. Po drodze przechodziliśmy przez oddział, na którym leżała Sylwia. 
Stanęliśmy przed szybą i patrzyliśmy na to co dzieje się po drugiej stronie. 
Lekarz wykrzykiwał polecenia do pielęgniarek, które biegały wokół łóżka dziewczyny. Jedna z strzykawką, druga biegła po defibrylator. Spojrzałam w bok i zobaczyłam rodziców dziewczyny. Matka stała i zakrywała usta, po jej policzkach płynęły łzy. Ogólnie jej twarz była wykrzywiona w grymasie ogromnego bólu. Za nią stał jej mąż, kurczowo obejmował ją w pasie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Chociaż zauważyłam, że usta zaciska w wąską linię. 
Odwróciłam swoją głowę, chcąc zapewnić im trochę prywatności.  W tym momencie mogłam tylko stać i patrzeć na walkę lekarzy ze śmiercią, która chciała zabrać Sylwię w swoje objęcia. 
Jakaś niewidzialna ręka ścisnęła moje serce. Mimo wszystko do moich oczu napłynęły łzy. W myślach zaczęłam się modlić: Boże, proszę, niech ona przeżyje! I jak mantrę powtarzałam te słowa. Poczułam jak Bartek sztywnieje i głośno bierze oddech. 
Padło kilka strzałów w klatkę piersiową Sylwii, ale na próżno. Po kilkunastu minutach, po kilkunastu próbach poruszenia serca Sylwii, lekarz stanął w miejscu i poruszył bezradnie rękami. Gestem tym zakończył reanimacje. Jedno z urządzeń przeraźliwie wyło, jakby samo nie chciało uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło. 
Przytuliłam się do Bartka. On schował swoją głowę w moich włosach. Usłyszałam jak cicho łka. Podniosłam ręce i starłam mu łzy. W jego oczach widziałam strach, smutek i cierpienie.            
Spojrzałam na rodziców Sylwii, byli pogrążeni w oceanie rozpaczy, bólu. 
Po chwili wyszedł w naszym kierunku lekarz. Widać było po nim, że ciężko jest mu się pogodzić ze stratą pacjenta. Podszedł do rodziców dziewczyny i zaczął z nimi rozmowę. Widziałam, że Bartek przysłuchuje się tej rozmowie, ale ja nie by łam w stanie się skupić na tym. 
Chciałam jak najdalej znaleźć się od tego miejsca. Uciec, schować się, tak aby nigdy więcej czegoś takiego nie widzieć. Zaczęłam się zastanawiać, jak bym zareagowała, gdyby na miejscu Sylwii była Wiola. Mimo, że jej nie trawię, to na pewno jej śmierć nie przeszła by mi obojętnie. Ale nie ważne, teraz to ona musi się obudzić. Morza łez Michała na pewno nie zniosę. Ze spuszczoną głową ruszyłam do miejsca, w którym chciałam przed tym wszystkim być. Zupełnie nie wiem z jakiego powodu miałam to wszystko widzieć. Może to znak od Boga, że mam się Wiolą zainteresować? I zmienić stosunek do niej? 
Zrobiłam kilka kroków, a Bartek pociągnął mnie za rękę.
- Gdzie idziesz?- spytał z łamiącym się głosem.
-Do dziewczynek.
-Ok.
I  jak cień podążał za mną. Cały czas był zgarbiony. Chwyciłam go za rękę i mocno uścisnęłam dłoń.
- Będzie dobrze. – wyszeptałam. On zrezygnowany popatrzył na mnie. 
Kiedy dotarliśmy na miejsce małe słodko spały. Podeszłam do Nadii i usiadłam na krześle obok niej. Zaczęłam jej opowiadać o tym, że jutro razem zamieszkamy. Dziewczynka poruszyła się i spojrzała na mnie. Pogodnie się uśmiechnęła. 
Bartek usiadł przy Amelce, i jej opowiadał o tym co właśnie przeżył. Po tym zauważyłam, że jego wyraz twarz się zmienił, był bardziej pogodny i chyba lżej się mu zrobiło na duszy. 
Z małymi posiedzieliśmy do pory obiadowej. Poszłam po Michała, a Bartek wyszedł na zewnątrz. 
-Siema brat, idziesz z nami na obiad? 
-Tak, tak.. 
-Coś się stało?- zapytałam go, ponieważ zmartwił mnie jego brak entuzjazmu.
-Nic, po prostu nie mam nastroju. 
Chłopak wstawał z miejsca, kiedy zaatakowałam go informacją sprzed kilku godzin.
-Sylwia nie żyje…- powiedziałam trochę głośniej niż szeptem. 
Michał osunął się z powrotem na krzesło. W jego oczach pojawił się strach. 
-Co ty mówisz….- tak jak ja nie mógł w to uwierzyć. 
Następnie zerwał się z miejsca i prawie że biegł. Gdy wyszliśmy ze szpitala Bartek stał oparty o samochód i w dłoni trzymał papierosa. 
- Masz jeszcze?- zapytał go Michał. Mi szczęka opadła do ziemi, ze zdziwienia. Ale ok, jeden papieros może być.
-Mam.- wyciągnął paczkę z  kieszeni i poczęstował mojego brata.
-Jak się czujesz?- zapytał go. Mi się trochę głupio zrobiło, gdyż to ja powinnam się o niego martwić, a mi nawet przez myśl nie przeszło, że Bartek może się źle czuć.
-Daję radę. Jedźmy już. 
Chłopaki zgasili papierosy i rzucili je niedbale na asfalt.     
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do restauracji na obiad. Między nami panowała raczej ciężka atmosfera. W milczeniu zjedliśmy posiłek. 
-Wiecie co, ja sobie wrócę taksówką do domu, bo chcę pobyć sam.- kiedy wychodziliśmy Bartek stwierdził.
-Ok.- powiedział Michał i znacząco popatrzył się na mnie. 
Odwieźliśmy Bartka do jego mieszkania. 
Gdy z bratem zostałam sama postanowiłam się go zapytać o co mu chodzi.
-Co się tak dziwnie na mnie popatrzyłeś jak byliśmy na obiedzie?
- Bo widziałem jaką ma minę Bartek, i lepiej, żeby siedział w domu. 
-Ma siedzieć i zadręczać się myślami?- zapytałam trochę przesadnie za głośno.
-Nie, poukładać sobie wszystko w głowie. Dziś zmarła jego była dziewczyna. Chłopak musi się po tym ogarnąć.
-Ja to rozumiem, ale…- w zasadzie to sama nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć.
-No to jak rozumiesz to dobrze. 
-Ehh…- tylko na tyle mnie było stać. 
Sama chciałam zapomnieć ten widok z dziś rana, no ale żeby się w samotni od razu zamykać... 
Wróciliśmy do szpitala. Wiolę przewieziono na inny oddział. Michał większość czasu przy niej siedział. Widziałam po nim, że coś go i to bardzo gryzie, ale nie chciałam się z nim po raz kolejny kłócić, dlatego też odpuściłam sobie wyciąganie od niego informacji. 
Siedziałam trochę z dziewczynkami. Kiedy pielęgniarka zabrała je na karmienie, postanowiłam pochodzić trochę po szpitalu. 
W jednej z sali zauważyłam mężczyznę, który szczęśliwy przytulał swoją żonę. Ona leżała na łóżku a w swoich objęciach trzymała zawinięte w kocyk dziecko. Obydwoje szczęśliwie się uśmiechali. Zobaczyłam też, że jedną z osób w pomieszczeniu jest jeden z siatkarzy, dokładnie Mateusz Mika. Co on tutaj robił, nie mam pojęcia. Kusiło mnie, aby tam wejść i  zapytać o możliwość zdjęcia, ale odpuściłam sobie, mając w pamięci moje reakcje na takie zachowania fanek Bartka i Michała. Dlatego też poszłam dalej.  W każdej mijanej sali były podobne ludzkie zachowania. 
W pewnym momencie poczułam jak uderza we mnie rozpędzona kobieta. Straciłam równowagę i upadłam na ziemię. 
- O przepraszam panią.- wyszlochała, jej makijaż był cały rozmazany. Ręką przecierała nos. 
-Nic się nie stało.- podniosłam się z ziemi i z torebki wyciągnęłam i podałam jej chusteczki. Ona uśmiechnęła się ze wdzięcznością do mnie i zabrała jedną.- Wszystko w porządku?- zapytałam ją.
-Tak,.. nie… Nie ważne..- toczyła ze sobą bitwę. 
-Jeśli chcesz to możemy pogadać.- powiedziałam do niej. Kiedy wytarła swoją twarz, ukazała się młoda osoba może trochę starsza ode mnie.
-Nie, dzięki za propozycję. Poradzę sobie.- odpowiedziała, a ja i tak skądś wiedziałam, że to nie prawda. Dlatego dalej postanowiłam drążyć temat. 
- A może jednak? Marcela jestem.- powiedziałam do niej i wyciągnęłam rękę. 
- Ania- wyciągnęła swoją dłoń i delikatnie uścisnęła.
- Chodź tu niedaleko jest kawiarnia, usiądziemy i porozmawiamy.- uśmiechnęłam się zachęcająco do dziewczyny.
- Dobrze.
Przeszłyśmy w milczeniu drogę, która dzieliła nas do kawiarni. Usiadłyśmy przy stokiku, który znajdował się obok okna. Widok rozpościerał się na płac zabaw, na którym bawiło sie kilkoro dzieci. 
- To powiesz mi co takiego się stało?- zapytalm trochę zaciekawiona a trochę zmartwiona.
- Jestem w ciąży...- wyszeptała, a z jej oczy popłynęła kolejna fala łez. 
- No to gratuluje.- chciałam aby to zabrzmiało w miarę szcześliwie, jednak to spowodowało, że dziewczyna z pogardą popatrzyła na mnie.
- No właśnie.... Powinnam się cieszyć, ale to kompletnie mnie nie cieszy.... Z resztą rodzice jak się dowiedzą to mnie zabiją, a chłopak na pewno zerwie.... Ja mam dopiero 19 lat....
- Posłuchaj, fakt, że rodzice się wkurzą, ale z czasem im przejdzie i pokochają wnuka, a chłopak jeśli cię zostawi, to znak że nie zasługuje na szczęście jakim jest rodzina, po prostu jest niedojrzałym gnojem. 
- Może masz rację... Co nie zmienia faktu, że bardzo się boję o tym powiedzieć....
- Głowa do góry.... Wiesz, ja też nie mam lekko...- i opowiedziałam jej wszystko to co się do tej pory wydarzyło. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, chyba po prostu potrzebowałam rozmowy z kimś bezstronnym. Dziewczyna wysłuchała mnie. 
- No to też masz pod górkę...
- I to bardzo... A Ty mieszkasz w Krakowie? Bo jak coś to zawsze możemy się spotkać i pogadać...
- Tak, w borku. To jest mój numer telefonu.- wyciągnęła z kieszeni i mi pokazała, wpisałam go do swojego. Ona także zapisała mój. 
- Lepiej się juź czujesz? 
- Zdecydowanie. Dzięki za rozmowę, i do zobaczenia.
- Do zobaczenia.- pożegnałam się z dziewczyną. 
Postanowiłam, że pójdę z powrotem do małych, bo na pewno zdążyły już je pielęgniarki przynieść do inkubatora. 
Gdy weszłam do pomieszczenia na krześle siedział Michał i trzymał w dłoniach Amelkę. 
- Hej brat.
- Hej. Patrz jaka kochana.
- Nooo. Mogę ją wziąć? 
- Jasne. - wyciągnęłam ręcę, a on ułożył mi ją. Czułam się tak jakby ktoś dał mi żywą lalkę. Taka mała, taka krucha, a taka kochana. 
- Chyba się za raz popłacze- stwierdziłam.
- Ej, bez takich. Zrobię wam zdjecie. 
- Ok.- obrucilłm małą, tak aby ją było widać, zrobiłam kretyński uśmiech do obiektywu.- teraz Tobie. 
- Ok.
Michał zabrał dziewczynkę i podał mi swój telefon. Zrobiłam mi zdjecie. I w tedy Nadia odezwała się. Wyciągnęłam ją i ułożyłam na rękach. Michał odłożył Amelkę z powrotem do inkubatora. Małej się to nie spodobało i zaczęła krzyczeć. Zaczęliśmy się śmiać z jej reakcji.
- Mała zazdrośnica- stowerdziłam.
- Nie, po prostu wie, że u tatusia na rączkach najlepiej. 
- Jasne. 
Zrobiliśmy sobie zdjęcia. Michał zabrał na ręce Amelkę, i ta momentalnie się uspokoiła. 
Tak sobie siedzielismy, do momentu kiedy weszła pani Ala i pan Adam. Od razu chcieli zabrać nam nasze małe skarby. Oni byli mega szczęśliwi. Poprosili nas, abyśmy im zrobili zdjęcie z małymi. Przystaliśmy na ich propozycje.
- Michał, my się zatrzymamy jeszcze na parę dni w Krakowie, więc jak byś chciał, to możemy wam pomóc w opiece.- powiedziała Ala.
- Nie ukrywam, że na początku taka pomoc bardzo się nam przyda.- powiedział.
- No to dobrze. Masz nasz numer, to śmiało dzwoń. 
- Myślę, że jutro jak zabierzemy małe ze szpitala, to popołudniu państwa zapraszam na obiad. 
- Zaproszenie przyjęte.- powiedział Adam.
To super. 
- My się bedziemy zbierać, bo wieczorem wychodzimy na miasto.- powiedziała Alicja.
- Jasne, my tu trochę jeszcze posiedzmy. - stwierdził Misiek.
Oni wyszli, a my siedzielismy dalej. Małe zdążyły zasnąć. 
- Michał, mógłbyś mnie zawieźć do centrum?- w niej głowie powstał plan na jutrzejszy dzień.
- Jasne, a teraz czy później? 
- Teraz, jakbyś mógł.
- Ok.
Odłożyliśmy dziewczynki do inkubatora. Wyszliśmy na rozgrzany plac przed szpitalem. Uderzył nas gorąc ostatnich wakacyjnych dni. 
Wysiadałam do samochodu, zapięłam pas. Michał jeszcze stał i nie wiem skąd, ale palił papierosa. Trochę mi się to nie podobało.
Kiedy wsiadł do samochodu postanowiłam z nim na ten temat porozmawiać.
- Czy ty na prawdę musisz palić?
- Tak. Znaczy nie, ale obecnie tego potrzebuje.- zaczął się tłumaczyć.
- Spoko, ale mam nadzieje, że w domu tego nie robisz? 
- Jasne, że nie. A nawet jeśli będę, to chyba mamy balkon... - stwierdził.
- Ok.
Po 30 minutach dojechaliśmy do centrum. Michał stwierdził, że jedzie do Bartka i spotkamy się wieczorem w domu. 
Chodziłam po rożnych sklepach w poszukiwaniu rzeczy, którymi chcę udekorować salon i pokój dziewczynek. 
Kupiłam kolorowe balony, rożne wstążki. Po dwa dla każdej dmuchane helem balony, jedna miała Kubusia Puchatka i Hello Kity, a druga Kłapouchego i i Myszkę Miki. 
Obładowana wróciłam do domu. Spojrzałam na zegarek, było po 19. Poszłam skorzystać z toalety, umyłam ręce i zaczęłam dmuchać balony. Było ich ok 18. Dwa napełnione helem przywiązałam do łóżeczek dziewczynek. Bardzo słodko to wyglądało. Do pozostałych przywiązałam kolorowe nitki. Balony były porozrzucane po całym pokoju. Wyciągnęłam telefon i zrobiałam temu wszystkiemu zdjęcia. 
Włączyłam telewizor, i poszłam zrobić sobie kolacje. Przy okazji napisałam do Michała SMS, aby zrobił pożądane zakupy na jutrzejszy obiad. Zjadłam kanapki przed telewizorem. Leciał akurat mój ulubiony serial, który pochłonął całkowicie moją uwagę. 
Gdy leciały końcowe napisy, Michał wszedł do mieszkania. 
- Jak tam Bartek?- zapytałm go.
- Dobrze. Jutro jedzie ze mną po Amelkę i Nadię do szpitala. A po co tu te wszystkie balony?
- No bo jak przyjadą małe, to żeby tak wesoło było przez chwilę. 
- A one tak tu na ziemi mają leżeć?- zapytał i strzelił bliżej nie określoną minę, która chyba miała wyrażać jego zdziwienie.
- No nie. Weźmiesz i je powiesisz. Sama bym to zrobiła, ale moja noga mi na to nie pozwala. 
- Ok.
Wyciągnął zakupy z toreb i chował je w odpowiednie miejsca. Kiedy to skończył zawiesił balony, wedle mojego pomysłu. 
Usiadł na sofie obok mnie i rzekł:
- Wiesz, że to ostatnia noc, kiedy śpimy sami, i mamy okazje się wyspać, bez płaczu w nocy? 
- Wiem, ale myśle, że gra jest warta świeczki. Bo wszystko to, każdy dzień bedzie inny. Wydaje mi się, że lepszy.
- Wiem, też mam taką nadzieje. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że tak to wszystko się potoczy, nie uwierzyłbym mu, a nawet bym go wyśmiał. Chcesz piwo? 
- Trochę. 
Michał wstał i poszedł do lodówki po trunek. Mi nalał trochę do szklanki, a resztę sam pił z butelki.
- Za nowy początek.- powiedział i stukliśmy się naczyniami. 
Wypiłam łyk. Nie bardzo mi piwo smakowało, ale idealnie gasiło pragnienie. 
Siedzielismy i gadaliśmy na wszystkie tematy. Taki zwyczajny wieczór, a mimo to zostaje w pamięci. 
Było po 23 kiedy kładłam się spać. Napisałam SMS do Bartka. Mam nadzieje, że czujesz się lepiej. Tęsknie ta tobą... Dobrej nocy :*. Kliknęłam wyślij i położyłam telefon pod poduszkę. Kiedy moja głowa jej dotknęła momentalnie zasnęłam. 

---------------------
Przed wami najdłuższy rozdział jak do tąd w mojej historii (6 stron a4) :p. To takie trochę zadość uczynienie za to, że nie było rozdziału we wtorek. 
Liczę bardzo na wasze komentarze! 
Zapraszam na moją stronę na Facebooku, alby być informowanym o nowych rozdziałach! :) 
No i nowy rozdział we wtorek/ środę17/18.03, ponieważ mam długo zajęcia, i nie wiem czy się wyrobię z publikacją :)  
Miłego dnia! 

Marcyśka 

6 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetny ;3
    Jak dla mnie takie długie mogą być wszystkie, a nawet i jeszcze dłuższe, bo super się czyta ;)
    Kurde jak czytałam ten fragment o Sylwii, to aż mi się łezka w oku zakręciła... Bartek był z Nią mocno związany i odczuwa stratę po Jej odejściu...lecz niech pamięta że jest Marcela.
    Mam nadzieję że to koniec motywów śmierci w tym opowiadaniu, a Wiola się obudzi. Mimo wszystko dziewczynki potrzebują mamy.
    Rodzice dziewczyny są bardzo optymistycznie nastawieni do tej sytuacji i może i Michał by wziął z Nich przykład...
    Super że Misiek będzie miał już dzieciaki w domku...
    Taaa taką gafę z tymi słoiczkami to mógł strzelić tylko Michał xD
    Czekam z niecierpliwością na kolejny, bo przeczuwam nocne koncerty małych xD i jak zawsze ciekawy opis sytuacji... ;D
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Generalnie to uwielbiam twojego bloga ♡o♡ ale irytuje mnie tylko jedna rzecz..a mianowicie to jak często piszesz "OK." Ta odpowiedz bohaterów nie jest za fajna wiec baaardzo cie proszę żebyś zmieniła to :) jakies takie bardziej kreatywniejsze,tylko tyle :) jak zmienisz to będzie sie jeszcze lepiej czytało. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :D
    Matko, ten moment o Sylwii bardzo mnie dotknął i prawie bym się rozpłakała..... Mnie ogólnie takie momenty w filmach, książkach czy na blogach dotykają tak samo, że chce mi się czasem płakać......
    Jeeeejku dziewczynki będą już w domciu! <3 Marcela się postarała na udekorowane pokoju dla sióstr, nie ma co.
    Pozdrawiam i czekam na następny :*****

    OdpowiedzUsuń
  4. http://poawanturzeszept.blogspot.com/ zapraszam na 1 rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, żeby Bartek się tak nie przejmował tą śmiercią, bo coś przeczuwam, że to może źle wniknąć na jego związek z Marcelą. :)
    Pisz dalej i zapraszam na kolejny :)
    malec-rosnac.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do mnie na 65: http://szczerarozmowazprzyjacielempomaga.blogspot.com/
    gdzie znajdziesz wyjaśnienie przebiegłych planów Andrzeja i Karola ^^ ;D
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń