sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 20

"Na pewno nie raz przeżyłeś piękne chwile, a czasem miałeś gorsze dni. Czasem śmiałeś sie ze słów takich jak miłość..  Przyjaźń... Lecz czasem potrzebujesz ich!"

Odwiozłem Marcele spowrotem do domu. Sam też wróciłem do swojego mieszkania. Siadłem w salonie i patrzyłem jak za oknem jeżdżą samochody. Do mojej głowy napłynął obraz łez dziewczyny. Płakała, a ja byłem powodem jej płaczu. Była smutna, pod oczami miała cienie, wydawała mi sie chudsza niż zwykle. Chciałem aby zrozumiała, że to nie ma sensu. Mimo to moje serce szybko biło, gdy była blisko. Nie mogłem wtedy zebrać myśli, zachowywałem się jak dzieciak, a to u niej wywoływało radość. Odpychając ją, w całe nie czułem, że dobrze postępuję. Wręcz przeciwnie, czułem jakbym poraz kolejny sam siebie oszukiwał. Dla mojego serca nie było ważne to ile ona ma lat. Dla mnie ona była ważna. 
Wstałem i poszedłem po album ze zdjęciami. Na poczatku były zdjęcia, jak ja i Michał zajmujemy się Marcelą. Następnie tylko jakieś pojedyncze z okresu dorastania. Na końcu albumu były moje zdjęcia z Sylwią. Chyba tamta przeszłość przestawała dla mnie istnieć, gdy blisko była ona. Zebrałem te wszystkie wspólne zdjęcia, zabrałem zapalniczkę, wyszedłem na balkon i zdjecie po zdjęciu podpalałem niszcząc dowody mojego związku z Sylwią. Pół roku łez, pół roku oszukiwania samego siebie. Pół roku samych zwątpień. Ogień trawił bolesną przeszłość, a ja czułem ulgę. Poczułem, że ciężar złych dni spada. Teraz tylko najtrudniejsze zadanie przede mną. Odzyskać zaufanie i jakiś blask w oczach Marceli. Pieprzyć wszystko! 
Wróciłem do mieszkania. Czułem się tak, jakbym był zdolny do przenoszenia gór. Czułem przypływ energii. 
Poszedłem do pianina i zacząłem grać. Moje palce swobodnie biegaly po klawiaturze. Powstała melodia, którą chciałbym kiedyś Marceli zagrać. 
Rozdzwonił się mój telefon.
- Halo?
- Hej, Bartek. Już mam listę waszych koncertów, spotkań z fanami, wywiady dla gazet i telewizji. - to był nasz manager Wojtek. 
- Dobra. Prześlij mi to na maila. Płyty też masz jakieś do rozdania? 
- Tak. Konkursy na fb też jakieś zorganizujemy. No i Paweł proponuje wydanie nowego teledysku. Singiel dobrze się sprzedaje, więc trzeba tą dobrą passe podtrzymać. 
- Dobra. 
- No to w zasadzie tyle. 
- Ok. Dzięki. Cześć. 
- Cześć. 
Ten to zawsze ma dobry moment, żeby zadzwonić. Czekał mnie bardzo pracowity okres, co mnie bardzo cieszyło. 
Zadzwoniłem do Michała. 
- Halo?- po piątym sygnale wreszcie usłyszałem jego głos. 
- Hej. Możemy pogadać? 
- Gadaj przez telefon, bo nie mam czasu na spotkanie. Wiola wprowadza się do mnie.
- Jesteś pewny, że tego chcesz? 
- Zbliża się termin porodu, więc raczej nie mam wyjścia. Mów o co chodzi? 
- Bo.... Jakby to ująć....  
- No najlepiej to od początku. 
- Kurde, wiem! Ale zabijesz mnie.... No chodzi o to, że dziś łzy Marceli poruszyły moje serce...
- Co ty chcesz mi zakomunikować? Sumienie czy serce? Stary, weź proszę przemyśl to jeszcze, bo na prawdę nie chcę już widzieć jej płaczącej. 
- Po prostu... Przy niej zapominałem o Sylwi... I no, kurde powiedz mi co ja mam zrobić, żeby Twoja siostra mi wybaczyła? 
- Tego to ja nawet nie wiem. Proszę, nie traktuj ją jak zabawkę. I daj jej czas... 
- Prawda, że w tedy zepsułem wszystko? 
- Może nie wszystko, ale sporo. 
- Dobra, nie zawracam Ci już gitary. 
- Ok. Nara. 
- Nara. 
Czy jest jakiś człowiek na ziemi, który powie mi co mam zrobić, aby dziewczyna mi wybaczyła? Jakieś propozycje? Żadnej nie słyszę.... 
Wpadła mi do głowy pewna myśl, która postanowiłem od razu zrealizować. Miałem nadzieje, że pomoże mi to w jakiś sposób. 
Resztę dnia spędziłem na zakupach w galerii. Oczywiście, nie mogłem tego spokojnie zrobić, bo gdy jedna osoba mnie rozpozna i poprosi o zdjecie, to zawsze dziwnym trafem pojawia się kolejne 20 osób. Takie życie artysty. 
Kupiłem sobie kilka nowych ubrań, zjadłem obiad. Obładowany torbami wróciłem do domu. 
Napisałem SMS do Michała: wpadnę do studia, zrób coś, żeby mnie Marcela nie widziała. 
Nie wiem, co ty ogarniasz, ale ok. 
Zabrałem potrzebne rzeczy i pojechałem do Michała. 
Wszedłem do mieszkania. Ściągnąłem buty, które zabrałem ze sobą. Poszedłem do studia. Dochodziły do mnie rozmowy z tarasu. Napisałem SMS do Winiara, że juz jestem. Odpaliłem komputer. Zacząłem zabawę z poprawianiem i ulepszaniem muzyki. Całość zgrałem na płytę. Tak, przygotowałem specjalna kompozycje dla dziewczyny. Na kartce papieru napisałem list. Gdy to skończyłem była 2:56 w nocy. Trochę mi zeszło, czy warto i czy to przekona dziewczynę, to się okaże. Posprzątałem po sobie. Po cichu wyszedłem ze studia. List i płytę włożyłem do koperty, którą pozostawiłem przy lużku dziewczyny. Ubrałem buty i wróciłem do siebie. Szybko wziąłem prysznic i poszedłem spać. 

---------
Teraz przyjmuję zakłady- będą razem czy nie ? ^^
Komentujcie! Teraz także mogą to robić osoby nie posiadające konta w blogerze ! :) 
Pod ostatnim rozdziałem wpadł komentarz, że rozdział za krótki, a on miał na moim telefonie ok 3 stron a4 ;) także jeśli chcecie dłuższe to nie ma problemu ;) 
A z innej beczki- Wczorjaszy mecz wygrali Polacy, a nie "kupione coś"! Brąz jest w zasięgu naszych rąk, i po cichu liczę na to, że Francja pokona Katar ;) 
No i do zobaczenia w sobotę 7.02 ;) 

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 19

"Powiedz mi, czego tu nie rozumiemy? Skarb trzeba cenić, a my zakopujemy!"

Mój pech chyba nigdy się nie skończy. Dziś był dzień, wielki dzień dla mojej ręki, z której miałam mieć ściągnięty gips. Bardzo cieszyłam się z tego powodu, jednak mój entuzjazm opadł, kiedy dowiedziałam się, że do szpitala jadę z Bartkiem. Gorzej być nie mogło. 
- Siostra, ja Cię na prawdę przepraszam, ale na śmierć zapomniałem, że to dzisiaj. W tym czasie mamy wizytę z Wiolą u doktora. Wiesz, że zbliża się czas porodu. 
- Wiem brat...- siedzieliśmy w salonie, gdyby nie padało skora byłam jechać autobusem. 
- Wytrzymasz z nim. A jeśli nie, to daj mu w twarz, ja później poprawie. 
- Taaa.... Jak go nie widuje ostatnio, to mi przechodzi to uczucie. Ale jak go znów zobaczę, to może to wszystko wrócić... 
- Damy radę.- wyciągnął telefon i spojrzał na niego.- zbieraj się powoli, Bartek już jedzie.
- Ok.
Wstałam z kanapy i poszłam się ubrać w najwygodniejsze ubrania- szare spodnie dresowe, i bluzę. Tak, do tej pory czyli godziny 13 siedziałam w piżamie. Od kilku dni nie miałam ochoty na żadne ogarnianie się. Robiłam to tylko w ostateczności. Włosy związałam w koński ogon. 
Zeszłam na dół, ubrałam trampka, i kurtkę przeciwdeszczową. 
- Wychodzę! 
- Ok. My poźniej idziemy na zakupy, kupić Ci coś? 
- Tak, dużo czekolady. 
- Ej, proszę nie smuć się.
- Przecież się nie smucę. Ta czekolada to bedzie pocieszasz po tym co mnie za chwile czeka. 
- Ok.- i Michał wziął mnie w swoje ramiona. Zamknęłam oczy oddając uścisk. Wiedziałam już, że zawsze mogę na niego liczyć. Nie ocenia, a rozumie. 
- Już wystarczy na teraz tych uścisków, zostaw coś na pozniej. 
- Ta.. Głowa do góry! Wszystko będzie dobrze, a teraz musisz już iść, bo pewnie Bartek już czeka. 
- Pa.
Niechętnie opuściłam mieszkanie. Od grila minął ponad tydzień. Moje życie było bardzo monotonne, a właściwie to z domu nie wychodziłam. Nie miałam po co i do kogo. Szkoda, że serce po nieudanej miłości nie zrasta się tak  jak złamane kości.. 
Powoli schodzilam po schodach. Niby to tylko 10 stopni, ale dla mnie to wciąż był problem, by sie poruszać o kulach. Zrowa noga bardzo szybko sie męczyła, często w nocy miałam skurcze. 
Wsiadłam do windy i zjechałam na dół. Powoli szłam na parking, który był obok kamienicy.
- Pomóc Ci?- wyrósł jakby z ziemi Bartek. 
- Nie trzeba. Świetnie sobie sama daję radę. 
- Jak chcesz
W żółwim tempie dotarłam do samochodu. Wsiadłam i zamknęłam drzwi. Do mojej głowy napłynął obraz wydarzeń sprzed miesiąca, jak szcześliwie jechaliśmy do niego. Nie chciałam tego, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałam teraz cierpliwie czekać, aż moja głowa skończy ten potwornie bolesny seans. 
Cała drogę nie zamieniliśmy żadnego słowa. On prowadził samochód, a ja patrzyłam przez szybę na mokry od deszczu krajobraz Krakowa. Cały czas moje serce biło szybko, czułam jego nieziemski zapach, co utrudniało mi trzeźwe myślenie. Tyle bodźców na raz, to było dla mnie za dużo, ale musiałam to wszystko wytrzymać . Teraz nie okazywać uczuć, a później płakać przez resztę dnia i nocy. 
- Przestaniesz być kiedyś na mnie zła o to, że za Ciebie podejmuje właściwy wybór?- w końcu przerwał milczenie i spojrzał błagalnie na mnie swoimi niebieskimi oczami. Chcąc nie chcąc spojrzałam w jego tęczówki, i przez moment topiłam się w nich. Szybko oderwałam swoje spojrzenie od jego twarzy. 
- Jeśli sprawia ból, to nie jest właściwy.- tylko na tyle było mnie stać. Chciał szczerości to ją dostał. 
- Dorosłość to tylko takie wybory, które sprawiają mniej bólu. Kiedyś to zrozumiesz i mi podziękujesz. 
- Skończ ten temat! - krzyknęłam w końcu na niego. Ile można? 
Na szczęście byliśmy już na parkingu szpitala. Nałożyłam na głowę kaptur i wysiadałam z auta. Szlam powoli, a wiatr chłostał moją twarz. Dziękowałam w duchu, że pada deszcz, przez to mogłam ukryć łzy, ktore spływały mi po policzku. Nienawidzę tego gościa! 
Cały czas szedł za mną, jak cień. Nie musialm słyszeć go, ja po prostu czułam jego obecność. Z jednej strony chciałam z nim być i korzystać z każdej wspólnej chwili na maxa, a z drugiej strony wiedziałam, że to tylko przyniesie mi łzy i ból. 
Dotarliśmy do szpitala. Usiadłam w poczekalni, a chłopak poszedł nas zarejestrować. Przede mną było kilka osób w kolejce. Wrócił i usiadł obok mnie. 
- Jadłaś jakiś obiad?- spytał. Nie rozumiałam go, z jednej strony nie chce mnie, a z drugiej się o mnie troszczy.
- Nie i nie mam ochoty.- powiedziałam oschle. Znów ta bliskość rozwalała mi serce....
W końcu była moja kolej wejścia do gabinetu. Na środku pomieszczenia stalo biurko. Na lewo na ścianie wisiało urządzenie do podświetlania zdjeć RTG. Ściana po prawej stronie była cała obwieszona tablicami z kośćmi, itp. Za biurkiem było okno. Ściany jak to w każdym szpitalu pomalowane były na biało. 
Za biurkiem siedział pan ok 50 lat. Na nosie miał okulary. Na głowie miał ostatnie siwe włosy, większość jego twarzy pokrywała gęsta siwa  broda. Wydawał się sympatyczny. 
- Dzień dobry. 
- A witam. Jak tam samopoczucie? 
- Dobrze. Choć muszę pożalić się na częste skurcze w prawej nodze. 
- To z przemęczenia. Musisz odpoczywać i poruszać się tylko w ostateczności. 
- No ostatnio trochę ją nadwyrężałam. 
- To recepta, wiesz że jest prosta. Leżenie i nic nie robienie.
- No tak. 
- Pokaż tą rękę. 
Podałam mu ją. On zaczął rozwijać bandaż, następnie specjalnymi nożyczkami przeciął gips. Ręka była biała. 
- Na razie nie ruszaj ręka. Zawołam pielęgniarkę i zawiezie Cię na prześwietlenie. Jak bedą wyniki to wrócisz tutaj i w tedy zobaczymy co dalej z ręka.
- Dobrze.
Wstał od biurka i poszedł zawołać pielęgniarkę. Bartek nawet samej nie pozwolił mi wejść do gabinetu lekarza. Ehhh...
- Dzień dobry. - przywitałam się z pielęgniarką.
- Dzień dobry. 
Wsiadłam do wózka i pojechałam na badanie. Pielęgniarka ułożyła moja rękę na stole. Obniżyła aparaturę do badania. Wcześniej dała mi kartkę do podpisania, że nie jestem w ciąży. Tak bardzo delikatnie poczułam przechodzenie fal przez moja rękę. 
Następnie poczekam chwilę na zdjęcia RGT. I byłam spowrotem w gabinecie doktora.
- Co my tu mamy... - stał i wpatrywał sie w zdjecie mojej ręki. Sama na nim nie dostrzegłam żadnego złamania. Miejsce zlamania było jakby grubsze od pozostałej kości.
- Kość prawidłowo się zrosła. Teraz zanim zaczniesz nią ruszać w pełni, musisz ją trochę poćwiczyć. Z poczatku bedzie to bolesne, ponieważ masz mięśnie zastane... 
- Ok.
Pokazał mi jakie mam wykonywać ćwiczenia. Po tygodniu ręka miała wrócić do sprawności sprzed wypadku. 
- A mam jeszcze jedno pytanie. Bo ja kiedyś grałam w siatkówkę, i czy będę mogła wrócić do uprawiania tego sportu?
- O tym sie przekonamy, gdy noga wyzdrowieje. Także do zobaczenia, i mam nadzieje, że nie wcześniej jak za dwa miesiące. 
- Ja tez. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wyszłam z gabinetu. Ręka dawała o sobie znać.
- Już wszystko masz załatwione?- spytał mnie Bartek, który na moja prośbę opuścił gabinet. 
- Tak. Możemy wracać do domu. 
- Na pewno nie chcesz nic jeść?
- Na pewno.- jeść chciałam, bo byłam już głodna, ale nie chciałam z nim. 
Przywiózł mnie spowrotem do domu. 
Weszłam do mieszkania. Byłam zmęczona, głodna. Napisałam SMS do Michała: Kiedy wracasz? Po chwili mi odpisał: Za godzinę. Zamów sobie pizzę. Czy co tam chcesz na obiad, pieniądze sa na lodowce. Tak też zrobiłam. Czekając na posiłek przeglądałam rożne strony internetowe. Całkiem przypadkiem znalazłam artykuł dotyczący Bartka i Michała. Był to wywiad z nimi, a głównym tematem byłam ja, Wiola, i dzieci. 
Michał, w krótke masz zostać ojcem. Macie juz wybrane imiona? Możesz zdradzić płeć dziecka? 
Tak, Wiola jest w ciąży. Imię nie jest jeszcze wybrane. Chce to zrobić wraz z Wiolą i Marcelą. 
A kim jest ta tajemnicza Marcela? 
To nie tajemnica, a młodsza siostra. 
A ty Bartku, ostatnio byłeś widziany w towarzystwie pięknej brunetki. Możesz nam cos więcej zdradzić? 
Ostatnio? To nic nie znaczące spotkanie. Dalej jestem sam. I jak na razie nie chce tego zmieniać.
A jakie masz wymagania od przyszłej partnerki? 
Nie posiadam czegoś takiego. Teraz mam inne podejście do związków niż wcześniej. Dużo się zmieniło.
Pozniej rozmowa dotyczyła płyty i koncertów. Jeśli pytanie dotyczyło naszego spotkania, to cóż, gdybym o tym artykule wiedziała wcześniej, już dawno bym sobie go z głowy i serca wybiła... 
Zamówiona pizza dotarła do mnie. Dostawca był tak miły, że wniósł mi ją do mieszkania. Jak zwykle zjadłam pół dużej, a drugie pół czekało na mojego brata. Po paru minutach wrócił z Wiolą.
- I jak tam?- spytał po wejściu do domu. 
- Mogłabym was o to samo zapytać. No dobrze. Muszę rękę trochę poruszać odpowiednio i jest ok. 
- Dzieciaczki zdrowe, dobrze się maja. 
- To dobrze.
Michał zjadł zostawiona przeze mnie część pizzy. Następnie pojechał wraz z dziewczyną do jej mieszkania po jej rzeczy. Obydwoje doszli do wniosku, że to jest odpowiedni moment, aby Wiola wprowadziła się do nas. Kolejna zła informacja tego dnia. No jak pech to pech... 
Według zalecenia lekarza leżałam i odpoczywałam, żeby nie nadwyrężać nogi. Wieczorem wydawało mi sie jakby to Wioli było trochę nie na rękę, ale dziewczyna nic się nie odzywała. No i dobrze. Już na poczatku wiedziałam, że mieszkanie razem z nią, nie bedzie należeć do najprzyjemniejszych. Moje obawy zostały bardzo szybko potwierdzone, bo wieczorem chyba ze 2 godziny siedziała w łazience. Co tam robiła, to nie mam pojęcia. Koniec końców dopiero łazienka była wolna po 12 w nocy. Poszłam się w miarę możliwości wykąpać i poszłam spać.
-------- 
Taki se ten rozdział... ;)
No ale ciężar komentowania zostawiam dla Was! ;) komentować teraz mogą osoby nie zalogowane w blogerze ;) 
I jak zauważyliście lub nie, na górze jest odnośnik do mojego konta na Twitterze ;) jeśli chcecie to mogę założyć stronę na Fb aby was na bierząco informować o nowych rozdziałach itp ;) 
Kolejny rozdział 31.01 
Sesja coraz bliżej a ja dalej w lesie... ;(

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 18

"By czuć zapach Twego ciała skryte me marzenie, rosnące z każdym dniem, kwitnące jak płatki róży, dosięga serca mego nocą w czasie burzy.... Bez Ciebie nie! Tylko z tobą! Za tym tęsknie..."

Grill grillem, a goście gośćmi. Nie uwierzycie kogo mój brat zaprosił, albo już się domyślacie. W związku z tym, że wydali płytę, a ta miała być sprzedana w nakładzie płyty platynowej, mój brat urządził grilla. Zaprosił Pawła- szefa wytworni płytowej wraz z żoną i 3 letnim synem Dominikiem. Do tego Wiola, Bartek... Pół biedy jeśli sam, ale ten osobnik miał czelność pojawić się z jakąś dziewczyną, która mogła być z nim. Każde jego słowo było kłamstwem. Był także Facu. Chyba jedyny poza Pawłem normalny człowiek, bo Aśka (żona Pawła) też była lekko szurnięta. A może to pieniądze tak ludzi zmieniają? 
No nie ważne. Myślałam, że to bedzie normalne spotkanie, ale tak nie było. 
Goście wygodnie rozsiedli się na tarasie. Ja robiłam za kelnera na pełnym etacie. Mimo mojego stanu musiałam wypełniać obowiązki pani domu czyli biegać ze wszystkim góra- dół, góra- dół. W końcu nie miałam sił, więc postanowiłam zostać na dole. Leżałam i odpoczywałam, gdy zszedł do mnie Bartek. 
 - Możemy porozmawiać?- spytał z nadzieja w głosie. 
- Nie mamy o czym. Idź do swojej dziewczyny, bo na pewno tęskni już za tobą.
- To nie moja dziewczyna, tylko koleżanka....- zupełnie nie wiedziałam po co on mi to mówi. Przecież mnie to nie interesowało... To znaczy serce chciało, ale rozum nie pozwalał. 
- Super. To coś zmienia? Z resztą nie ważne.... 
- Chciałbym żebyś mi kiedyś wybaczyła...
- A ja chce mieć zrową rękę i nogę... Ale raczej tego mieć nie będę. 
- Prosze przestań tak mówić! Wszystko bedzie dobrze ! Jak chcesz, to moge Ci pomóc...
- Ty już wystarczajaco mi pomogłeś.... Rozwaliłeś mi serce... Jedyna twoja zasługa! 
- To nie tak, przecież wiesz?!! Boje sie, że cię zranię! 
- A wiesz czego ja się najbardziej na świecie boję?
- Czego? 
- Nie Ciebie, a węży i pająków! - krzyknęłam a po moim policzku popłynęły łzy! Znów przez niego płacze, a mimo to nadal wierze, że bedzie dobrze. 
- Co ty gadasz! Jak możesz kogoś kochać nie znając go?- spytał... Serio? A zakochanie od pierwszego wejrzenia? Istnieje coś takiego, czy to tylko bajki? 
- Idź już na goórę... Ta rozmowa nie ma sensu....
Wstał z łóżka i wykonał moje polecenie. Siedziałam i płakałam. Nienawidzę go i zarazem go kocham! Jeśli myśleliście, że tak się nie da, to jak widać byliście w błędzie. Kilka dni miałam takich, gdzie myśli o nim było mało, ale teraz czekają mnie takie, gdzie mój mózg to bedzie on. Największy i najukochańszy dupek na świecie! 
- Dlaczego płaczesz? - z rozmyślań wyrwał mnie Facu, który nie wiadomo po co przyplątał się na dół. 
- Bo mam swoje powody. - powiedziałam do niego oschle. 
- Ok. Gdzie znajdę piwo? 
- W lodówce a jak nie ma tam, to szafka obok lodówki.
- Dzięki.
Zabrał to co miał zabrać, i już go nie było. 
Włączyłam sobie telewizje, leciał akurat mecz z ligi światowej, tej na której zdobyliśmy złoto. Dokładnie mecz Polska -USA, emocje wróciły mimo tego, że wynik był znany od kilku lat. Siatkówka moje lekarstwo na wszystko. Obiecuje sobie, że jak tylko ściągną mi gips i będę mogła grać, to wywalczę sobie miejsce w szkolnej drużynie. Aby zyskać na czasie ide do technikum.  Nie oddam pasji tak po prostu. Nawet jeśli ma sie to wiązać z rożnymi wyrzeczeniami, jestem gotowa ponieść to ryzyko. 
"I znów historia rodzi sie na naszych oczach...!!" Miałam ochotę skakać z radości, wyjść i krzyczeć wygraliśmy ligę światowa! Ale szybko wróciła myśl, to już było...
Na zegarku było po 21, kiedy Paweł z żona i synem zbierali się do wyjścia. Pożegnałan ich. Bartek i jego koleżanka oraz Facu wymyślili, że idą dalej imprezować. Michał musiał zostać z Wiola w domu, ponieważ nie za dobrze sie czuła. 
- Pomożesz mi posprzątać taras? - spytał Michał.
- No, ale ja nic nie znoszę na dół. 
- Ok.
Poszłam na taras. Na niebie widać było pierwsze gwiazdy, oraz księżyc w pełni. Usiadłam na chwile i obserwowałam spokoje niebo. Gdyby tak spadła jedna gwiazdka, gdybym mogła mieć spełnione jedno życzenie serca. To życzenie sprawia ból, jego adresat jest dupkiem. Albo to ja źle ulokowałam uczucia. Nie ważne, jedno spełnione życzenie, nic więcej. 
Odwróciłam głowę od nieba i zaczęłam sprzątać talerze, zbierać sztućce, szklanki. Wszystko to podawałam Michałowi, który zanosił wszystko do kuchni. Kiedy wszystko było już sprzątnięte, po raz drugi spojrzałam na ciemne niebo. Ujrzałam spadająca gwiazdę, a serce złożyło życzenie, niech to co tyczy Bartka, a więc wszystko, niech bedzie dobrze.  

-------
Ah te marzenia!  Wierzycie, że spadające gwiazdy je spełniają?
Fajnie by było, gdyby nauka wchodziła do głowy tak szybko jak teksty piosenek, nazwiska sportowców... :) 
Oczywiście komentujcie! Teraz mogą to robić osoby nie zalogowane ;) 
A tak poza tym to #goPoland! (MŚ w szczypiorniaku się zaczęły :)) 
Z powodu, tego że mam za 2 tyg sesję, a za mało nadrobionych rozdziałów, następny pojawi się dopiero w sobotę 21.01 ;) mam nadzieję, że wytrzymacie tydzień ;) 

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 17

"Nie mnie przy Tobie, lecz przy mnie nie ma Ciebie!" 

Kiedy się obudziłam zadzwoniłam do Michała mówiąc mu gdzie jestem. Później poszłam się wykąpać. Stojąc w łazience w zaparowanym lustrze widziałam swoje odbicie. Próbowałam zrozumieć to co wydarzyło się wczoraj. Powiedziałam mu co do niego czuje, a ten tak mnie potraktował. Chociaż, czego ja się mogłam spodziewać? Na pewno nie tego, że odda pocałunek. Jak idiotka się zachowałam i było mi strasznie wstyd. Teraz na pewno nie mam u niego żadnych szans. Najgorsze jest to, że nie da się obudzić następnego dnia i już nic nie pamiętać, nie czuć nic. A tak bardzo tego potrzebowałam. Cały czas czułam się odrzucana przez wszystkich tych, których kochałam... Koniec mazania na dziś! 
Ubrałam się w szare spodnie dresowe i podkoszulek. Włosy związałam w koński ogon, nie bawiłam się już w żadne makijaże, ponieważ nie miałam i ochoty i siły na to. 
Zeszłam na dół, i włączyłam sobie muzykę. Smutne piosenki, właśnie na taką muzykę miałam ochotę, a ona działała kojąco na moje serce. Nie miałam sił na łzy. Bolało ale obiecałam sobie, że przez tego człowieka nie wyleje żadnej łzy. Niech się frajer goni! Położyłam się na łóżku.
Nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziło mnie głośne walenie do drzwi. 
- Już! - krzyknęłam do tego kogoś. 
Gdy je otwarłam, moje serce zaczęło walić jak szalone. W oczach zaczęły zbierać się łzy. Po drugiej stronie progu stał Bartek, w dłoniach trzymał bukiet czerwonych róż. 
Od razu chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale zdążył mi to uniemożliwić napierając ciałem na nie.
- Daj mi 5 minut, a wszystko Ci wyjaśnię.- zaczął na wstępie.
- Dla mnie wszystko jest jasne. Spadaj tam skąd przyszedłeś. 
- Nie pójdę, do póki nie porozmawiasz ze mną.
Przecież to robię, a właściwie to koniec tej rozmowy. Nara ci! 
- Nie pozbędziesz się mnie tak szybko! 5 minut, i już się więcej nie pojawię. O nic więcej cię nie prosze. 
- No to mów, bo mi się trochę spieszy. - staliśmy cały czas tak samo. Gdybym go wpuściła do mieszkania on mógłby się poczuć pewniej. 
- Chodzi o to, że źle się wczoraj wyraziłem...
- Wyraziłeś się bardzo jasno, dlatego nie rozumiem co tutaj robisz.- przerwałam mu, na co on popatrzył się na mnie wkurzony, ale szybko złagodniał.
- Proszę nie przerywaj mi! Wczoraj się źle wyraziłem, bo nie miałem na myśli tego co powiedziałem. Chciałem Ci dać do zrozumienia, że przyjaźń z tobą jest dla mnie ważna, ale nie szukam żadnych poważnych związków, nie chce nikogo ranić. Nie chce cię, bo jesteś siostrą mojego kumpla, a gdybym cię zranił to on by mnie zabił...
- Nie rozumiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobił? Z reszta lepiej będzie, jak się już nie będziemy ani przyjaźnić, ani znać. I twój czas minął.- chyba logiczne się to wydaje... Taką mam nadzieję...
- Przepraszam. - chciał mi dać kwiatki, ktore trzymał w ręku.
- Weź ze sobą te chaberdzie! - powiedziałam i zamknęłam drzwi przed nim. Odwróciłam się i ze łzami w oczach poszłam się położyć.
W tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Płakałam przez tego dupka! Możemy się przyjaźnić... To tak samo kurwa, jak dostawca pizzy i pizza, którą rozwozi, jedyne co może, to sobie powąchać! Na prawdę, wole żeby ta znajomość się skończyła! Z reszta jak można być tak bezczelnym?! W jeden dzień jest cudowny a w następny zadaje ból większy niż Rów Marjacki. Nienawidzę go! Co moje serce sobie ubzdurało?! 
Cały czas w mojej głowie był obraz jego uśmiechniętej twarzy. Jego spojrzenia w którym widziałam swoje odbicie... Te krótkie chwile, które razem spędziliśmy były dla mnie ważne. Teraz trzeba o wszystkim zapomnieć. Zacząć żyć od nowa. Mój pieprzony pech, wszyscy na których mi zależy maja mnie gdzieś...
Nad ubolewaniem nad moim losem upłynęło mi kilka dni. Przerwał mój czas smutku przyjazd Michała. 
-Jadłaś coś?- spytał na wstępie, gdy mnie zobaczył.
- Poza czekoladą to nic. Nie mam ochoty na jedzenie. 
-Ale musisz cos jeść. - usłyszałam w jego głosie nutkę pretensji i obawy.
- No to jem, czekoladę...- twardo trzymałam się swojego zdania.
- Proszę, przestań już płakać. Świat nie kończy się na Bartku. Jeszcze spotkasz lepszego od niego chłopaka...- na prawdę, aż tak bardzo to wszystko było widoczne? 
- To ja cię prosze przestań! Dla mnie ten temat jest skończony. Nigdy go nie było i nigdy go nie bedzie!- odparłam, chciałam żeby tak było, a przynajmniej próbowałam w to wierzyć.... 
- Ok. Ide na zakupy.
- Ok.
Kiedy miałam wszystko już poukładane w głowie, przeszedł mój brat i zniszczył mój ład jednym słowem, w zasadzie jednym imieniem. Moje serce znów zaczęło krwawić. Ale obiecałam sobie- żadnych łez! I tego się trzymam. 
Michał wrócił obładowany siatkami.
- Ktoś ma przyjść, że tyle jedzenia kupiłeś? - spytałam zdziwiona.
- Yyy, tak. Jutro robimy grila, na którego zaprosiłem kilka osób. Mam nadzieje, że się nie gniewasz, że ci o tym teraz mowię.- spytał niepewnie. 
- Nie, spoko.   
- Ok.
Chłopak zrobił mi pierwszy pożądny posiłek od mojego powrotu z pseudo wakacji. To uświadomiło mi jak bardzo jestem głodna. 
Resztę dnia spędziłam wspólnie z Michałem na przygotowaniach jedzenia na jutrzejszego grilla. 

------------
Taki rozdział... ;) 
Komentujcie! Iii nie wiem co jeszcze mogę napisać... ;) 
Chyba tylko tyle, że akcja się dopiero rozkręca i będzie się działo! 
No to do zobaczenia w sobotę 17.01 
Miłego dnia! :D  

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 16

"Teraz plask na pysk, światła błysk, obudź się! Obudź się, bo poniesiona porażka może uchronić od błędu!" 

Gdy dostałem SMS od Marceli, że jest w Krakowie mogłem spokojnie iść spać. Cały czas zastanawiałem się gdzie jest, dlaczego nie odbiera telefonu. Bałem sie, że mogła sobie coś zrobić. Bartek też dziwnie się zachowywał przez cały czas. A o Wioli nie wspomnę... Twierdziła, że to dobrze, że jej nie ma... 
Rano obudził mnie dźwięk komórki. 
- Halo?- spytałem zaspanym głosem.
- Jestem w Krakowie. Miłej zabawy i miłego wypoczynku wam życzę.- to była Marcela. 
- Młoda, co się stało, że ucieklaś stąd? Tak bez słowa? Ty zdajesz sobie sprawę, jake miałem piekło przez to? Zachowujesz sie nieodpowiedzialnie! 
- Po pierwsze to pogadaj z tym debilem Bartkiem, a potem się na mnie wydzieraj!- powiedziała to i usłyszałem jej cichy szloch.
- Już dobrze. Pogadam z nim, ale obiecaj mi że następnym razem jak ten debil coś zrobi to dasz mi znać od razu. 
- Ok. Miłego pobytu. I masz go nie skracać ze względu na mnie. 
- Yhym... Pomyśle... 
- Pa. 
- Pa.
Zaczynam się bać tego, co za raz zamierzam wyciągnąć od Bartka. Boję się, że w swej desperacji mógł ją skrzywdzić.... Na prawdę, moja głowa pęknie od tych wszystkich czarnych scenariuszy. 
- Bartek! - zacząłem go wołać. Wolałem mieć od razu tą rozmowę z głowy. 
- Czego chcesz ode mnie!- wszedł i i stanął w rozkroku z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Oświeć mnie, co się stało wczoraj między tobą a Marcelą? - powiedziałem do niego i wstałem z łóżka żeby ewentualnie dać mu w twarz. 
- Nic sie nie stało. 
- Jak to się nic kurwa nie stało, jak ona stąd uciekła? 
- No bo nic się nie stało. Kurwa! Nie wiem czy nawet chcesz tego słuchać! 
- Chce bo to dotyczy mojej siostry! 
- Kurwa! No bo przez to wszystko ona się we mnie zakochała a ja w mało delikatny sposób dałem jej do zrozumienia, że nie bedziemy parą. To sie kurwa stało! 
- Ja pierdolę! To że masz trzymać łapy przy sobie to wiesz, ale kurwa ty nie wiesz że dziewczyny w jej wieku się szybko zakochują? Ty weź pomyśl co to dla niej znaczy! Ja pieprze... 
- Myślałem, że się tylko kumulujemy! Nawet jej powiedziałem o Sylwii... Ja pierdole... Ide sie przejść...
Nikt w tej sytuacji nie był winny. Biedna Marcela... Ja rozumiem, że ten pajac jest przystojny, ale żeby się w nim zakochać... Nastolatki jednak potrafią wszystko... 
Zszedłem na dół. Zrobiłem sobie śniadanie. Choć patrząc na to że było po 12 to raczej był to lunch. Zjadłem posiłek. Wróciłem na górę, ubrałem kąpielówki i poszedłem nad jezioro.  Na kocu leżała Wiola.
- Hej kochanie- pocałowałem ją w usta. 
- Hej. Znalazła się zguba? 
- Tak. Jest w Krakowie. Powiedz mi, czy ty jak miałaś 17 lat to zakochałaś się w każdym przystojnym chłopaku?
- W liceum miałam chłopaka i on mi wystarczał. A czemu pytasz?
- Bo Marcela jest zakochana w Bartku. Niestety bez wzajemności. 
- Co ty gadasz?! W naszym Bartku?! To się porobiło...
- No w Kurku. 
- Taka małolata, a już wie gdzie lokować uczucia. Dobra jest. Nie musisz się o nią martwić, bo da sobie świetnie radę. Z takim gustem daleko zajdzie.
- Ej! Nie przeginaj! To jest moja siostra! I mimo wszystko powinnaś ją szanować! 
- Przecież ja nic nie mowię. 
Wstałem i poszedłem popływać. Przepłynąłem na druga stronę brzegu, ale w całe nie poczułem żadnej ulgi. Dlatego drogę powrotna postanowiłem przebiec. Zmęczony wróciłem do domu. Na raz wypiłem pół dużej butelki wody. Gdy szedłem na górę minołem się z Bartkem, który szedł z spakowaną torbą. 
- A ty gdzie się wybierasz? 
- Wracam do Karakowa. 
- Po co? 
- Bo mam sprawę do załatwienia. I prosze nie zatrzymuj mnie. Miłego wypoczynku. 
Ja pieprze... Co za ludzie, pierw jeden uciska, teraz drugi też nagle musi wrócić... Zdecydowanie tutaj mieli za mało atrakcji bo im się w główkach poprzestawiało. 
Poszedłem się ogarnąć i wróciłem na zewnątrz do Wioli. Reszta dnia upłynęła nam na leniuchowaniu. 

-------
Taki luźny rozdział dla Was :) 
Myślicie, że Bartek poszedł po rozum do głowy?^^ 
zachęcam do komentowania ;)
Kolejny rozdział tradycyjnie we wtorek 13.01 ;) 
Miłego dnia! 


wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 15

"Na szybie symbol planów z których nic nie wyszło, rozerwane serce zszyte porozrywaną nicią."

Obudziłam się następnego dnia. Nie bardzo miałam ochotę podnosić się z łóżka. Tak dobrze mi się leżało. Mój święty spokój zaburzył nie kto inny jak Bartek. Wpadł do pokoju i rzekł:
- Wstawaj śpiochu! Już po 10! Ile można spać? - nie było w ogóle po nim widać, że ma złamane serce, wręcz przeciwnie wyglądał jak ktoś zakochany. 
- Kiedy ja nie chce... Dobrze mi tu. 
- Dzis nie bedzie śniadania do łóżka. 
- Dlaczego? 
- Bo to taka nasza tajemnica. Michał się nie może dowiedzieć, bo mnie zabije! Wstawaj!- podszedł do łóżka i zrzucił ze mnie pościel. 
- Nieee! Oddaj mi to! Nigdzie się stąd nie ruszam! 
- A pokazać Ci, że tak?- rzucił sie na łóżko i zaczął mnie gilgotać. Ja śmiałam się i odpychałam go od siebie. W końcu wylądowaliśmy na podłodze. 
- Już opuściłaś łóżko, to chodź na dół. 
- Później zejdę. 
- Nie później tylko teraz! Masz 10 minut, a jak nie to zrobię to siłą. 
- Grozisz mi? 
- Tak. - wystawił język, podniósł się z ziemii i wyszedł z pokoju. 
Mi nic innego nie zostało jak pójść się ogarnąć. Ubrałam się w szorty i podkoszulek. 
Za oknem świeciło słońce, a wiatr delikatnie poruszał liśćmi. 
Na dole czekały na mnie kanapki z pomidorem. Zjadłam je i wyszłam na zewnątrz. Udałam się w kierunku jeziora. Wiola leżała na kocu, a chłopaki skakali do wody z pomostu. Postanowiłam przysiąść z boku pomostu i zdrowa nogę zanurzyć we wodzie, a złamaną położyłam na deskach pomostu. Obok mnie była zacumowana łódka. Ściągnęłam podkoszulek, i zaczęłam słuchać muzyki z odtwarzacza. Gdybym nie miała tego feralnego wypadku, to z pewnością przez cały dzień nie wychodziłabym z wody. 
Na obiad zjedliśmy pizzę, którą zrobił Bartek. To była zdecydowanie najlepsza pizza jaką jadłam w swoim życiu. On z każdą wspólnie spędzoną chwilą punktował u mnie jeszcze bardziej. 
- Młoda, chodź popływać. - powiedział do mnie Bartek po zjedzonym posiłku.
- Że niby jak? Z gipsem i śrubami w nodze to trochę trudne zadanie. 
- W łódce geniuszu. 
- Trzeba tak było mowić od razu geniuszu.
- Chodź już.
Poszłam posłusznie za nim. Zanosiło się na to, że to bedzie jedyna atrakcja w ciagu całego dnia. 
Wsiadłam, a Bartek odwiązał linę, którą łódka była przymocowana do pomostu. Następnie odepchnął łódkę i wskoczył do niej. Zabrał wiosła, odpowiednio je umieścił i popłynęliśmy. Mogłam sie na niego gapić ile chciałam, ponieważ siedzieliśmy na wprost siebie, i miałam ubrane okulary. Chłopak był w samych szortach, co powodowało u mnie narastającą chęć rzucenia się na niego.  Na prawym boku miał tatuaż, coś napisane chińskim pismem.
Dopłynęliśmy do wyspy, która była po drugiej stronie od naszego domku. 
- Chodź, pokaże ci coś.- podał mi rękę, i pomógł wyjsć z łódki.
- Ok.- odparłam. - ale gdzie ty mnie prowadzisz? Tutaj tylko jakieś chaszcze rosną, nie ma żadnej ścieżki... - nie bardzo podobał mi się ten pomysł.
- Spokojnie. Chodź na barana. - wziął mnie na swoje plecy i szedł wzdłuż brzegu wyspy. 
Była tam delikatnie wydeptana ścieżka. Słońce świeciło wprost na nas, a na jego ciele pojawiały się kropelki potu. W końcu dotarliśmy na druga stronę wyspy. To co ujrzałam zaparło mi dech w piersi. Było pięknie i magicznie! Słońce igralo z tafla wody odbijając się od niej. Dalej rozciągał się widok długiej, wolnej przestrzeni jeziora a po bokach był las. Naszych uszu dobiegał dźwięk śpiewu ptaków. 
- Ładnie tutaj.- stwierdziłam, a Bartek dalej stał i patrzył w dał.
- Chodź usiądziemy. - powiedział szeptem. 
Podeszliśmy bliżej wody i usiedliśmy na trawie. Przez długą chwile żadne z nas nic nie powiedziało, jakbyśmy się bali, że nasza rozmowa może zniszczyć widziany obraz. 
- Zabrałem Cię tutaj, bo chcę z Tobą porozmawiać o tym, co wczoraj zaczęliśmy. Chce ci opowiedzieć tą historię. Nie wiem dlaczego akurat tobie... Wydaje mi się, że możesz mnie zrozumieć. A więc.... Z Sylwią było jak w bajce, jak w najpiękniejszym śnie... Poznaliśmy się na imprezie, od razu sobie przypadliśmy do gustu. Piękna, uśmiechnięta dziewczyna. Zakochałem się w niej. Było miło. Pewnego dnia obudziłem się sam. Zamiast niej ujrzałem kartkę. Napisała tam: Kocham Cię, ale nie możemy być dalej razem. Nie szukaj mnie, nie dzwoń, nie pisz. Niech będzie tak jakbyśmy się nigdy nie poznali. Zawsze Cię będę kochać, Sylwia." Wiele  razy pisałem, dzwoniłem, ale była głucha na me telefony. Nie rozumiem, czemu to zrobiła... Nadal ją kocham... Codzień się duszę ogarnięty wspomnieniami... 
Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Chciałam go w jakiś sposób pocieszyć, ale nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, dlatego go przytuliłam. On po chwili wachania oddał uścisk. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale powiedziałam mu:
- Ja nie jestem taka, mi możesz zaufać...- i pocałowałam go w kącik ust. Oderwał się ode mnie jak poparzony, mimo ciepła jakie panowało na zewnątrz, poczułam chłód, gdy go nie było.
- Co to miało znaczyć? Dziewczyno, sorry, ale nie bedziemy razem! W ogóle co ty sobie wyobrażasz! Dla mnie jesteś dzieckiem! Nawet 18 lat nie masz! Ja nie wiem co ci strzeliło do głowy, co mi, ale chciałem się z tobą tylko przyjaźnić! - zerwał się z miejsca, i stał nade mną to wszystko mówiąc, a mi serce pękło na drobne kawałki.
- Dzięki, że mi to mówisz! Na pewno będę o tym pamiętać! A i pamiętaj przyjaźń damsko- męska nie istnieje! 
- Kurwa!!! Ogarnij się! Ja pierdole co ja zrobiłem...- nie wiem czy to mówił do siebie, czy do mnie. 
- Następnym razem, jak będziesz się zabierał za jakąś małolatę, to pomyśl czy tego chcesz, a nie rób jej nadziei! Debil! Możemy wrócić do domu?- spytałam poirytowana. 
- Tak. 
Żadne z nas już więcej słowem się nie odezwało. On szedł szybkim krokiem, a ja ledwo za nim nadążałam. Przez tą złamana nogę na pewno poprawię moją kondycję fizyczną. Przez tego barana też! 
Gdy dotarliśmy do domu, ja nie wiele myśląc wzięłam moje najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z domu. Pieprze takie wakacje. Na pewno z 3 debilami długo nie wytrzymam. Postanowiłam wrócić do Krakowa. Michał z Wiolą byli zajęci sobą, a Bartek gdzieś poszedł, także nikt z nich prędko nie zauważy że mnie nie ma. Z resztą, czy ja dla nich coś znaczę? Raczej nic, skoro mnie tak traktują. 
Po woli szłam drogą, która była jeszcze dłuższa niż mi się z poczatku wydawało. Po ponad godzinie dotarłam do głównej drogi. Czekałam, aż jakieś auto się zatrzyma i weźmie mnie na stopa. 
W końcu udało sie. Jakiś pan po 40 zabrał mnie i podwiózł do Białegostoku. Stamtąd miałam pociąg prosto do Krakowa. Kupiłam bilet do wolności. 
Wsiadłam w pociąg. Gdy ruszyliśmy zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. Postanowiłam, że gdy dojadę do Krakowa dam znać Michałowi gdzie jestem. Obecnie nie miałam ochoty na żadne kłótnie. 
Po 3 w nocy byłam już w Krakowie. Byłam strasznie zmęczona, lecz resztkami sił dotarłam do domu. W czasie podróży mój telefon się rozładował, gdy go podłączyłam do prądu i włączyłam okazało się że miałam 60 połączeń nieodebranych i 40 wiadomości. Do Michała napisałam tylko, że jestem w Krakowie i poszłam spać. 
------
Tylko nie bijcie mnie mocno za ten rozdział!!
Tak, jutro powrót do szkoły :/ czy tylko mi się nie chce? 
Tak dobrze mi się pisze o wakacjach... ;) 
Ostatnie ogłoszenie parafialne: nowy rozdział tradycyjnie w sobotę 10.01 
Ps. Jak tak publikuje i piszę rozdziały to czas mi tak szybko płynie ;) 

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 14

"nie ma cię przy mnie, jesteś daleko, strasznie tęsknie nie pytaj dlaczego... "

Dziś nastał dzień wyjazdu. Wstałam z wielką energią i chęcią do życia. Od zawsze lubiłam podróżować. Moi rodzice od kąd skończyłam 14 lat wysyłali mnie za granice na wakacje. Zwiedziłam wiele pięknych miejsc. 
Wstałam i poszłam zrobić sobie kromki z drzemem, oczywiście z truskawkowym. Gdy jadłam posiłek, zszedł Michał na dół.
- Siemanko! Cieszysz się, że już dziś jedziemy? - spytał. Jemu też od rana dopisywał humor. 
- Hej. Jasne że tak. A o której jedziemy? 
- Myśle, że ok 12 wyjedziemy . Jak dojedziemy, to na kolacje możemy sobie zrobic ognisko.
- A skąd wiesz, że tam bedzie miejsce na ognisko? 
- Bo w zeszłym roku tam byliśmy z Wiolą.
- Ok.
Zrobił sobie kawę, i usiadł przy stole. 
- Spakuj swoje rzeczy. 
- Ok.
Na zrobienie tego miałam 2 h. Nie jest źle. Poszłam się ubrać w białą bokserkę i seledynowe szorty. Za oknem mocno świeciło słońce.  Zeszłam na dół i do torby wrzucałam rzeczy które kupiłam wczoraj z Michałem. Trochę tego było, ale która dziewczyna nie lubi mieć dużo ubrań? 
Następnie wpadły kosmetyki, ręczniki, buty. Oczywiście moje ulubione białe trampki. Ładowarki do telefonu, laptopa, odtwarzacza. Chyba już wszystko spakowałam. 
Dostałam SMS od Michała: spakuj jedzenie. No to poszłam do lodówki i wrzuciłam wszystko to co wpadło mi do rąk. 
Było przed 12, gdy mogłam spokojnie sobie siąść. Włączyłam sobie telewizor. Oglądałam wszystko i nic. W końcu przyszedł Michał z Wiolą. 
- Młoda idziemy. Łap kluczyki od samochodu, ja zniosę torby do auta, pozakręcam wodę, okna zamknę .. 
- Jasne. Idziemy? - spytałam Wiolę, która stała w drzwiach i chyba czekała na zbawienie. 
- Tak, tak. 
Zeszliśmy na dół w milczeniu. Trochę obawiałam się wspólnych wakacji z tą dziewczyną, ale postanowiłam dać jej szanse i ją poznać. 
Wygodnie rozłorzylam się na tylnich siedzeniach. Miedzy mną a Wiolą panowała niezręczna cisza, której nie chciałam przerywać. Po kilku minutach pojawił się Michał. Pojechaliśmy po Bartka. 
Chłopak stał przed blokiem i czekał na nas. Zapakował swoją torbę do bagażnika i ruszyliśmy w drogę. 
Po 3 godzinach byliśmy już w Warszawie, dlatego postanowiliśmy zatrzymać się w McDonalds. 
- Młoda co chcesz do jedzenia? 
- Jakiś zestaw. Byle duży, bo strasznie jestem głodna
- Ok. A ty Wiolu? 
- Obojętne mi to. 
Bartek stał już w kolejce. Michał odszedł od nas.
- Możemy przerwać to milczenie? - spytałam Wiolę.
- Jasne, chociaż to ty od początku naszej znajomości mnie unikasz. 
- Bo od poczatku nie zrobiłaś na mnie dobrego wrażenia. Szanuje to żecjesteś z moim bratem, ale nie rozumiem tego twojego gadania, że niby Ci wszyscy bedą zazdrości.
- Nie rozumiesz, bo za krótko żyjesz. O popatrz- pokazała na chłopaków i jakiś dziewczyny obok, które chyba prosiły o zdjęcie. Jak widać bardzo skutecznie.
- A nie boisz się o to, że one ci go zabiorą? - spytałam.
- Nie, bo jestem z nim w ciąży, a to jest swego rodzaju zabezpieczenie. 
- Faje podejście, nie ma co! Wiesz, zawsze chciałam aby mój brat był i kochał bezinteresownie, ale widać, że tak się nie da. Powiem ci co myśle, nawet małżeństwo nie jest żadnym zabezpieczeniem. Jedynym jest szczera miłość, ale to tyczy się ludzi, dla których pozycja społeczna jest bez znaczenia.
- I właśnie dla tego kocham twojego brata. - powiedziała to i sztucznie sie uśmiechnęła. A mnie kurwica trafiała. 
- Też Cię kocham słońce. - powiedział jakgdyby nigdy nic Michał. 
Popatrzyłam się na Bartka, który idealnie oddał to co myślałam. Włożył dwa palce do ust w geście wymiotowania. I teatralnie przewrócił oczyma. Chyba miał podobne zdanie co ja. 
- Jedzmy, bo wystygnie zimne jedzenie.- stwierdził Bartek.
- Zabrałam swój zestaw. Jedzenie faktycznie do ciepłych nie należało. Było całkiem zjadliwe. Posiłek zjedliśmy w milczeniu. 
- Idę do toalety. - stwierdziłam i opuściłam towarzystwo. Załatwiłam potrzebę. Choć tak na prawdę chciałam przez chwile pobyć sama. Kompletnie nie rozumiałam miłości Michała i Wioli. Była sztuczna jak ta dziewczyna. Po 15 minutach wróciłam do towarzystwa. 
- Ej wiecie co zrobiłem?- spytał Bartek, uśmiechał się pełną gembą, a oczy tak uroczo mu się świeciły. 
- No co? Pochwał się geniuszu. - powiedział Michał.
- Posprzątałem gruntownie dom! - powiedział dumny z siebie.
- No to faktycznie nie lada wyczyn! - podsumował go mój brat.- Chyba miałeś jakiegoś kaca moralnego. 
- Ej, nie wszyscy muszą wiedzieć, że dalej kocham moją byłą. 
- Właśnie się do tego przyznałeś geniuszu.- oświeciłam go. 
- Kurde... Ale nie ważne. 
- Ważne, ważne.- wystawiłam mu język.- pamiętaj, że wszystko co powiesz może być użyte przeciwko Tobie.- powiedziałam do niego. 
- Chyba mi tego kochanie nie zrobisz- tak, zrobił maślane oczka, a mi serce zaczęło szybciej bić. Był taki uroczy i kochany...
- Dobra, koniec tego dobrego. Zbieramy się i jedziemy dalej. - podsumował Michał. 
Tak też zrobiliśmy. Przez większość drogi chłopaki dyskutowali o swoich sprawach, a ja z Wiolą nie zamieniłam żadnego słowa. 
W końcu dotarliśmy na odludzie. Na prawdę na odludzie! Z głównej drogi zjechaliśmy w jakąś żwirowaną, która przez kilka kilometrów ciągnęła się otoczona lasem. W końcu gdy wyjechaliśmy z tej dziczy ukazał nam się domek położony obok ogromnego jeziora. Zachodzące słońce kąpało się w jeziorze. Mimo że brakowało tłumów, to było idealnie. Wysiadłam z auta i miałam ochotę wskoczyć do spokojnej tafli wody. 
- Podoba sie? - spytał Michał.
- Jak na razie to tak. Śliczne miejsce. Mam nadzieje, że internet jest?
- Nie ma. Musisz to jakoś przeżyć. Albo pochowany cię na dnie jeziora.- Zażartował Bartek, a mi w całe nie było do śmiechu.
- Nawet sobie jaj nie róbcie!- powiedziałam do nich oburzona. 
- Mówiłam Ci Miśu, że to rozpieszczona dziewucha? Nie wierzyłeś mi, to masz. - głos zabrał najmniej lubiany osobnik.
- Weź się zamknij!- krzyknęłam na nią. 
- Młoda uspokój się! Bez żadnych kłótni. Jak macie się tak zachowywać, to lepiej żebyście się szerokim łukiem omijały! - powiedział trochę zdenerwowany Michał.
- Zapraszam do środka!- krzyknął Bartek, który udał sie w międzyczasie do drzwi. 
- Pomożesz mi? - spytałam go. 
- Jasne! - podbiegł i wziął mnie na ręce. - poczuj się jak panna młoda. Uroczyście przenoszę Cię słońce przez próg. - powiedział to z całkowitą powagą. A ja się z niego śmiałam. Był kochany.
- Dziękuje Ci mój mężu. 
- Ależ proszę Cię moja kochana żono. 
- Nie słodzcie sobie już, tylko Bartek weź resztę torb.- jak zwykle poważny Michał.  
Chłopak posłusznie poszedł spełnić prośbę mojego brata. 
- To gdzie mam pokój? - spytałam Michała.
- Skoro ty i Bartek już jesteście małżeństwem, to macie jeden wspólny.
- Co?! 
- No sorry, ale gdy rezerwowałem ten domek, to nie brałem pod uwagę tego, że ty też tu będziesz. 
- Fajnie. To który to? 
- Pierwszy po prawej na górze. 
Poszłam tam, bo miałam już dość tego wszystkiego. Cały czas czułam się jak piąte koło u wozu. 
Położyłam się na łożku i zaczęłam płakać do poduszki. Gdyby żyli rodzice, tego wszystkiego by nie było. Nie byłoby ani Michała, ani Wioli. Byłabym prawie jak jedynak. I cały czas wierzyłabym w to, że Michał nas znać nie chce. 
Do pokoju ktoś wszedł.
- Marcyś...- leżałam plecami do drzwi, ale na sam głos Bartka moje serce chciało uciec do jego. Pytanie, czy kiedykolwiek jego zechce biec do mojego... 
- Co Ci ten debil zaś powiedział?- spytał zatroskany chłopak. Ja uparcie milczałam, tylko łzy płynęły mi po policzkach.
- Jak nie chcesz, to nie mów. Tylko jak następnym razem będziesz sie obrażać na cały świat to weź pod uwagę fakt, że dla Michała to wszystko to także nowa sytuacja. Mi też nie uśmiecha się wspólny pokój z Tobą, ale potraktujmy to jako zabawę. Jak bardzo chcesz, to moge spać na ziemi... - przerwałam jego monolog.
- To nie o to chodzi... - powiedziałam i jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Wciąż leżałam obrócona do niego plecami. 
- Cii. To powiedz o co chodzi. Tak bedzie prościej...
- Po prostu tęsknie za rodzicami.... - odparłam, a po moich policzkach popłynęła kolejna fala łez. 
- Ja codziennie tęsknie za moją byłą dziewczyną. I to jak zachowuje sie Michał z Wiolą, te ich czułości w całe mi nie pomagają się pozbierać. Mam serce połamane na tysiące drobnych kawałków...- głos mu sie zaczął łamać- kocham ją! A jej nie ma, po prostu nie ma.... 
I tak siedzieliśmy obydwoje pogrążeni w smutkach. Chyba Bartek rozumiał to jak się czułam, ja na pewno w jakimś stopniu rozumiałam jego. 
Po pewnym czasie do pokoju wpadł mój brat.
- Ej, chodźcie na dół. Ognisko będziemy robic. - powiedział to i od razu wyszedł.
Po woli zaczęłam podnosić się z łóżka. Bartek wstał trochę szybciej ode mnie i pomógł mi sie podnieść. 
- Wskakuj na barana.
- Kręgosłup Ci pęknie. Mam jedną sprawną nogę, dam radę zejść. 
- Dupa Maryna.- i porwał mnie na ręce. Moja głowa wyładowała pomiędzy jego ramieniem a szyją, przez co mogłam rozkoszować się jego nieziemskim zapachem. Od tego gdy mnie postawił na ziemi zakręciło mi się w głowie.
Na zewnątrz paliło się dość sporych rozmiarów ognisko. Panowała bezchmurna, bardzo gwiezdzista noc. Miejsce na ognisko znajdowało sie koło jeziora. Obok był stolik i ławki. Na stoliku leżały pocięte już kiełbaski, chleb, herbata, i ketchup. 
Usiadłam na jednej z ławeczek na wprost ogniska. 
- Masz.- podał mi Michał widełki z nabitą kiełbasą. 
Wsuchiwałam się w nocny koncert świerszczy. Płomienie ogniska odbijały się w spokojnej tafli jeziora. 
Chłopaki pili piwo. Sama z chęcią bym się napiła, ale niestety branie tabletek przeciwbólowych mi to uniemożliwiło. 
Kiedy zjadłam swoją kiełbaskę, poczułam sie zmęczona. Opuściłam towarzystwo i poszłam się wykąpać. A następnie udałam się spać.
--------
14 dla Was ;)
Tak późno, bo... Godzinę temu wstałam ;) 
Wiem, że w tym rozdziale za dużo sie nie dzieje, no ale po prostu taki musi być ;) Liczę na wasze komentarze! I dziękuje wszystkim tym, którzy zostawiają po sobie ślad w postaci komenarza! Jesteście mega!! :*
Kolejny pojawi się 6.01 ;) 
Buziaki!