sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 27

"Pozostały nam jeszcze jakieś cztery sekundy, myśle o tym, czemu świat bywa czasem okrutny..."

- Wstawaj!- szarpał i krzyczał mi do ucha jakiś bezczelny typ imieniem Michał.
- Czego?- zapytałam nie otwierając oczu i przykrywając się jeszcze szczelniej kołdrą.
- Po prostu wstań już.- powiedział dość zirytowany.
- Nie.
- Młoda! Do cholery, proszę Cię o coś, to to z łaski swojej zrób!- takiego wybuchu z jego strony kompletnie się nie spodziewałam.
- Ok.- powoli otowrzylam jedno oko, po chwili drugie. Wpatrywałam się w sufit przyzwyczajając oczy do jasności panującej w pokoju. Następnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Michał klęczał obok miejca, gdzie przed chwilą znajdowała się moja głowa.
- No, to ten... Chce pogadać....
- No to mów, skoro to nie mogło poczekać, aż wstanę sama z siebie.
- Chodzi o to... Ehh... - błądził oczami gdzie po ścianie, która znajdowała się za mną.- No, bo chciałbym Cię prosić o pomoc w opiece nad dziewczynkami. W sensie takim, że boje się, że sam sobie nie poradzę z tym wszystkim.... Myśle jeszcze, czy dzwonić do rodziców Wioli... Znalazłem w jej rzeczach namiary do nich...
- Po pierwsze to Ci pomogę, a po drugie to dzwoń! Nie masz nad czym się zastanawiać. - czasem to on zachowuje się jak nieogarnięty 5 latek.... 
- Dzięki.
- Nie ma za co.- uśmiechnęłam się ciepło do brata. On podniósł się z miejsca i przytulił mnie. Chętnie oddałam uścisk.- a teraz daj mi pospać.
- Nie bo już prawie 12. Pojedziemy do szpitala, no chyba, że nie chcesz to nie musisz.- niby tak mówi, a ja i tak w jego głosie słyszałam prośbę, abym to uczyniła.
- Pojadę, tylko daj mi się ogarnąć. A ty zadzwonisz do swoich teściów teraz.- powiedziałam do niego poważnym tonem machając mu przed oczami palcem wskazującym.
- Dobrze. 
Wstałam z łóżka. Poszłam od razu do łazienki. Wykonałam poranne czynności, wróciłam się po ubrania. Ubrałam krótkie jeansowe spodenki, do tego seledynowy podkoszulek. Włosy związałam z luźny warkocz, który ułożyłam na bok, na koniec zrobiłam delikatny makijaż. Po 20 minutach opuściłam pomieszczenie.
Kiedy zeszłam na dół, na stole czekały na mnie kanapki, i kubek herbaty. Od razu zabrałam się za ich jedzenie. Miedzy kęsami przeglądałam internet na moim telefonie. Niespodziewanie zadzwonił Bartek.
- Halo?- odebrałam połączenie.
- No hej. Przepraszam, że wczoraj zniknąłem tak bez słowa, ale musiałem.
- Dlaczego? 
- Spotkajmy się, bo to nie rozmowa na telefon.
- Ok. To gdzie i kiedy?
- W szpitalu będziecie z Michałem?
- Tak.
- To jak tam będziesz to daj znać.
- Ok. Pa 
- Pa.
Rozłączyłam się. Dziwne... Dokończyłam posiłek. Cały czas zastanawialm się, o czym on chce ze mną porozmawiać. Czym to może być, że nie da się o tym rozmawiać przez telefon.
- Michał! - krzyknęłam wołając brata.
- Już idę.
Po kilkunastu sekundach chłopak zszedł na dół. W ręce trzymał dwie maskotki.
- Po co ci te miśki?- zapytałam go, widząc co trzymał w rękach.
- Dla dziewczynek.
- Myślisz, że będziesz je mógł wnieść?
- Nie wiem. Zawsze warto spróbować. A i dzwoniłem do moich teściów. Z Gdańska mają przyjechać, ta wiadomość przerwała im wakacje, i zjawią się jutro rano. 
- Ok. Bartek do mnie dzwonił....
- Co chciał ? 
- Pogadać ... Ale nie wiem o czym.
- Yhym... Ja tym bardziej nie mam pojęcia co mu zaś strzeliło do głowy.
- No stwierdził, że to nie jest rozmowa na telefon.
- Na prawdę nie wiem.
- Ok.
- Chodźmy.
Ubraliśmy buty, i wyszliśmy z mieszkania. Wychodząc na zewnątrz uderzył nas gorąc dnia. Słońce grzało niemiłosiernie, a budynki potęgowały uczucie panującej wysokiej temperatury. Nie lubię czegoś takiego.
Wsiedliśmy do auta. Mimo, że do pokonania od klatki do samochodu jest jakieś 150 metrów, to i tak po drodze zaczepiły nas namolne fanki. Michał oczywiście bez mrugnięcia rozdawał autografy i pozował do zdjeć. Myślałam, że to się nigdy nie skończy, bo zamiast ubywać to tych rozwydrzonych małolat przybywało. W końcu stwierdził, że ma inne plany na ten dzień, i opuścił te nieszczęśliwe dziewczęta. 
Do szpitala dojechaliśmy po 30 minutach. Gdy byliśmy na parkingu wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do Bartka. Odebrał po 3 sygnałach.
- Słucham.
- Cześć, my już jesteśmy pod szpitalem.
- Na parkingu?
- Tak.
- To poczekaj, za raz tam będę.
- Ok.
Rozłączyłam się.
- Michał, idź, ja mam się z Bartkiem spotkać.
- Ok.
Chłopak ruszył. Przy wejściu do szpitala minął się z Bartkiem. Wymienili się uściskami dłoni, zamienili kilka słów ze sobą, i każdy ruszył w swoim kierunku.
- Hej.- przywitał się ze mną Bartek i pocałował mnie w policzek. Na jego twarzy widniało ogromne zmęczenie, pod oczami miał wory, na twarzy 2 dniowy zarost.. W jego głosie było czuć chłód, i dystans.
- Hej.- powiedziałam do niego.
- Chodź, tam niedaleko jest park. Tam siądziemy i pogadamy.
- Ok.
Ruszyliśmy w milczeniu. Zastanawiałm się o czym chłopak chce ze mną pogadać. Do głowy przychodziły mi rożne scenariusze, od tych realnych, do tych wyssanych z palca. Nie sądziłam, że to co ma mi do powiedzenia wywoła, aż tyle emocji. Tak wiele sprzecznych ze sobą emocji...

------ 
Po pierwsze przepraszam, że dopiero teraz i do tego tak krótko, ale no właśnie, rano byłam na mega długich i udanych zakupach robiąc biznesy życia :p po południu sprzątanie i wizyta u babci ;) Mam nadzieje, że mi wybaczycie ;) 
Ciekawa jestem, czy wpadnie ktoś z Was o czym Bartek chce rozmawiać z Marcelą :p swoje propozycje piszcie w komentarzach :D osoby nie posiadające konta w bloggerze, także mogą :D 
Kolejny rozdział pojawi się wyjątkowo w środę 4.03, ponieważ nie dość, że mam zajęcia do wieczora, to jeszcze muszę obowiązkowo uczestniczyć w debacie, która jest po moich zajęciach... :/ 
Zapraszam do polubienia mojej strony na fb: https://www.facebook.com/marcyska02

Marcyśka 

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 26

"Nie po to Bóg stworzył nasze serca,
By zapomnieć o miłości,
Kiedy potrzebujesz jej tak!
Nie zatrzymuj się, musisz tylko chcieć,
Zetrzeć smutek by była tu! " 

Kiedy obudziłam się bylo jasno w pokoju. Sięgnęłam po telefon i spojrzałam na zegarek 14:47. No to pospałam... Szybko przypomniałam sobie o wydarzeniach z wczoraj/ dzisiaj. Zerwałem się z łóżka, wzięłam kilka ubrań na przebranie i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy. Ubrałam się, podsuszylam włosy. Wilgotne pozostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z pomieszczenia i spojrzałam w kierunku sypialni Michała. Poszłam sprawdzić czy jest tam jeszcze. Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Michał leżał na brzuchu, z głową skierowaną w lewą stronę, lewą nogę miał podniesioną do góry, a prawą prosto. Podeszłam sprawdzić, czy faktycznie śpi. Powieki miał zamknięte, a jego klatka piersiowa miarowo się unosiła. 
Niech lepiej się wyśpi, bo niewiadomo kiedy bedzie taka kolejna okazja. Wyszłam pocichu z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. 
Zeszłam na dół i zrobiłam sobie kanapki z drzemem truskawkowym  na obiado- śniadanie. Włączyłam czajnik z wodą na herbatę.  Oglądając telewizje jadłam posiłek. 
Sięgnęłam po telefon i napisałam SMS do Bartaka: 
Hej ;) spisz jeszcze?- położyłam urządzenie obok siebie i skacząc po programach trafiłam na mecz siatówki. Grały Lube i Modena. Mecz przykuł całą moją uwagę. Po kilkunastu minutach telefon zawibrował, obwieszczając przyjście wiadomości; 
Hej;D właśnie wstałem ;p jak tam Michał? Trzyma się jakoś? 
Obecnie śpi. Nie chce go budzić. Nie dostałam już żadnej wiadomości od Bartka, a mecz się skończył. Następny miał być mecz piłkarskiej ekstraklasy. Rozpoczęło się przedmeczowe studio, kiedy zadzwonił domofon. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Byłam lekko zdziwiona, ponieważ nikt nie miał przyjść. 
W progu stanął Bartek. 
- Hej! - ucieszyłam się na jego widok. 
- Hej.- wszedł pewnym krokiem do mieszkania. Ściągnął buty, i kopnął je w kąt. 
- Co Cię tu sprowadza? - zapytałam go, a on przysunął się do mnie i złożył na moich ustach pocałunek. 
- Mam się wynieść?- zapytał i uniósł brwi. 
- Nie! Tak tylko pytam. 
- Tęsknota za moją dziewczyną. 
- Dobry argument!- przekamarzałam się z nim.
- Każdy, który tyczy Ciebie jest dobry.- powiedział to i zaczął mnie całować. 
Gdy się od siebie oderwaliśmy, poszliśmy usiąść na kanapie. Przytuliłam się do swojego chłopaka. On zagarnął mnie swoim ramieniem. 
- Nożną też lubisz oglądać- spytał, gdy zobaczył, co aktualnie jest włączone w telewizji.
- Sporadycznie oglądam, ale się tym sportem, aż tak bardzo nie interesuje. 
- A wiesz co to spalony?- zapytał i jakiś nieodgadniony uśmiech błądził po jego twarzy.
- Wiem.- powiedziałam i wystawiłam język. 
- Naprawdę? - spytał niedowierzająco.
- Tak! Naprawdę! 
- To powiedz, bo Ci nie wierze. 
- Spalony jest w tedy, gdy w momencie podania, zawodnik wyjdzie przed obrońców. 
- No, no, no! To masz 6! Nikt mi, nie uwierzy, że moja dziewczyna takie rzeczy wie! 
- W końcu mam starszego brata. 
- A właśnie, dalej śpi? 
- No tak. Chyba, że przez okno w pokoju uciekł. 
- Ok. 
Skończyła się pierwsza połowa, a Michał zszedł na dół. Wyglądał jak siedem nieszczęść. 
- Ogarnę się i jedziemy do szpitala.- kiedy nas zobaczył od razu przeszedł do konkretów.
- Ok. 
Michał ubrał się, wypił kilka łyków kawy, zjadł banana, bo akurat ten owoc miał pod ręką, załatwił swoje potrzeby w lazience i pojechaliśmy do szpitala. 
Kiedy weszliśmy do budynku pociągnęłam go za rękaw bluzy i powiedziałam:
- Chodź pokaże Ci twoje córki.- on zrobił posępną minę, ale poszedł za mną. 
- Które to?- zapytał beznamiętnym, zrezygnowanym tonem, gdy staliśmy przed salą, w której one leżały.  
- Te dwie, co leżą w inkubatorze. 
- Możemy tam wejść? - zapytał, ale dalej donosiłam wrażenie, że mało go to interesuje.
- Nie wiem, idę się zapytać. 
- Ok.
Dostaliśmy zgodę na wejście do sali. Musieliśmy ubrać zielone ochronne fartuchy i białe rękawiczki na ręce. 
Weszłam pierwsza do pomieszczenia. Serce waliło mi jak młotem. Czułam ogrom radości, i trochę zdenerwowania. 
Przystanęlismy i popatrzyliśmy na maluchy. Jedna właśnie otworzyła oczy. Popatrzyła się na nas i chyba się uśmiechnęła. Druga smacznie spała. 
Kierowana instynktem macierzyńskim, albo jakąś inna siłą, podeszłam z drugiej strony i przez otwory w inkubatorze włożyłam rękę. Swoją dłoń położyłam pod rączkę małej, a ona ją ścisnęła. Serce urosło mi do gardła. Poczułam, że fala wzruszenia zalewa moje serce.
- Witaj kochanie.- powiedziałam do niej. A ona zamknęła oczy i jeszcze bardziej zacisnęła swoją rączkę. Kciukiem delikatnie głodziłam wierzch jej malutkiej rączki. 
- Są śliczne.- powiedział po cichu Michał. Dalej stał w tym samym miejscu, jakby coś nie pozwoliło mu iść dalej.
- Chodź tu.- poprosiłam go. On popatrzył się na mnie ze strachem w oczach, ale wykonał moją prośbę. Wyciągnęłam swoją dłoń, na co mała zareagowała krzykiem. Pociągnęłam rękę Michała, i to on teraz trzymał małą za dłoń. Dziewczynka, na to uczucie uśmiechnęła się do niego. On stał i zaciskał usta w wąska linię.- to Twoja córka, braciszku.
- Wiem, witaj skarbie. To ja, twój tato. Nie obiecuje, że będzie idealnie, ale będę się starał, aby każdy dzień do tego ideału nas prowadził.- serio, tylko Michał jest w stanie wygłosić taką przemowę, do 2 dniowego dziecka. 
- Wczoraj podałam Ci propozycje moich imion. Mogą być? Jak chcesz to mogą być inne, ale te wydają mi się odpowiednie.
- Myślę, że są w porządku. Czyli za reke trzymam Nadię czy Amelie? 
- To już jak chcesz...
- Niech będzie Nadia. 
- Ok.
- Moja mała Nadia.... 
- Tak, braciszku, teraz biegiem do urzędu stanu cywilnego dziecko zarejestrować, pempkowe wyprawić...- zaczęłam się śmiać.
- Gdyby nie to w jakim stanie jest Wiola, pewnie by tak było.... 
Obróciłam się i spojrzałam na drugiego malucha. Ona także się obudziła. Ruszyłam w jej stronę.
- Amelio, witaj wsród swoich.- powiedziałm do niej, na co ona z siebie wydała okrzyk, chyba radości.- ten gamoń to twój tata.
- Ej, nie zapędzaj się. Ale fakt, jestem twoim tatą. - powiedział to i do mnie i do niej, cały czas stojąc przy Nadii.- sorki mała, ale ide się z Melką przywitać.- wyciągnął swoje ręce z inkubatora, na co mała zaczęła strasznie krzyczeć.
- Chyba córeczka tatusia. - powiedziałm, gdy mijaliśmy się, chcąc zamienić się dziećmi.
- Nooo. Tylko, żeby któraś w urok Bartka nie wpadła, bo jedna mi wystarczy.  
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne. A gdzie on jest?
- Nie wiem. Był, ale gdzieś poszedł. 
Przy dziewczynkach byliśmy do momentu, kiedy one z powrotem zasnęły. Z ciężkim sercem opuszczałam to pomieszczenie. Obiecałam mi, że jeszcze je dziś odwiedzimy. 
Kiedy zmieniliśmy oddział, cały dobry humor z Michała uciekł. Szedł ze spuszczoną głowa, usta miał zaciśnięte w wąską linię, i dłonie ściskał kurczowo w pięści. 
Weszliśmy do sali, Michał usiadł na krześle, obok łóżka Wioli, ja po drugiej stronie na łożku. Chwycił ją za rękę, i dłoń przycisnął do swoich ust, po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. 
- Wiesz, właśnie wróciłem od naszych córek... Są śliczne... Jednej dałem na imię Nadia a drugiej Amelia.... Jutro z Bartkiem pojadę do urzędu zarejestrować je... Bije się z myślami, czy powiedzieć o tym wszystkim Twoim rodzicom... Wiem, że tego nie chcesz, ale rodzice, to rodzice.... Niech chociaż Twoi cieszą się wnukami... Kocham Cię bardzo... - mówił to, a z oczu kąpały mu łzy na jej dłoń. 
Wstałam z łóżka i poszłam go przytulić. On wtulił swoją głowę w mój brzuch i moje ręce. 
- Chcesz pogadać? - spytałam go.
- Tak, ale nie oceniaj, proszę...- podniósł głowę i spojrzał na mnie błagalnie poprzez łzy zbierające się w jego oczach. 
- Postaram się....
- Bo chodzi o to, że... Wiesz, w naszym związku nie było kolorowo... Na poczatku Wiola chciała usunąć ciąże... - mówił to, a kolejne łzy płynęły z jego oczu w dół.
- Wiem o tym, Bartek mi powiedział....- powiedziałam ściszonym głosem. 
- Och... A o rodzicach wiesz? 
- Nie.
- No to Wiola twierdzi, że od kąd się ze mną związała oni się jej wyparli... Była jakaś wielka kłótnia o to, że się razem spotykamy.... Że chłopak muzyk może zdradzić na koncercie... I takie tam... Podobno kazali jej wybierać miedzy mną a nimi.... Ona wybrała mnie... Kazali jej się z domu wynieść to i to także zrobiła... Ja ich nigdy nie poznałem.... Myśle, czy oni powinni wiedzieć o tym wszystkim.... 
- Myśle, że powinieneś im powiedzieć. To jest ich córka, a dzieci się kocha mimo wszystko.... A poza tym zostali dziadkami...
- Ok. Poszukam jakiś namiarów do nich i tak zrobię. 
Przy dziewczynie siedzieliśmy jeszcze kilkanaście minut. Później jeszcze raz poszliśmy odwiedzić nasze małe szkraby. Siedzieliśmy u nich do momentu kiedy je pielęgniarka zabrała na karmienie, a nam kazała się wynieść z oddziału. Bardzo niechętnie to uczyniliśmy. Do domu wróciliśmy taksówką, bo Bartek gdzieś zaginął. Nie odbierał w ogóle telefonu... Nie mam pojęcia co się z nim dzieje, i trochę zaczynam się martwić o to wszystko. 
Było po 22 kiedy weszliśmy do mieszkania. 
- Jesz coś?- zapytałam Michała, kiedy stałam przed lodówką, nie mogąc się zdecydować na posiłek.
- Widzę, że sama nie wiesz co chcesz jeść, masz tu pieniądze, i idź kupić kiełbaski*. 
- Ok.
Wizięm od niego banknot i tak też zrobiłam. Kolejny plus mieszkania w centrum. Po 20 minutach wróciłam z posiłkiem. Michał przysypiał na kanapie.
Położyłam na stół naszą kolację, i poszłam go obudzić.
Otworzył zdezorientowany oczy, popatrzył to na mnie to na pokój. Po chwili ogarnął to co do niego mowię.
- Chodź jeść! - wstał i przyszedł jeść.
- Masz jakieś rzeczy dla małych kupione? - zapytałam go w trakcie posiłku.
- No ubranka jakieś są, pieluchy też.... Nie wiem, nie mam głowy do tego...
- A co z koncertami? Trasa jest już cała zaplanowana...
- Nie wiem! Do cholery! No! Weź zajmij się jedzeniem! - ni stad ni z owąd na mnie krzyknął.
- Ok. - powiedziałam tylko i zajęłam się posiłkiem.
Chłopak zjadł, i poszedł na górę. Lament pożegnalny to był trzask drzwiami. 
Posprzątałam po nas. Poszłam na górę, by ogarnąć co jest, a czego nie ma. 
Znalazłam ubranka większe i mniejsze, pieluchy, pampersy, butelki, jakieś kremy. 
Kurde, teraz muszę się zaznajomić z obsługą tak małych dzieci.
Na szczęście znalazłam jakieś książki dotyczące instrukcji jak zajmować się niemowlakami. Zabrałam je ze sobą na dół. Jedną zaczęłam czytać. Był to poradnik, kiedy karmić, jak przewijać, co podawać dziecku itp. Dotarłam do połowy książki, kiedy na zegarze widniała 2 w nocy. Lekturę odłożyłam na bok. Poszłam się wykompać i spać. Napisałam SMS do Bartka: "dobranoc i kolorowych snów. Mam nadzieję, że jutro zechcesz odbierać ode mnie telefon". 

--------
Przepraszam Was, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale wtorek to dzień, kiedy mam do wieczora zajęcia na uczelni, do tego powrót do domu, zrobienie obiado-kolacji.... I dopiero teraz mam czas aby go dodać. Myślę, że we wtorki rozdziały będą dodawane wieczorem. Mam nadzieję, że się nie obrazicie :) 
Komentujcie! Jest dłuższy niż poprzednio, ale mam nadzieję, że równie ciekawy i wciągający. :D 
Mogą też to robić osoby nie posiadające konta w bloggerze! :) 
Zapraszam do polubienia mojej strony na fb:
Kolejny rozdział w sobotę 28.02. 
 
Ps. Życzcie mi weny, bo kolejny rozdział jeszcze nie napisany... :/ 

*W Karkowie pod halą targową są sprzedawane codziennie od 21 do chyba 3 albo 4 rano ^^ :D 

Marcyśka


 

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 25

"Oni przerażeni, to nie może być prawdą!!"

Szybko zerwaliśmy się ze swoich miejsc. Zeszliśmy na dół. Zakładaliśmy w pośpiechu odzież wierzchnią. Zamykałam drzwi, kiedy Bartek wiązał mi buta, a Michał biegł po windę.
Wsiedliśmy do auta, które prowadził Bartek. Na szczęście wieczorem nie ma korków, tak że po 20 minutach byliśmy na miejscu.
Usiadłam z Michałem na ławce przy recepcji. Cały czas trzymałam go za rękę. Bartek biegał po całym szpitalu w poszukiwaniu jakiejś informacji. W końcu po 15 minutach przybiegł mówiąc, że Wiola ma operacje. 
Zerwaliśmy się z miejsca i ryszyliśmy pospiesznie w kierunku sal operacyjnych. Usiedliśmy na ławce. Michał jakoś się trzymał... W zasadzie w oczach miał obłęd. 
- Boże, dlaczego znów to muszę przechodzić? Dlaczego?! - cicho szeptał, nie puszczając mojej dłoni. - Jak się coś poukłada to inne musi upaść i zepsuć całość.... Boże dlaczego to wszystko musi mnie spotkać?!- krzyczał. 
Wstałam i przytuliłam brata, który na początku mnie odpychał, by później wtulić się we mnie jak małe dziecko przytula się do matki. Poczułam łzy spływające po jego policzku, chciałam je zetrzeć, ale on odepchnął moją dłoń. 
Bartek cierpliwie siedział i nic nie mówił. Siedzielismy tak przez 2,3, a w końcu po 5 godzinach wyszedł do nas lekarz. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, iście pokerowa. Michał na jego widok od razu zerwał się z miejsca. 
- Co z nią, co z nimi? Żyją prawda? Nic im się nie stało?- pytał, mając okruchy nadziei. 
- Proszę pana spokojnie. Rozumiem, że jesteście państwo rodziną? 
- Tak...
- A więc tak, pani Kubaśńska trafiła do nas w bardzo ciężkim stanie. Autobus, którym jechała miał poważne zderzenie z tramwajem. Jej stan jest ciężki, ma liczne złamania, pozostawiliśmy ją w śpiączce farmakologicznej i najbliższa doba zadecyduje co dalej. Gratuluje, ma pan 2 dziewczynki, jednak zostaną one na obserwacji przez 2 tygodnie. Jeśli wszystko będzie porządku, zostaną wypisane ze szpitala. 
- Dziękuje. 
We trójkę byliśmy w takim szoku, że nie byliśmy w stanie przez chwilę nic powiedzieć. Michał usiadł z powrotem na ławce i schował głowę w dłoniach. Usiadłam obok niego i przytuliłam go do siebie. 
- Gratuluję. - szepnęłam mu do ucha. 
- Weź młoda! 
- Chłopie masz 2 dzieci, które są całe i zdrowe! Powinieneś się cieszyć i mieć nadzieje, że Wiola z tego wyjdzie! 
- Młoda, proszę, daj sobie spokój. 
Czekaliśmy jeszcze, aż przewiozą Wiolę na odział intensywnej opieki medycznej. Po kilkunastu minutach to nastąpiło. Michał poderwał się z krzesła i podbiegł do przewożonej dziewczyny. Chwycił ją za rękę i powiedzial do niej:
- Kochanie walcz, mamy dwie córki...
Pielęgniarka szybko go od niej odciągnęła. Usiadł na kilka sekund, po czym poderwał się z miejsca. 
- Idę do niej. - i szybkim krokiem ruszył w kierunku sali, w której miała leżeć dziewczyna. 
- Myślisz, że jego córki są już na sali położniczej? - zapytałam Bartka.
- Nie mam pojęcia. Chodź zapytamy się kogoś. 
Ruszyliśmy w kierunku oddziału położniczego. Pytaliśmy napotkane pielęgniarki, ale niewiele nam pomogły. W końcu trafiliśmy na lekarza, który odbierał poród. 
- Dobry, my szukamy dwójki dziewczynek, matka ich ucierpiała w wypadku komunikacyjnym.- Bartek zaczął rozmowę. 
- A tak, właśnie wróciłem z sali operacyjnej. W czym mogę państwu pomóc?
- Szukamy, tych dwóch maluchów. - powiedziałam pewnie, i spojrzałam na lekarza. 
- Obecnie są na badaniach. Proszę usiąść i poczekać przed salą. 
- Dobrze. 
Tak też zrobiliśmy. Po raz kolejny na czekaniu spędziliśmy więcej czasu niż na oglądaniu małych. 
Były śliczne, były podobne bardziej do Michała, niż do Wioli. Kiedy je zobaczyliśmy, one grzecznie spały. Miałam taką ochotę zabrać je na ręce i porwać do Michała. 
Pielęgniarka włożyła je do inkubatora. Po przypinała  im jakieś kabelki. Przyłożyłam ręce do szyby, jakbym wierzyła, że jestem w stanie ją przesunąć, że zniknie jak w Harrym Potterze. Tak się niestety nie stało. Głowę oparłam i patrzyłam na te dwa małe szkraby, ktore już teraz są najpiękniejsze na swiecie, i tak po prostu skradły moje serce. 
Bartek położył dłoń na moim ramieniu, i przytulił mnie do siebie. 
- Chodźmy do Michała, bo nic tu po nas. 
- Ale jeszcze nie, jeszcze chwilę, proszę.- powiedziałam do chłopaka i popatrzyłam mu w oczy, w których było widać, że on także jest szczęśliwy, że jest już wujkiem.
- Ok. 
Staliśmy tak wpatrzeni, kiedy przypomniała mi się wywiad. Michał chciał abym to ja wybrała jedno imię. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, i ni stąd ni z owąd wypaliłam:
- Ta po lewej to Nadia, a po prawej Amelia. Myślisz, że Michał się zgodzi? 
- Na pewno. A teraz chodźmy do niego.
Popatrzyłam ostatni raz, i obróciłam się w kierunku korytarza, którym mieliśmy iść. Przechodząc przez cały oddział położniczy dochodziły mnie krzyki tych wszystkich niespokojnych maluchów. Momentalnie miałam ochotę iść i je wszystkie uspokajać. 
W końcu dotarliśmy do Michała. Stał oparty o szybę oddzielająca salę w której leżała Wiola od reszty korytarza. 
- Jak tam? - zapytałam go.
- Bez zmian. - odpowiedział sucho. 
- Masz śliczne 2 córki. Myśle, że jedna może mieć na imię Nadia a druga Amelia. 
- Młoda! Daj sobie siana! Proszę Cię! Im nic nie jest! Więc nic się nie stanie, jak tam bedą same leżeć! Z reszta nie same bo są tam pielegniarki! 
- Człowieku jak ty tak możesz mówić! - krzyknęłam na niego... -Ja rozumiem, że szok i, że Wiola jest w stanie jakim jest, ale do cholery to są twoje dzieci! 
- Weź idźcie już do domu. Ja chce tu zostać sam! 
- Nie stary! Twoja siostara ma racje! Uspokój się to po pierwsze, a po drugie idziesz z nami do domu odpocząć. Wyśpisz się, to tu wrócimy. - powiedział uspokajająco Bartek, trochę podziałało.
- Nie! Albo... Chodźmy...
Wszyscy byliśmy mega zmęczeni. Strasznie martwiłam się stanem Wioli, i nie chciałam zostawiać samych dziewczynek. Coś czuje, że to ja w najbliższym czasie, będę się nimi opiekować. Czyli trzeba zrobić dziecięce zakupy... 
W milczeniu weszliśmy do domu. Michał od razu poszedł do siebie, wchodząc do pokoju trzasnął drzwiami. 
Mi nawet nie chciało się rozkładać łóżka, ani przebierać w piżamę. Tak jak byłam ubrana położyłam się spać. Przed snem spojrzałam jeszcze na zegarek, była 6:45.

----------
Tak, się zastanawiam, co ja mam z tymi szpitalami, że poraz 2 bohaterowie tam ładują.... ;) 
Jak widzicie, chyba, aż tak źle nie jest :)?
Ferie mi się kończą :/ 
Komentujcie! Niezalogowani w bloggerze też mogą! 
Zapraszam do polubienia mojej strony na fb:  https://www.facebook.com/marcyska02
Nowy rozdział tradycyjnie we wtorek: 24.02. 

Marcyśka

 

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 24

Niedziela minęła mi na leniuchowaniu, totalnym lenuchowaniu. Po wczorajszych spacerach ręce mi odpadały, noga bez przerwy dawała o sobie znać, mam na myśli liczne skurcze. Ogólnie to chyba przesadziłam trochę z tymi moimi spacerami po Krakowie. Ledwo odpisywałem Bartkowi na liczne SMS'y. W sunie to nie mogłam się już doczekać ich powrotu. Wiola rano gdzieś wyszła i jeszcze nie wróciła, ale jakoś mnie to specjalnie nie obchodzi. 
Raz po raz spoglądam na zegarek, a czas jakby utkwił w miejscu....  Jeszcze 3 godziny i chłopaki wrócą. Próbowałam oglądać jakiś film czy serial w telewizji, ale nie było to w stanie przykuć mojej uwagi w 100%. Cały czas myślami byłam bardzo daleko, a właściwie to tak daleko jak daleko znajdował się obecnie Bartek. On był moją pierwszą myślą rano. Chciałam się dowiedzieć jak było na koncercie. Pisząc do niego o to trochę mnie zbył mówiąc, że jak wróci to mi wszystko opowie. No niech będzie tak jak już chce, kilka godzin mnie nie zbawi. 
W końcu, po 2 dniowej rozłące weszli do domu. 
- Hej! Jesteście już!- poczułam przypływ energii i wstałam z łóżka chcąc jak najszybciej przywitać się z moim chłopakiem. Poszłam w kierunku drzwi.
- Hej, hej, hej!- krzyknął Michał. Rzucił niedbale torbę w kąt. - jest Wiola? 
- Nie ma. Rano wyszła i nie wróciła jeszcze. 
- A, ok. 
- W końcu pojawił się i Bartek. 
- Cześć słońce! -przyciągnął mnie do siebie i tęsknie wpił się w moje usta. Bardzo chętnie odpowiedziałam mu tym samym. 
Oderwaliśmy się od siebie, i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Utopiłam się w nich, te oczy hipnotyzowały. Bił od nich blask. 
- Ty, Marcela, a nie mówiła Ci, gdzie poszła?- Michał wołając mnie odciął mnie od oczu Bartka.
- Yyyy... Nic mi nie mówiła. 
- Bo nie mogę się do niej dodzwonić. 
- Spokojnie, jak kocha to wróci.- powiedziałam do niego, on na to się uśmiechnął.
- Czy kocha, to mam wątpliwości, ale nie ważne. 
- Ale jak to? Coś się stało?- spytałam go zaintrygowana jego odpowiedzią. 
- Nie, nic. Tak po prostu głośno myśle. 
- Ok. 
Michał poszedł włączyć wodę w czajniku, a my z Bartkiem poszliśmy usiąść na kanapie. Cały czas się do siebie przytulaliśmy. W jego objęciach było mi tak dobrze... 
- Jadłaś jakiś obiad?- zapytał Bartek, na te słowa zaburzało mi dość głośno w brzuchu, a przynajmniej na tyle by Bartek to usłyszał.- No to już wszystko wiem. Idę robić kolacje. 
- Ale nie trzeba.... 
- Trzeba trzeba! 
Wstał i poszedł do lodówki. Zaczął wyciągać wszystkie produkty, które uznał za stosowne do kanapek. 
- Michał, będziesz jeść?- zapytał Bartek.
- Tak, tak... 
- Co jest stary? 
- Później. 
- Ok. 
Dziwne... Michał przecież nigdy tak się nie zachowywał. Zaparzył sobie herbatę i siedział przy stole wpatrzony w telefon, jakby miał on nagle przynieść jakieś rozwiazanie. 
Po kilku minutach zasiedliśmy do stołu, a raczej ja z Bartkiem dołączyliśmy do Michała. 
Bartek to urodzony kucharz, mówię wam to, jeśli tego jeszcze nie napominałam. Kanapki, niby zwykle coś z czymś, ale w wydaniu Bartka to było coś wyjątkowego. 
Kiedy zjedliśmy już posiłek chłopaki poprosili mnie, abym poszła na taras, bo oni chcą ze sobą porozmawiać. Tak też zrobiłam.  Rozłożyłam sobie leżak, i wpatrywałam się w niebo pełne gwiazd. Księżyc był w pełni, rozjaśniał mrok ciemnej letniej nocy. Było pięknie....
Po kilkunastu minutach przyszedł do mnie Bartek. Zabrał sobie leżak i rozłożył obok mnie. 
- Już wszystko ok? 
- Powiedzmy...
- A co się stało? 
- Po prostu... Słuchaj, kurczę, ja wiem, że to Michał powinien ci powiedzieć, ale zrobię to za niego...
- No mów wreszcie! 
- Mówił ci o tym, że na poczatku ciąży Wiola chciała ją usunąć? 
- Co takiego??? O czym ty mówisz?- poderwa się i popatrzyłam głęboko w oczy Bartkowi, licząc na to, że ujrzę w nich coś, co potwierdzi to, że to kłamstwo. Tak się nie stało. 
- No bo, wiesz ona ma 22 lata, więc trochę za młoda jest na macierzyństwo, imprezy, alkohol i te sprawy. Ciąża pokrzyżowała jej plany aktorskie, to znaczy ona tak twierdziła, że tak jest, ale prawda taka, że marna z niej aktorka... No i jak się dowiedzieli, że zostaną rodzicami, to Michał przyjął to całkiem spokojnie, jednak Wiola była gotowa usunąć ciąże. Cudem udało się ją przekonać do tego, aby tego nie robiła. Oczywiście robiła wszystko, by doszło do poronienia. Na szczescie coś takiego nie miało miejsca. Raz kiedy wróciliśmy z koncertu znaleźliśmy ją pijaną... Michał się załamał. Oczywiście była w szpitalu, ale to na nic. Bał się jechać na koncerty, zostawić ją samą w domu. No i teraz kiedy jej nie ma to on się boi, że poszła znów zrobić coś głupiego...
- Nie wiedziałam o tym wszystkim... Ale przecież ona tego nie moze zrobić! Za dwa tygodnie ma termi porodu! A ty myślisz, że wczoraj znów piła alkohol? Bo ja tu nie wchodziłam, tylko poszłam spać od razu jak wróciłam do domu.
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że tak nie było... - powiedział to tak jakby sam nie wierzył w istnienie takiej możliwości. 
- Jak bym o tym wiedziała, to bym się z domu nie ruszyła... 
- Nie rób sobie wyrzutów! Nie wiedziałaś o tym, więc nie mogłaś nic zrobić. 
- Ale Michał mógł mi o tym powiedzieć...
- Mógł, ale tego nie zrobił. Módlmy się teraz aby nic złego się nie stało. 
- Ok. 
Chłopak chwycił moją dłoń i delikatnie uścisnął. Popatrzyłam się na niego. Wpatrywał się w odległe gwiazdy intensywnie o czymś myśląc. Po chwili obrócił swoją twarz w moją stronę. Przesunęliśmy się do siebie i zaczęliśmy się całować. 
Nasz pocałunek przerwał Michał, który z nie nacka wpadł na taras. 
- Ej! Wiola jest w szpitalu!- krzyknął do nas. 

---------
I kolejny, który wprowadza trochę zamieszania. No bo tak nudno przecież było ;) Wiem, że jest krótki ;) 
Komentujcie, bo to bardzo ważne dla mnie ! Pokażcie ilu tu Was jest! Bo chyba na liczniku wyświetleń jest ok10000, co dla mnie jest czymś mega, wspaniałym, i na te cyferki patrzę z lekkim niedowierzaniem ! Na prawdę! Dziękuje Wam! <3 
Kurczaki, ten tydzień jest mega fajowy pod względem siatkarskim ! Dwa mecze na szczycie ! *.* nie wiem jak to moje serce zniesie :p 
Zapraszam do laikowania mojej strony na fb! Tam na bierząco informuję, o nowych rozdziałach! https://www.facebook.com/marcyska02
I na kolejny zapraszam w sobotę 21.02 :D 

Marcyśka

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 23

"A jednak robisz wszystko żeby być najdłużej przy nim,
Odłożyć pożegnanie z nadzieją, że zostanie..." 

Przez pół nocy nie mogłam zasnąć, ponieważ myślałam cały czas o tym co się kilka godzin temu wydarzyło. Spełniło się moje marzenie! Bartek ma chyba magistra z całowania, bo jak to robi, to tak jakbym odlatywała w inny wymiar. No i w końcu do niego dotarło, to co ja wiedziałam od dawna. Leżałam, i przewracałam się z boku na bok, aż w końcu zasnęłam. Nie było dane mi dlugo pospać, bo po 6 wstał Michał i cały czas plątał się po kuchni. W końcu, i ja też wstałam i pomogłam mu się spakować. Twierdził, że jest spóźniony, a Bartka jeszcze nie było. Tak, tym razem to Bartek robił za kierowcę. 
- Dzięki młoda! - podnosił torbę z podłogi, kiedy zadzwonił domofon- o to Bartek, ja lecę. Pa.- chciał mnie pocałować w czoło, ale mu to nie wyszło, ponieważ uciekłam otworzyć drzwi Bartkowi. 
- A nam dasz się pożegnać?- spytałam go i zrobiłam bliżej nie określoną minę. 
- Yyyy.... jasne! Wybacz, zapomniałem o was. - patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. 
- Nic się nie stało, ale następnym razem pamiętaj!- powiedziałam do niego i pogrozilam mu palcem. 
- Dobra, dobra! To ten, ja jeszcze do Wioli skoczę się pożegnać. 
- Ok.
Stałam pod drzwiami i czekałam na przyjście mojego boga. Po kilku minutach usłyszałam kroki na klatce. Moje serce zaczęło bić szybciej, a w brzuchu poczułam motylki. Jeju, całe dwa dni bez niego... Jak ja to wytrzymam? 
Zapukał po cichu do drzwi . Doczekałam chwile, (żeby nie wyszło, że jak wariat czekam na niego) i otworzyłam drzwi. Stał ubany w niebieską bluzę, i szare spodnie dresowe, na nogach miał trampki. Przez to, że miał niebieską bluzę, jego oczy wydawały się być jeszcze bardziej niebieskie. I do tego te iskierki w nich. Gdybym mogła, to zrobiłabym mu zdjecie... 
- Hej.- to on przeją inicjatywę mówienia, ja najchętniej mogłabym tak stać i patrzeć się na niego. 
- Hej.- opowiedziałam po chwili.- Wejdź do środka. 
Pewnym krokiem wszedł do mieszkania. Przeszedł obok mnie, a ja poczułam jego zapach perfum. Idealny zapach! I znów zamiast mózgu miałam jakąś papkę. 
Zamknęłam drzwi. Chłopak obrócił się w moją stronę. Wyciągnął swoją rękę i pociągnął mnie w swoim kierunku. Nie musiał mnie namawiać, sama wspielam się na palce, i podniosłam swoją głowę najwyżej jak potrafiłam, on natomiast pochylił się. Złączyliśmy nasze usta w namiętnym, lecz delikatnym pocałunku. Kiedy zabrakło nam powietrza oderwaliśmy się od siebie, lecz pozostaliśmy przytuleni. 
- Szkoka, że musicie jechać...- powiedziałam. 
- Taka praca. Ale to tylko 2 dni, 48 godzin. Wytrzymamy.... 
- Musimy! Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego! 
- Obiecuje! Będę trzymał ręce przy sobie, ewentualnie przy Tobie.- powiedział to i puścił do mnie oczko. Uśmiechnęłam się do niego.
- No moi drodzy, czas pożegnania nastał.- przyszedł do nas Michał. 
- Ale nie... - jakby moje protesty nagle, jakimś cudem miały coś zmienić.  
- Na chleb trzeba zarobić! - powiedział stanowczo Michał. Ostatni buziak i idziemy! 
- Chciałeś powiedzieć na pieluszki!- zaczął żartować z niego Bartek, za co oberwał w głowę. 
Michał ubrał buty, założył kurtkę, i wychodząc z mieszkania powiedział: 
- Macie 3 minuty! A jak nie, to ja coś wymyślę! - powiedział to i zamknął drzwi. 
Kiedy Michał opuścił mieszkanie, z Bartkiem rzuciliśmy się na siebie jak wygłodniałe wilki. Pocałunek był raczej mało namiętny, powiedzialm bym, że to jeden z tych dzikich, którym chcesz wypełnić coś, co za kilka chwil bedzie brakowało. 
- To tylko 2 dni! - powoedział patrząc mi w oczy. 
- Wiem.... - spojrzałam w jego oczy i utonęłam w nich. On krzywo się uśmiechnął. 
Po raz ostatni złożył delikatny pocałunek na moich ustach, wyplątał się z moich objęć. Nim zdążyłam zareagować on już zamykał za sobą drzwi. 
Z ciężkim sercem wróciłam z powrotem do łóżka. 
Chwilę myślałam o nas, lecz szybko przyszedł po mnie Morfeusz, stały kochanek niejednego z nas...
Po raz kolejny obudziły mnie hałasy dobiegające z kuchni. Tak bardzo chciałabym mieć swój pokój... A tu dupa. Nie ważne. Zakryłam się cała kołdrą. Nie miałam ochoty wstawać. Nie uśmiechała mi się perspektywa spędzenia całego dnia z Wiolą. Myślałam nad tym, co mogłabym zrobić w ciągu tego dnia. I nagle mnie olśniło, że przecież mogę dzień spędzić poza domem na na przykład zwiedzaniu Krakowa. Dobrym pomysłem także są zakupy. No to plan już jakiś mam. Teraz czas go zrealizować....
Nim podniosłam się z łóżka sięgnęłam po telefon. Widniała na wyświetlaczu informacja o nieprzeczytanej wiadomości od Bartka. Szybko ją otworzyłam. "Jak wstaniesz, to daj znać ;) tęsknię ;( ". Szybko mu odpisałam " Właśnie wstałam. Myśle nad tym co mogę robić, bo nie wytrzymam z Wiolą ;( myślisz że nie zgubię się sama w Krakowie? Też za Tobą tęsknię" . Wstałam z łóżka, poszłam po ubrania. Dziś dzień był chłodny, dlatego postawiłam na szare spodnie dresowe, białą bokserkę i granatową bluzę. Wiem, że genialny strój. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, i zrobiłam sobie lekki makijaż. 
Zeszłam na dół. Starałam się nie zwracać uwagi na Wiolę. Było to mega trudne, ponoeważ postanowiła sobie urządzić "you can dance" i "must be the music" w jednym, to znaczy śpiewała i tańczyła na raz, ale jak dla mnie to ani nie posiada ładnego wokalu, ba nieczysto śpiewa, a tańczyła jakby miała jakąś wadę ruchową. Przez chwile stałam i śmiałam się z niej. Totalna porażka.... Co ten Michał w niej widzi... Z resztą nie ważne. 
Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam wszystkie najpotrzebniejsze produkty do zrobienia jajecznicy.  Tak: 3 jajka, masło, sól, ketchup (jestem wyznania, że jajecznica tylko z ketchupem), włączyłam wodę na herbatę, posmarowałam kanapki masłem i zabrałam się za robienie jajecznicy. Po kilku minutach moje śniadanie było gotowe. Usiadłam przy stole. Wiola na szczescie zdążyła sobie już pójść. Zjadłam śniadanie. Naczynia od razu umyłam po sobie. Następnie pościeliłam swoje łóżko. Wzięłam do ręki telefon, tak, znów była wiadomość od Bartka:
"Myśle, że jak się zgubisz to go lepiej poznasz ;) rynek już widziałaś, na hucie nie ma nic, bo mnie nie ma ;p możesz odwiedzić kilka muzeów, nakarmić gołębie wszędzie, gdzie zapragniesz, iść na zakupy, albo bez celu jeździć autobusami po mieście ;) " 
"Myśle że ta ostatnia propozycja jest bardzo ciekawa ;p rozważę ją;) a tak na poważnie to odwiedzę kilka kin w tym mieście ;) jadę do borku na Wkręceni 2 :p" 
"Świetna opcja ;) ".
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Przewiesiłam ją przez ramię. Zabrałam klucze i wyszłam bez słowa z mieszkania. Na szczescie winda już była naprawiona, bo szczerze to nie wyobrażałam sobie schodzenia po tych wszystkich schodach... Wyszłam z budynku i poszłam na przystanek tramwajowy. Czekając patrzyłam w stronę, gdzie całkiem niedawno prawie straciłabym życie. Ludzie przechodzący tamtędy w ogóle nie zdawali sobie sprawy jak życie jest kruche, niby nic, a jednak wszystko. Odgoniłam złe wspomnienia, akurat podjechał mój tramwaj, wsiadłam do niego i pojechałam do Borku. Jadąc patrzyłam za okno i myslałam o kilku ostatnich dniach. Bardzo cieszyłam się z tego, że Bartek zmądrzał, ale wciąż nie dawała mi spokoju myśl, że to wszystko jest zbyt piękne. Bałam się, że to wszystko może za chwilę pęknąć jak bańka mydlana, a tego bardzo nie chcę. Nie chcę, żeby to co dobre kończyło się. Chcę wreszcie żyć! Bo mam dla kogo. Chce czuć szczęście, bo mam osobę, która mi je daje. Jeśli powiem, że jest cudowny po raz kolejny, to ja to mogę powtarzać bez przerwy, bo taka jest prawda. Jest wspaniały, kochany, zabawny, czuły, trochę romantyczny. 
Po 30 minutach dotarłam na końcowy przystanek tramwaju, wysiadałam z niego i udałam się w kierunku kina. Kupiłam bilety, popcorn, colę i całą uwagę oddałam tej polskiej komedii. Film bardzo mi się podobał. Następnie odwiedziłam kino w bonarce i tam obejrzałam "if i stay". Kolejny świetny film. Pochodzłlam trochę po tym centrum handlowym. Kupiłam sobie kilka ubrań. Zjadłam obiad w KFC. Wiem, że się zdrowo odżywiam. Jak zwykle dużo czasu spędziłam w Empiku. Wybieranie odpowiedniej książki bywa często dość trudne, jeśli wiesz, że najchętniej kupiłoby się wszystkie. 
Spojrzałam na telefon. Była godzina 16. Ehh, tak dużo jeszcze czasu do końca dnia. Napisałam SMS do Bartka 
" Jak tam? Chyba pojeżdżę autobusami po Krakowie ;) myślisz, że 3 kino to dobry pomysł?". Wysłałam wiadomość i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni. Wyszłam z 2 nowymi książkami z salonu. Zmęczona usiadłam na ławce. Wyjęłam telefon z kieszeni. Widniała jedna wiadomość. Szybko ją otworzyłam 
" Za chwilę zaczniemy próbę. O 20:30 zaczynamy imprezę. Jeśli czujesz taką potrzebę to jasne, że tak ;) tylko nie oglądnij wszystkich nowości :p" "Dlaczego mam tego nie robić ;p"
"Bo jak zechce Cię zabrać do kina a ty będziesz znać wszystkie filmy, to co bedziemy robić ^^ ;p" 
"Ogladac film :p".  Wariat! Mój kochany wariat! Mimo woli uśmiechnęłam się do siebie. Sprawdziłam dojazd do kolejnego kina. Wstałam z ławki i udałam się na przystanek autobusowy. 
Film okazał się totalna klapą. Nie mój styl.. Trochę zmarnowany czas, ale na pewno mniej niż jakbym go miała spędzać z Wiolą w jednym domu. Była godzina 20, kiedy postanowiłam pójść na rynek. Wszystko było magiczne. Słońce tego dnia postanowiło pokazać się wieczorem, rozświetlając wszystkie uliczki. Spacerowałam wokół rynku, postanowiłam także przejść całe planty. Coś czuje, że jutro nie będę w stanie podnieść rąk, od tego wysiłku. Ale co tam, wszystko lepsze niż Wiola! 
Do domu wróciłam po 23. Gdy weszłam do mieszkania uderzył mnie smród palących się papierosów. Z tarasu dochodziły śmiechy znajomych Wioli. Zastanawiałam się ile jeszcze czasu oni tutaj bedą przebywać.... Mimo to, jestem u siebie i mam prawo pójść się wykopać i iść spać. Tak też zrobiłam. 
Kiedy leżałam w łożku napisałam do Bartaka 
" Ja już idę spać. Tobie życzę kolorowych snów ;*" 
Odłożyłam telefon na bok i poszłam spać. 

----- 
Dlaczego rozstania zawsze są takie trudne? Osobiście nie nanawidzę się żegnać :/ zdecydowanie bardziej wole powitania ;)
Bardzo wam polecam jajecznice z ketchupem :p takie moje dziwactwo :p
No i zachęcam wszystkich do komentowania! Pokażcie ile was tu jest! 
Niezalogowani w bloggerze też mogą komentować! 
Zachęcam Was też do lubienia mojej strony na fb: https://www.facebook.com/marcyska02
Kolejny rozdział pojawi się we wtorek 17.02 
No i chyba tyle :) 

Marcyśka

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 22

Szedłem po schodach do mieszkania Michała. Bałem się rozmowy z dziewczyną, ale sam jej chciałem. Nie wiedziałem kompletnie co jej mam powiedzieć, o czym chce ona ze mną rozmawiać. Bałem się, że znów powiem coś niewłaściwego, że nie posłucham serca, ktore tak bardzo pragnęło bliskości. Wszedłem na górę wziąłem ostatni uspokajający oddech i zapukałem do drzwi. Po chwili otworzyła mi je Wiola. 
- Hej, co tu robisz?- od razu zaatakowała mnie pytaniem.
- Przyszedłem porozmawiać....- nie dokończyłem zdania, bo obok Wioli pojawił się Michał.
- Wchodź stary. My was samych zostawiamy. Masz tego nie spieprzyć! - powiedział i zagroził mi palcem.
- Tak. Będę się starał tego nie zrobić.- powiedziałem tylko. Wszedłem do mieszkania, na wieszaku powiesiłem kurtkę, i ściągnąłem moje białe trampki.- trzymaj kciuki, żeby się udało- powiedziałem do Michała. Ta dwójka już opuszczała mieszkanie. Michał odwrócił się do mnie i pokazał zaciśnięte kciuki. 
Moje serce kierowało mnie do osoby, obok której chciałem się znaleźć jak najbliżej. Siedziała na łożku, wpatrzona w laptopa. Przez chwilę stałem i przypatrywałem się w dziewczynie. Jej twarz wyrażała skupienie, na jej czole pojawiła się urocza zmarszczka, coś próbowała zrobić, ale jej chyba to nie chciało wyjść. Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Trudno mi było rozszyfrować jakie siedzą w niej emocje. 
- O, jesteś już. - powiedziała to i odłożyła laptop na bok.
- No tak. Chciałaś żebym przyszedł, to jestem.- powiedziałem to i usiadłem obok niej. 
Zapadła miedzy nami cisza, którą po chwili przerwałem. Nie mogłem dużej wytrzymać w niepewności.
- To jaka jest Twoja decyzja?- spytałem, a dziewczyna niepewnie spojrzała w moją stronę. 
- To jest... Ja nie wiem... Kurczę.... Bartek, ty wiesz, co ja do Ciebie czuje, mimo tych kilku dni to się nie zmieniło.- powiedziała to a ja poczułem, że muszę to zrobić. 
Przybliżyłem się do dziewczyny i spojrzałem na jej malinowe usta. Były takie piękne. Po chwili spojrzałem jej prosto w oczy. Dostrzegłem w nich niepewność, ale ona także spojrzał na moje i przybliżyła swoją głowę. Dosunąłem swoją o kilka centymetrów i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Po chwili, się od niej odsunąłem. 
- Chyba już wiesz, co do Ciebie czuje.- powiedziałem to patrząc jej prosto w oczy.- twoje łzy pomogły mi to zrozumieć... Teraz nie chce już ich widzieć. Przepraszam za tamto nad jeziorem... Po prostu... Sam nie wiem co we mnie wstąpiło.....
Dziewczyna cały czas siedziała nieruchomo, jakby coś rozważała. Po chili powoedziała:
- To jesteśmy kwita.- i rzuciła się na mnie, połączyła nasze usta w namiętnym pocałunku. Impet jej ciała sprawił, że przewróciła mnie i leżała na mnie. To nie miało znaczenia. Włożyłem swoje ręce w jej włosy i delikatnie masowałem jej głowę, ona robiła dokładnie to samo. Nasze języki zawzięcie walczyły o dominację. Który wygrał- nie mam pojęcia. Po chwili się oderwaliśmy od siebie. Swoją głowę położyła na moim ramieniu, zgarnąłem ją w swoje objęcia. Na moje twarzy wyrósł głupkowaty uśmiech. 
- Z czego się tak cieszysz?- zapytała mnie.
- Z tego, że mam tak wspaniałą dziewczynę.- złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. 
- Dziękuję. 
- To ja powinienem Ci dziękować, że mi wybaczyłaś. A podobała Ci się piosenka, którą nagrałem dla Ciebie? 
- Jaka piosenka? - spytała, jakby nie miała zielonego pojęcia ojczym mowa. Trochę mnie to zdziwiło. 
- No ta, którą nagrałem dla Ciebie. W kopercie razem z listem była.- wytłumaczyłem jej. W jej oczach dostrzegłem smutek. Nie wiem dlaczego.
- Przepraszam, ale jej nie słuchałam.- powiedziała. 
- Ok. 
- A ona coś zmienia miedzy nami?- spytała z bólem i niepewnością w głosie. 
- Nie! Nawet tak nie myśl! Nagrałem ją bo muzycznie chciałem ci powiedzieć co do Ciebie tak na prawdę czuje. 
- A moge jej teraz posłuchać?
- Jasne, że tak. 
- Dziewczyna wstała i poszła szukać płyty. Miałem nadzieje, że zrobiła to wcześniej. Bo piosenka była chyba lepsza niż list..... 
Włączyła ją.. Z laptopu popłynęła muzyka. Słowa były tym, co do niej czułem, czułem sercem...

"Raczej ta nuta będzie mało romantyczna,
ale nasza miłosc byłaby zajebista, 
bo taka jesteś Ty, i ja chcę z Tobą spać,
tylko po prostu daj mi znak! 
Widzaiłem Ciebie dzisiaj i mysle o Tobie, 
jak mi się podobasz chyba nigdy się nie dowiesz
bo ja nie wiem, czy starczy mi odwagi, 
że zamiast dać nadzieję mnie zlekceważysz...."

Na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się od ucha do ucha. Po tych prawie 4 minutach, dziewczyna siedziała i płakała. Znów płakała! I to chyba przez mnie! 
- Co się stało?- spytałem. A ona nic nie powiedziała tylko mocno przytuliła się do mnie. 
- Ta piosenka jest cudowna! 
- Cieszę, że się podoba. A moge wiedzieć dlaczego płakałaś? 
- To ze wzruszenia, ze szczęścia! - szybko pocałowała mnie w usta, ja oddałem pocałunek, przeradzając go w bardzo namiętny gest. 
Siedzieliśmy kilka minut przytuleni do siebie. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Sięgnąłem po niego niechętnie do kieszeni. Kiedy Marcela odsunęła się ode mnie, bym mógł łatwiej wyciągnąć urządzenie poczułem straszną pustkę, jakby czegoś brakowało we mnie. 
Nie spojrzałem na wyświetlacz, tylko od razu odebrałem. 
- Halo? 
- Cześć skarbie. Skąd ja wiedziałam, że nie zmienisz numeru telefonu. Hahah! Cały ty! A teraz proszę otwórz mi drzwi, bo stoję pod Twoim blokiem!-gdy usłyszałem ten głos, szczęka opadła mi do ziemi, ze zdziwienia i nie byłem w stanie jej podnieść. 
- Sylwia? Co ty tutaj robisz?- tylko tyle byłem wstanie z siebie wydusić. 
- Jak łaskawie otworzysz drzwi to porozmawiamy. No ruchy!- byłem w takim szoku, że miałem zamiar wstać z łóżka i iść otworzyć drzwi, lecz szarpnięcie mnie przez Marcele uświadomiło mi, że nie jestem u siebie. 
- Nie ma mnie w domu.- tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. 
- A kiedy będziesz ? Bo nie mam bardzo co ze sobą zrobić, bo mam za dużo walizek ze sobą. 
- Nie prędko. Lepiej jedź do hotelu. A poza tym nie dzwoń więcej do mnie! - powiedziałem to i rozłączyłem się. 
Usiadłem z powrotem na kanapie i nie byłem w stanie ogarnąć mojej wcześniejeszej rozmowy. 
- Co się stało? - spytała mnie dziewczyna. Spojrzałem jej w oczy i pokręciłem bezradnie głową. 
- Sylwia... Wróciła....- tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić.... Siedziałem i gapiłem się przed siebie. Kompletnie nie wiedziałem co mam robić. 
- Ale jak to wróciła?! Przecież kazałeś jej się wynieść do hotelu! Bartek! Człowieku odpowiedz sobie na podstawowe pytanie- czego ty chcesz?! Na prawdę zdecyduj się! 
- Ja wiem czego chcę!- powiedziałem głośno i dobitnie. Dziewczyna przerażona popatrzyła na mnie. W jej oczach ujrzałem gromadzące się łzy. Szybko ją do siebie przyciągnąłem i przytuliłem do siebie. Po chwili wahania powiedziałem do niej:
- Wiesz, że teraz tylko Cibie chce! - ona jeszcze mocniej się do mnie przytuliła. Kurdę, to takie dziecinne, a tak bardzo tego potrzebowałem. 
- Jesteś tego pewny?- spytała niepewnie, gdy się ode mnie odsunęła. 
- Jak niczego w życiu!- na potwierdzenie swoich słów złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. 
Do powrotu Michała i Wioli siedzielismy i przeglądaliśmy YouTube. Serio, tam można znaleźć wszystko. Gdy przyszli rodzice wrócili, od razu zasypali nas gradem pytań, co bardzo dzielnie znosiliśmy. W końcu słodki czas się skończył i z ciężkim sercem musiałem opuścić mieszkanie kumpla. Z samego rana wyruszaliśmy na koncert, co w mojej obecnej sytuacj w całe mnie aż tak bardzo nie cieszyło, bo zdecydowanie wolałbym spędzić ten czas z Marcelą. 
Na szczęście, gdy przyjechałem do siebie, nie zastałem w pobliżu Sylwi. Poszedłem się wykonać, a przed snem napisałem SMS do Marceli " Kolorowych, słodkich snów :*" po chwili otrzymałem wiadomość: "Dziękuje i na wzajem. Do jutra :*". Mogłem spokojnie zasnąć, bez dręczenia siebie myślami, czy robię właściwie. Czułem po prostu, że tak jest!

------------------------------------------
Mam na dzieję, że nie za słodki ten rozdział :D
No i ten, na początku polecam przesłuchać piosenkę, której link macie wklejony w tekście :D Verba ją udostępniła w momencie kiedy ja zastanawiałam się nad wersami tytuowymi do tego rozdziału, i tak jakoś mi bardzo ta piosenka spasowała :D
Zachęcam Was do komentowania :) mogą to teraz robić osoby nie zalogowane w bloggerze !
i do łapkowania mojej strony na fb klik :)
Kolejny rozdział pojawi się w piątek 13.02, ponieważ w sobotę jadę na cały dzień na snowboard :D


Marcyśka

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 21

"Tą jedyną gwiazdką jesteś Ty, pokazujesz drogę, którą iść..." 

Obudziłam się, a właściwie spała bym dalej, tylko mój pęcherz dał o sobie znać. Powoli wstałam z łóżka. Zabrałam kule i udałam się do łazienki. Załatwiłam potrzebę. Spojrzałam w lustro, to co ujrzałam bardzo mnie przeraziło. Moja twarz wygladała okropnie. Nie miałam ochoty dużej patrzeć na siebie, dlatego czym prędzej opuściłam pomieszczenie. Zeszłam na dół. Usiadłam na łożku i zaczęłam gimnastykować rękę. Nadal bolała, ale czułam, że z każdym powtórzeniem coraz mniej boli. W pewnym momencie moja uwagę przykuła biała koperta. Sięgnęłam po nią. Napisane było na niej tylko moje imię i nazwisko. Dziwne... Otworzyłam ja, i wysypałam zawartość na łóżko. Wypadł z niej list i płyta. Otworzyłam kartkę i zaczęłam czytać: 

Cześć, 
Wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, dlatego postanowiłam napisać list. Chciałbym Ci przyznać racje. Wybory, ktore sprawiają ból nie są właściwe... 
Widząc Twoje łzy zrozumiałem jak ważny jestem dla Ciebie. Dotarło do mnie, że możemy spróbować być razem... To od Ciebie zależy jak późno to zrozumiałem. Późno, ale są jeszcze jakieś szanse, czy za późno i moge odejść w zapomnienie...
Nie chce nic na siłe... Nie chce zmuszania do czegoś, czego nie ma... Chciałbym po prostu być.
Wiem, że masz mnie za dupka, albo jeszcze gorzej, a ja już nie wiem kim sam dla siebie jestem. Nie wiem, czy dotrwałaś do tego momentu, ale mam nadzieje, że tak jest. 
To nie sumienie, a serce krzyczy! Tak bardzo chciałbym, abyś mi wybaczyła. Tak! Jestem wariatem, co chce cofnąć czas! Chciałbym zatrzymać wszystkie złe wypadki, chciałbym Cię nosić na rękach, chciałbym Ci dać gwiazdkę z nieba! Albo zwyczajnie być... Co kolejek ty zechcesz....
W mojej głowie żyją wspomnienia związane z Tobą! Nikt inny się nie liczy! 
Prosze wybacz mi! 
Bartek.
Ps. Na płycie jest melodia, którą skomponowałem specjalnie dla Ciebie. 

Czytając ten list zaczęłam płakać. To ma być moja decyzja. Sam tego chciał. No i powiedzcie mi, co ja mam zrobic? Rzucić mu się w ramiona? Pieprze to! 
Spakowałam wszystko spowrotem do koperty i rzuciłam na łóżko. Sama położyłam się i schowałam głowę pod pierzyną. W mojej głowie pojawił się obraz jego wesołych oczu. Ta łysinka, która powoli zarastała kruczo czarnymi włosami. Ten uśmiech, niby krzywy policzek, ale taki radosny, taki bartkowy. 
Moje szlochanie usłyszał Michał, który zszedł wlasnie na dół. 
- Dlaczego znów płaczesz?- przysiadł z boku i zaczął mnie głaskać po ramieniu. 
- Bo najwidoczniej mam powody.... 
- Co ten debil znów zrobił? 
- A skąd wiesz że o Bartak chodzi?- podniosłam głowę i spojrzałam na Michała. 
- Bo ostatnio to on jest powodem twojego ciagłego płaczu. 
- Bo ja mam zadecydować czy chce z nim być...
- I dla tego płaczesz?- spytał mnie i zaczął sie śmiać.
- Jak masz się śmiać to lepiej mnie zostaw w spokoju. 
- Przepraszam, ale trochę tego nie rozumiem.
- Ja też nie. Twój kumpel zachowuje się jak baba w ciąży!- powiedziałm to i wybuchnęłam głośnym płaczem. 
- Teraz to już kompletnie nie wiem o co chodzi. 
- No bo pierw mówi że nie, a teraz pisze że może. On ma od zawsze coś z głową? 
- Yyyy... Tego mi nie wiadomo. Moja rada brzmi tak: podnosisz dupę z łóżka, jesz śniadanie, ogarniasz się, spotykasz się z Bartkiem i rozmawiacie ze sobą. 
- Na pewno nie! 
- Dlaczego? 
- Bo nie! - powiedziałam to i odwróciłam się w druga stronę. Jeszcze szczelniej niż poprzednio zakryłam się pościelą. 
Poczułam że Michał wstał z łóżka. Może on ma racje? Może wystarczy się spotkać i porozmawiać.... Jednak do mojej głowy napłynął obraz z nad jeziora. Jak zerwał się jak oparzony po moim pocałunku. Jego raniące mnie słowa. W tamtym momencie nadzieja umarła. A teraz znów mam ąa wskrzesić iść na konfrontacje życia i albo zamienić ją w wiarę, albo znów pogrzebać. 
- Marcela.... - zwrócił się do mnie Michał. 
- Co?- powiedziałam spokojnie. Chwilę temu wyplakałam ostatnią łzę. 
- Bo my jutro jedziemy na koncert. I... Znam Bartka długo, i chcąc uniknąć jego zachowań, prosze pogadaj z nim dziś... 
- Co ty mówisz? 
- Ehhh... Po prostu zaufaj mi... 
- Ok. 
- No to dobrze. A teraz wstawaj, śniadanie gotowe. 
Niechętnie podniosłam się z łóżka. Moim oczom ukazały się kanapki z drzemem truskawkowym. Tak, moje ulubione i one od dziecka poprawiały mi humor. 
Usiadłam przy stole, a obok mnie usiadł Michał z kubkiem kawy.
- Możesz napisać do Bartka, żeby później przyjechał?- spytałam, tak wolałam mieć już z głowy to spotkanie. Bardzo się go bałam. 
- No mogę. 
Wiola postanowiła w tym momencie zaszczycić nas swoją obecnością. Ehh... Jak zwykle miała na swej twarzy tonę tapety. Ubrana była o dziwo z gustem bo w całkiem ładną białą sukienkę, która kończyła się przed kolanem, i nie posiadała żadnego wielkiego dekoltu. 
Podeszła do Michała i przytuliła go. Coś powiedziała mu do ucha, a ten się uśmiechnął. 
- Kochanie, to jutro macie koncert? - postanowiła się juz głośniej odezwać. 
- Tak. 
- I ja mam wytrzymać z Twoją siostrą? 
- No razem zostaniecie w domu. 
- To w sumie nic nie stoi na przeszkodzie, abym jutro zaprosiła kilka swoich koleżanek na małe pogaduchy. 
- No jeśli chcesz... 
Czyli muszę coś wykombinować na jutrzejszy wieczór. Myśle, że kino bedzie idealne. 
Wstałam od stołu i poszłam zanieść talerz do zlewu. Gdy się obróciłam Wiola siedziała na kolanach u Michała i się zjadali na wzajem- to znaczy całowali. 
Odchrząkenłam, tym samym zwróciłam ich uwagę na siebie. 
- Napisałeś tego SMS? - spytałam Michała. 
- Yyyy... Już pisze.
- Ok.
Odwróciłam się i poszłam po swoje ubrania. Założyłam na siebie jeansowe szorty i biała bokserkę. Postanowiłam zrobic sobie makijaż. Był on bardzo lekki, właściwie trochę podkładu, różu na policzkach, oczy podkreśliłam, i tyle. Włosy związałam w kłosa i ułożyłam na lewym boku. 
Zeszłam na dół. Pościelilam swoje łóżko. 
Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać co mam powiedzieć Bartkowi. W mojej głowie zaczęłam analizować rożne scenariusze. Myślałam, myślałam i w zasadzie nic nie wymyśliłam. Zostało mi tylko czekać, aż sytuacja sama się rozwinie. Po czasie, który był dla mnie wiecznością chłopak zjawił sie w mieszkaniu mojego brata.  

----- 
No to czeka nas rozmowa życia ;) od niej zależy przyszłość bohaterki ;) 
Zachęcam wszystkich do komentowania! Wasze słowa cuda działają! Jesteście najlepsi <3 
No i mogę oficjalnie powiedzieć, że mam ferie ;) będę na pewno pisać, dużo pisać ;) 
Zapraszam do laikowania mojej "oficjalnej strony blogerskiej" 
No to do zobaczenia we wtorek 10.02 ;) 
Ps. Brawa dla szczypiornistów ! Żaden horror nie jest tak straszny jak horror Polaków w ręcznej ;)