"Zostań! Chcę odpocząć przez chwilę,
Szukałem Ciebie całe życie,
Tyle miejsc, których już nie zliczę.
W kieszeni od losu na miłość wilczy bilet mam...
Bez znaczenia drogowskazy,
Resztka nadziei, że będziemy kiedyś razem..."
Usiedliśmy na ławce w parku. Chciałam chwycić Bartka za dłoń, ale ten mi ją wyrwał. Usta zacisnął w wąska linie i patrzył w dal.
- No to o czym chciałeś pogadać? - zapytałam przechodząc od razu do konkretów. W moim sercu zaczął kiełkować strach, że chłopak chce odejść.
- O nas... - powiedział ze spokojem, nadal nie zdradzając żadnych emocji.
- To znaczy?- spytałam nie mając kompletnie pojęcia o co moze mu chodzić. Co raz bardziej się bałam.
- No bo... Zacznę od poczatku. Wczoraj kiedy weszliśmy do szpitala, sanitariusze wieźli na łożku Sylwię. Od razu pobiegłem za nimi pytając co się stało. Nie chcieli mi nic powiedzieć, bo w sumie jeszcze sami niewiele wiedzieli. Siedziałem pod salą segregacji i w miej głowie miałem rożne myśli. Zastanawiałem się czy się tym w ogóle interesować, czy zostawić i przejść obojętnie, ale nie potrafiłem tak jej samej zostawić. Prawie całą noc spędziłem czekając na jakieś informacje o jej stanie zdrowia. Koniec końców dowiedziałem się, że została pobita i zgwałcona.... Ja na prawdę nie wiem co robić... Wiem, że to skończony rozdział, ale na prawdę nie umiem przejść obojętnie.
- Bartek... Ja na prawdę nie wiem co mam powiedzieć. Daj mi prosze czas to wszystko przemyśleć, poukładać....- z jednej strony poczułam ogromną ulgę, że to tylko tyle i aż tyle, ale kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić.
- Proszę, nie odchodź!! - krzyknął za mną, a w jego głosie słyszałam panikę i strach.
- Daj mi czas...- powiedziałam i wstałam z miejsca, szłam w kierunku szpitala, kiedy chłopak krzyknął:
- Jej już na pewno nie kocham, bo kocham tylko Ciebie.- na te słowa moje serce przyspieszyło rytm. Fajnie, szkoda tylko, że nikt mi nie powie co ja mam w takiej sytuacji robić...
- Daj mi czas.- powiedziałam na odchodne.
Szybkim, a przynajmniej takim na jaki pozwalał mi mój stan ruszyłam w kierunku szpitala. W mojej głowie zrodziła się myśl, że jak zacznie jej pomagać, to zbliża się do siebie, a później wrócą i będą tworzyć parę. A tego moje serce nie zniesie. Z drugiej strony, trzeba pomóc. Sama nie wiem co mam robić.
Michała znalazłam przy łożku Wioli. Siedział obok niej i trzymał ją za dłoń.
- I jak tam rozmowa z Bartkiem? - zapytał a ja ruszyłam w kierunku krzesła, aby na nim usiąść.
- Okropnie.
- Dlaczego?
- Bo Sylwia, także wyładowała w szpitalu.
- Co ty gadasz?! Gdzie on jest?
- Nie mam pojęcia. Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie, przemyśleć. Boje się, że tamto uczucie wróci...
- Idę go poszukać i z nim pogadam. Przemowie mu do rozsądku.
- Ehh. Pójdę do małych.
- To weź im daj zabawki.
- Ok.
Wstałam ze swojego miejsca i poszłam na oddział położniczy. Tradycyjnie już ubrałam zielony fartuch, białe rękawiczki. Pielęgniarka nie pozwoliła mi wsadzić zabawek obok małych, ale pozostawiłam je obok inkubatora.
Małe smacznie spały. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zrobiłam im zdjęcia. Takie kochane, bez problemów.
Wzięłam krzesło i postawiłam obok Nadi. Zaczęłam się zastanawiać i myśleć o Bartku.
Przecież powiedział, że nie kocha, że to skoczńczony rozdział, a mimo to moja podświadomość mówiła, że mam mu nie ufać, że w cale uczucie nie wygasło...
W takim razie, jak jedzie na koncert to też mam mu nie ufać?
Taką walkę prowadziło serce i rozum.
Po pewnym czasie Nadia się obudziła i spojrzała na mnie. Włożyłam swoją rękę do inkubatora, dziewczynka chwyciła za mój palec i się do mnie uśmiechnęła.
- Cześć mała... Ty to masz dobrze... Żadnych problemów... Tylko jesz i śpisz.. A ja.. Nie mam rodziców... Mam brata, którego kocham, mam chłopaka, przez którego kiedyś zwariuje i mam was... Najlepsze bratanice na świecie... Kiedyś nauczę was odbijać piłkę, grać na fortepianie... Bedziemy rozmawiać o chłopakach, kosmetykach, ubraniach... To na pewno za kilka lat... A ja nie wiem, co mam tu i teraz zrobić.... Kocham go, ale nie wiem, czy mu ufam...
- Czyli mnie nie kochasz?- na chwilę zamarłam, poczym obróciłam się i ujrzałam Bartka opierającego się o framugę drzwi. Spojrzałam Bartkowi w oczy. Widziałam w nich gniew, miłość, żal i smutek. Jego twarz wyrażała spokój, niczym nie zmącony spokój.
- Kocham... - powiedziałam nie pewnie. Po chwili dotarło do mnie jaki to absurd. Kochać i nie ufać.
- To o co chodzi? Przecież ja nic złego nie zrobiłem...- podszedł do mnie i chwycił moją wolną dłoń w swoje ręce. Poczułam przyjemne ciepło i prąd, który przebiegł mniędzy nami.
- Boję się, że do siebie wrócicie...- mówiąc to, znów zrozumiałam jaki to absurd.
- Nie ma takiej możliwości. Liczysz się tylko Ty! I proszę zostań ze mną.
Wyciągnęłam swoją drugą rękę z inkubatora i przytuliłam się do Bartka. Tak, zdecydowanie tego mi potrzeba.
Podniosłam głowę i oparłam o jego tors:
- Przepraszam- wyszeptałam, a on pochylił się i pocałował mnie delikatnie w usta.
- Nic się nie stało, ale następnym razem proszę nie uciekaj.- na jego usta wkradł się uśmiech.
- Ty się ze mnie śmiejesz.- stwierdziłam oburzona.
- No może trochę.
- A mogę wiedzieć, co takiego jest we mnie zabawnego?- podniosłam brew.
On jeszcze raz pocałował mnie w usta i po chwili namysłu stwierdził:
- A tak myśle, że lubisz uciekać.
- Bardzo śmieszne, na prawdę- stwierdziłam ironicznie.
- Heh.
- O i widzę, że gołąbeczki się pogodziły, jeśli w ogóle były pokłócone.- ni stad ni z owąd wyrusł Michał w pomieszczeniu. Jak na zawołanie dziewczynki także postanowiły o sobie przypomnieć.
Zaczęłam się śmiać z ich wyczucia czasu. Po tatusiu, na prawdę.
Posiedzieliśmy trochę przy nich. Później poszłam z Bartkiem do Sylwii, a Michał poszedł do Wioli.
Dziewczyna leżała podpięta do różnych maszyn podtrzymujących jej życie. W jednej chwili zrozumiałam dlaczego Bartek chce pomóc. Mi mimo całej niechęci do jej osoby zrobiło się jej żal. Bartek powiadomił jej rodziców, o stanie zdrowia Sylwii.
- Idziemy gdzieś?- spytał, gdy wychodziliśmy z sali, w której leżała Sylwia.
- Myślałam o tym, by jakieś zakupy zrobić dla dziewczynek.
- No to chodźmy.
Pojechaliśmy do galerii, gdzie zrobiliśmy mega duże zakupy, nie tylko rzeczy dla małych, ale także i dla nas. Zjedliśmy późny obiad.
- Chyba jesteś jedyną dziewczyną na tej ziemi, z którą da się robić zakupy. - stwierdził Bartek, gdy wsiadaliśmy do samochodu.
- To ma być komplement?- zapytałam podejrzliwie. Nie powiem, że jeśli tak, to na prawdę mi miło.
- A może być i komplement.- stwierdzł. W oczach płonęły mu iskierki radości.
Drogę powrotną odbyliśmy w milczeniu. Jedynym hałasem, poza głosem silnika było włączone radio.
- Wejsziesz na górę? - zapytałam, gdy Bartek parkował samochód pod blokiem.
- Nie obraź się, ale chciałbym wrócić do siebie. Muszę parę spraw organizacyjnych załatwić, i trochę popracować.
- Ok. No to ja lecę.- pocałowaliśmy się na pożegnanie, zabrałam toby z zakupami z samochodu i wysiadłam z niego.
Powoli poszłam do domu.
-----------
Witam w marcu :) coraz bliżej wiosna <3 choć nie mówię, że zima zła :p
Taki, nie taki, jakiś dziwny rozdział mi wyszedł. Nie taki miał być, gdy o nim myślałam na początku. Mimo to mam nadzieje, że dotrwaliście do końca :)
Trochę nie mam pomysłu na to co dalej, dlatego też może tak być, że jeszcze kilka rozdziałów i ta historia dobiegnie do końca... :/ Ale ja nie zamykam pióra! I kilka wolnych kartek jeszcze mam ;)
Komentujcie! Pewnie się powtórzę, ale to bardzo ważne dla mnie! I chyba, dla każdego, kto coś pisze i tworzy. (Osoby, które nie posiadają konta w bloggerze, także mogą i są proszeni o komentarze) :)
Zapraszam do strony na fb:
Nowy rozdział w sobotę 7.03
Marcyśka
Przeczytane! :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba!
Rozumiem obawy, wątpliwości głównej bohaterki i cieszę się, że wszystko się wyjaśniło.
Pozdrawiam!
http://pelniawyobrazni.blogspot.com
Jak zawsze cudeńko ;D
OdpowiedzUsuńNa miejscu Marceli chyba również bym miała wątpliwości, co do szczerości Bartka...ale cieszę się, ze wszystko sobie wyjaśnili ;) Może i chłopak nic nie czuje do tej całej Sylwii, ale wiadomo, osoba, z którą kiedyś było się związanym, nigdy nie będzie nam obojętna, tym bardziej, w momencie, gdy potrzebuje pomocy.
:O koniec? Nie! Nie pozwalam na to!!! Historia jest świetna i zdecydowanie różni się od pozostałych, jakie czytam, czy piszę...na pewno masz jeszcze ciekawe plany na życie Marceli, Bartka, Miśka i Jego rodzinki ^^
Zapraszam do mnie na czwartkowy rozdział:
http://szczerarozmowazprzyjacielempomaga.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**
Świetny :)
OdpowiedzUsuńJa na miejscu Bartka też bym się trochę przestraszyła, gdyby mój były chłopak wylądował w szpitalu w stanie ciężkim...
Ojejuńciu...... Małe dzieci zawsze są słitaśne. <3 Ja mam młodszą siostrę w wieku 3 lat, więc soł słiiiit <3
Co, co, co, co, co?! Ja na pewno dobrze przeczytałam? Ty chcesz to kończyć? Ja byłam przygotowana na jeszcze parędziesiąt rozdziałów! No nie, no błaaaagaaaam Cię!
Pozdrawiam i będę czekać na następny ;***
Cudny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńJa ci nie pozwalam kończyć! Chyba, że szykujesz dla Nas jakieś nowe genialne opowiadanko. :D
Rozumiem Bartka, ze chce pomóc Sylwii. W końcu byli kiedyś razem i to normalne, że jej współczuje w takiej sytuacji.
Dobrze, że sobie wszystko z Marcelą wyjaśnili i znów są takimi kochanymi gołąbeczkami. Uwielbiam ich! :D
Pozdrawiam, buziaki ;*