sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 25

"Oni przerażeni, to nie może być prawdą!!"

Szybko zerwaliśmy się ze swoich miejsc. Zeszliśmy na dół. Zakładaliśmy w pośpiechu odzież wierzchnią. Zamykałam drzwi, kiedy Bartek wiązał mi buta, a Michał biegł po windę.
Wsiedliśmy do auta, które prowadził Bartek. Na szczęście wieczorem nie ma korków, tak że po 20 minutach byliśmy na miejscu.
Usiadłam z Michałem na ławce przy recepcji. Cały czas trzymałam go za rękę. Bartek biegał po całym szpitalu w poszukiwaniu jakiejś informacji. W końcu po 15 minutach przybiegł mówiąc, że Wiola ma operacje. 
Zerwaliśmy się z miejsca i ryszyliśmy pospiesznie w kierunku sal operacyjnych. Usiedliśmy na ławce. Michał jakoś się trzymał... W zasadzie w oczach miał obłęd. 
- Boże, dlaczego znów to muszę przechodzić? Dlaczego?! - cicho szeptał, nie puszczając mojej dłoni. - Jak się coś poukłada to inne musi upaść i zepsuć całość.... Boże dlaczego to wszystko musi mnie spotkać?!- krzyczał. 
Wstałam i przytuliłam brata, który na początku mnie odpychał, by później wtulić się we mnie jak małe dziecko przytula się do matki. Poczułam łzy spływające po jego policzku, chciałam je zetrzeć, ale on odepchnął moją dłoń. 
Bartek cierpliwie siedział i nic nie mówił. Siedzielismy tak przez 2,3, a w końcu po 5 godzinach wyszedł do nas lekarz. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, iście pokerowa. Michał na jego widok od razu zerwał się z miejsca. 
- Co z nią, co z nimi? Żyją prawda? Nic im się nie stało?- pytał, mając okruchy nadziei. 
- Proszę pana spokojnie. Rozumiem, że jesteście państwo rodziną? 
- Tak...
- A więc tak, pani Kubaśńska trafiła do nas w bardzo ciężkim stanie. Autobus, którym jechała miał poważne zderzenie z tramwajem. Jej stan jest ciężki, ma liczne złamania, pozostawiliśmy ją w śpiączce farmakologicznej i najbliższa doba zadecyduje co dalej. Gratuluje, ma pan 2 dziewczynki, jednak zostaną one na obserwacji przez 2 tygodnie. Jeśli wszystko będzie porządku, zostaną wypisane ze szpitala. 
- Dziękuje. 
We trójkę byliśmy w takim szoku, że nie byliśmy w stanie przez chwilę nic powiedzieć. Michał usiadł z powrotem na ławce i schował głowę w dłoniach. Usiadłam obok niego i przytuliłam go do siebie. 
- Gratuluję. - szepnęłam mu do ucha. 
- Weź młoda! 
- Chłopie masz 2 dzieci, które są całe i zdrowe! Powinieneś się cieszyć i mieć nadzieje, że Wiola z tego wyjdzie! 
- Młoda, proszę, daj sobie spokój. 
Czekaliśmy jeszcze, aż przewiozą Wiolę na odział intensywnej opieki medycznej. Po kilkunastu minutach to nastąpiło. Michał poderwał się z krzesła i podbiegł do przewożonej dziewczyny. Chwycił ją za rękę i powiedzial do niej:
- Kochanie walcz, mamy dwie córki...
Pielęgniarka szybko go od niej odciągnęła. Usiadł na kilka sekund, po czym poderwał się z miejsca. 
- Idę do niej. - i szybkim krokiem ruszył w kierunku sali, w której miała leżeć dziewczyna. 
- Myślisz, że jego córki są już na sali położniczej? - zapytałam Bartka.
- Nie mam pojęcia. Chodź zapytamy się kogoś. 
Ruszyliśmy w kierunku oddziału położniczego. Pytaliśmy napotkane pielęgniarki, ale niewiele nam pomogły. W końcu trafiliśmy na lekarza, który odbierał poród. 
- Dobry, my szukamy dwójki dziewczynek, matka ich ucierpiała w wypadku komunikacyjnym.- Bartek zaczął rozmowę. 
- A tak, właśnie wróciłem z sali operacyjnej. W czym mogę państwu pomóc?
- Szukamy, tych dwóch maluchów. - powiedziałam pewnie, i spojrzałam na lekarza. 
- Obecnie są na badaniach. Proszę usiąść i poczekać przed salą. 
- Dobrze. 
Tak też zrobiliśmy. Po raz kolejny na czekaniu spędziliśmy więcej czasu niż na oglądaniu małych. 
Były śliczne, były podobne bardziej do Michała, niż do Wioli. Kiedy je zobaczyliśmy, one grzecznie spały. Miałam taką ochotę zabrać je na ręce i porwać do Michała. 
Pielęgniarka włożyła je do inkubatora. Po przypinała  im jakieś kabelki. Przyłożyłam ręce do szyby, jakbym wierzyła, że jestem w stanie ją przesunąć, że zniknie jak w Harrym Potterze. Tak się niestety nie stało. Głowę oparłam i patrzyłam na te dwa małe szkraby, ktore już teraz są najpiękniejsze na swiecie, i tak po prostu skradły moje serce. 
Bartek położył dłoń na moim ramieniu, i przytulił mnie do siebie. 
- Chodźmy do Michała, bo nic tu po nas. 
- Ale jeszcze nie, jeszcze chwilę, proszę.- powiedziałam do chłopaka i popatrzyłam mu w oczy, w których było widać, że on także jest szczęśliwy, że jest już wujkiem.
- Ok. 
Staliśmy tak wpatrzeni, kiedy przypomniała mi się wywiad. Michał chciał abym to ja wybrała jedno imię. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, i ni stąd ni z owąd wypaliłam:
- Ta po lewej to Nadia, a po prawej Amelia. Myślisz, że Michał się zgodzi? 
- Na pewno. A teraz chodźmy do niego.
Popatrzyłam ostatni raz, i obróciłam się w kierunku korytarza, którym mieliśmy iść. Przechodząc przez cały oddział położniczy dochodziły mnie krzyki tych wszystkich niespokojnych maluchów. Momentalnie miałam ochotę iść i je wszystkie uspokajać. 
W końcu dotarliśmy do Michała. Stał oparty o szybę oddzielająca salę w której leżała Wiola od reszty korytarza. 
- Jak tam? - zapytałam go.
- Bez zmian. - odpowiedział sucho. 
- Masz śliczne 2 córki. Myśle, że jedna może mieć na imię Nadia a druga Amelia. 
- Młoda! Daj sobie siana! Proszę Cię! Im nic nie jest! Więc nic się nie stanie, jak tam bedą same leżeć! Z reszta nie same bo są tam pielegniarki! 
- Człowieku jak ty tak możesz mówić! - krzyknęłam na niego... -Ja rozumiem, że szok i, że Wiola jest w stanie jakim jest, ale do cholery to są twoje dzieci! 
- Weź idźcie już do domu. Ja chce tu zostać sam! 
- Nie stary! Twoja siostara ma racje! Uspokój się to po pierwsze, a po drugie idziesz z nami do domu odpocząć. Wyśpisz się, to tu wrócimy. - powiedział uspokajająco Bartek, trochę podziałało.
- Nie! Albo... Chodźmy...
Wszyscy byliśmy mega zmęczeni. Strasznie martwiłam się stanem Wioli, i nie chciałam zostawiać samych dziewczynek. Coś czuje, że to ja w najbliższym czasie, będę się nimi opiekować. Czyli trzeba zrobić dziecięce zakupy... 
W milczeniu weszliśmy do domu. Michał od razu poszedł do siebie, wchodząc do pokoju trzasnął drzwiami. 
Mi nawet nie chciało się rozkładać łóżka, ani przebierać w piżamę. Tak jak byłam ubrana położyłam się spać. Przed snem spojrzałam jeszcze na zegarek, była 6:45.

----------
Tak, się zastanawiam, co ja mam z tymi szpitalami, że poraz 2 bohaterowie tam ładują.... ;) 
Jak widzicie, chyba, aż tak źle nie jest :)?
Ferie mi się kończą :/ 
Komentujcie! Niezalogowani w bloggerze też mogą! 
Zapraszam do polubienia mojej strony na fb:  https://www.facebook.com/marcyska02
Nowy rozdział tradycyjnie we wtorek: 24.02. 

Marcyśka

 

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieje, ze Wiola jednak wyjdzie ze szpitala chociaz nie lubie jej postaci xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojj, dziewczyno pisz już, chcę kolejny ! <3 Świetny, jak zawsze. Pozdrawiam i zapraszam do siebie na kolejny rozdział. Buziaki :*
    http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że to się tak skończyło...że dzieciaki są zdrowe. Chciałabym żeby Wiola wyzdrowiała ale coś mi podpowiada że Ty masz inne plany w tym temacie xD
    Mam nadzieję że Misiek się ogarnie i zajmie się dziećmi...jakby co.
    Świetny rozdział i strasznie szybko mi się go czytało...zaczęłam czytać a tu już koniec :c ...czekam na kolejny
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :)
    Myślę, mam nadzieję, że Wioli nic poważnego się nie stało i że wyzdrowieje.
    Coś mi się wydaję, że Michał za ostro potraktował swoją siostrę....
    Jak dla mnie to takie imiona są zarąbiste :D
    Pozdrawiam i pisz szybciutko kolejny, bo już się nie mogę doczekać :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ! Zapraszam do siebie ! Dopiero zaczynam

    OdpowiedzUsuń