wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 13

"Bez wiary w miłość pozostało sie sprzedawać... On chce kupić miłość, ona woli ja sprzedawać..." 
Gdy wszedłem wraz z Marcelą do Michała i zobaczyłem ten sielski obrazek, to nie mogłem usiedzieć w spokoju. Kręciłem się po kuchni. To popatrzyłem co mają w lodowce, co w garkach. Nie było tam nic godnego mojej uwagi. W końcu wstałem i pożegnałem sie z nimi. Wyszedłem, ale w cale nie poczułem ulgi. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zacząłem myśleć o Sylwi. O tym jak nasza miłość wygladała. O każdej wspólnej chwili. O obietnicach, ktore były tylko kłamstwem. O jej zapachu, który działał jak narkotyk. O jej sposobie chodu, który przyciągał uwagę. O jej diabelsko- anielskim uśmiechu. O ustach, co smakowały jak niebo. O jej dotyku, który parzył moją skórę. O jej czekoladowych oczach, w których codziennie się topiłem. O sposobie w jaki odgarnialala niesforne kosmyki włosów. O tej złości, gdy malowała paznokcie i cos było nierówno, a dla mnie lepiej niż idealnie. O tym jak mówiła, że mnie kocha. O tym słodkim uśmiechu, który zawsze miała, gdy wstawała rano. O tym jak próbowała siebie oszukiwać , i przechodziła na diety, ktore skutecznie jej zmieniałem, karmiąc ja śmieciowym jedzeniem. I w końcu musiała nadejść myśl, o naszej jedynej i ostatniej kłótni, która skończyła wszystko. Pamietam jej słowa, że kocha, ale nie może być ze mną. Jak spakowała swoje rzeczy i wyszła nigdy już nie wracając. Myślałem, że to jej kolejny żart, ale to była prawda. Powód jaki podała był conajmniej dziwny. Może łatwiej mi byłoby to zrozumieć, mniej tęsknić, gdy miała kogoś na boku. Może po przez pryzmat zdrady ten ból inaczej by wyglądał. Ale tego nigdy sie nie dowiem. 
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do siebie. W domu siedziałem i gapiłem sie w telewizor. Czekałem, aż wybije godzina, w której otwierają mój ulubiony klub. Nie mogłem już wytrzymać, chciałem sie schlać, zaliczyć jakąś pannę i iść spać. Wiem, że ambitnie, ale do niczego innego nie byłem zdolny. To pieprzone serce strasznie bolało. Gdy to robiłem, czułem sie jeszcze gorzej, czułem jakbym zdradzał Sylwie, ale przez to miałem jakiś pretekst by jej nienawidzić. A może samego siebie... 
 Podszedłem do barku, wyciągnąłem whyski. Nadałem sobie do szklanki i wrzuciłem kilka kostek lodu. Wypiłem od razu. Przeniosłem sie z tym sprzętem na kanapę. Jeszcze zrobiłem tak 2 razy. 
W mojej głowie pojawiła sie ona. Jej uśmiechnięta twarz, która była przekleństwem. Była dopiero 20. Jeszcze muszę wytrzymać 2 godziny. Nalalem i wypiłem jeszcze raz alkohol. 
Życie jest pieprzniete. A może nie tak, życie jest piękne, tylko ludzie to kurwy? Sam nie wiem. Wstałem z kanapy i poszedłem się wykąpać i ubrać w lepsze ciuchy. Wywaliłem na siebie trochę perfum. Spojrzałem na zegarek, była 21:43. Zadzwoniłem po taksówkę i pojechałem do mojego klubu. 
Głośna muzyka, zapach alkoholu, i zapach ludzi zaczynających zabawę, był wlasnie tym czego potrzebowałem. Usiadłem przy barze i zamówiłem wcześniej pity alkohol. I tak na wstępie 3 razy. Rozglądałem sie za jakimiś dziewczynami. Moja uwagę przykuła brunetka ubrana w obcisła czerwoną sukienkę. Miała dość spory biust. Reszta mnie mało interesowała. Obecnie siedziała przy barze, wiec postanowiłem do niej podejść. 
- Hej. Moge sie przysiąść?- spytałem i posłałem jej mój uśmiech numer 20. 
- Jasne. - zaczęła kręcić włosy wokół palca. A wiec będzie moja. 
- Jesteś tu sama, czy przyszłaś z kimś?- spytałem, choć mało mnie to interesowało. 
- Sama. 
- Nie wierze, że taka piękna kobieta jest sama.- stwierdziłem. 
- Takie jest życie. Zatańczymy?- spytała. 
- Jasne. 
Ruszyliśmy w kierunku parkietu. Ona zaczęła kołysać biodra w rytm muzyki. Ja przysunołem się do niej. Zjechała swoim tyłkiem po moim kroczu. Mój przyjaciel zaczął budzić się do życia. 
Tańczyliśmy przez kilka piosenek, aby udać sie spowrotem do baru. Wypiliśmy po drinku. Rozmowa była głownie o jakiś bzdetach. Stwierdziła, że mnie skąś zna, na co ja jej tylko powiedziałem, ze ostatnio często bywam w tym klubie. Na prawdę nie miałem ochoty rozwodzić się nad tym, że śpiewam. 
Około 2 w nocy stwierdziłem, że trzeba zmienić lokal, tzn wpaść do mnie do domu na szybki sex. 
Ona na to z ochotą przystała. Zadzwoniliśmy po taksówkę i pojechaliśmy do mnie. 
Weszliśmy po schodach całując się. Gdy przekroczyliśmy próg mieszkania, ja zacząłem walkę z zamkiem jej sukienki. Ona walczyła z guzikami mojej koszuli. W końcu się udało. Gdy byliśmy już w sypialni położyłem ją na łóżko. Ona rozpięła zamek moich spodni, które już po chwili leżały na ziemi. Pozbyłem sie z niej resztek jej garderoby. Zrobiliśmy to szybko i bez żadnych gier wstępnych. Chyba ja i ona tego potrzebowaliśmy. W nosie mialem to dlaczego taka ładna dziewczyna zgadza sie na takie traktowanie. Później jeszcze 2 razy uprawialiśmy sex. Była w tym dobra. Nawet przez myśl przemknęło mi to, aby wziąć od niej numer i się z nią umawiać w wiadomych celach. Kiedy zegar wybił 4 rano zasnęłyśmy. 
Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Obok mnie leżała jeszcze dziewczyna. Nawet nie pamietam jak ma na imię. W dziennym świetle okazała się całkiem ładną brunetką. Miała kilka piegów na twarzy. I mocno czerwone wydatne usta. Może gdybym spotkał ją w innych okolicznościach, mogłaby uchodzić za potencjalną partnerkę. Podniosłem się z łóżka i obiegiem dotarłem do łazienki. To toalety oddałem całą zawartość żołądka. Tak, mam kaca. Kiedy przestałem wymiotować, poszedłem do łazienki. Umyłem zęby. Strasznie chciało mi sie pić, dlatego znalazłem w kuchni butelkę wody, która opróżniłem do połowy. Trochę pomogło. Postawiłem wodę na kawę. A na ból głowy rozpuściłem aspirynę i to wypiłem. Teraz pozostało mi czekać, aż lek zacznie działać. Zaparzyłem kawę. Jej zapach rozniósł sie po całym domu. Postanowiłem na śniadanie zrobić jajecznice. Gdy stałem przy kuchence i mieszałem jajka na patelni podeszła niespodziewanie dziewczyna. Pocałowała mnie w szyje, i przytuliła się do moich pleców. 
- Wystraszylaś mnie. 
- Nie wyglądasz na takiego co się boi. 
- Może. Suchaj, jest taka sprawa, że za godzinę ma zjawić się moja mama, a ona nie toleruje mojego sposobu spędzania wolnego czasu, i chcąc uniknąć jakiekolwiek awantury, proszę ogarnij się i zmykaj do siebie. 
- Ok. 
Nic nie mówiąc poszła do łazienki wziąć prysznic. Dokończyłem robienie śniadania. Kiedy dziewczyna przyszła wszystko było gotowe. Podczas posiłku nie zamieniliśmy miedzy sobą żadnego słowa. Jeśli była obrażona, to jej problem. Ja nic nie obiecywałem. 
Kiedy zjedliśmy, to dziewczyna postanowiła opuścić wedle mojej prośby  mieszkanie. Bez słowa wyszła. A tak przy okazji, to z mamą to była ściema. Po prostu nie miałem ochoty na żadne towarzystwo. 
Głowa przestała mnie boleć. Położyłem sie na kanapie i zasnąłem. 
Obudziło mnie ciagle dobijanie sie do drzwi. Poszedłem sprawdzić, kto zakłóca mój święty spokój. 
W progu stał Michał. 
- Nie masz kluczy, że się tak dobijasz?- spytałem go. 
- Zapomniałem. Słuchaj stary, pamiętasz, że jutro jedziemy na Mazury? 
- Tak. Tylko po to tu przyszedłeś? Nie mogłeś SMS napisać? 
- O co ci chodzi? 
- O nic.
- Przecież widzę. Gadaj! 
- Siądźmy.- poszliśmy do salonu. Kto jak kto, ale Michał czytał z mojego zachowania i twarzy jak z otwartej księgi. Jemu tylko ufałem w 100%. - jak pewnie się domyślasz, byłem wczoraj w klubie. Była u mnie na noc panna. Nawet nie wiem jak ma na imię. I czuje sie tak, jakbym zdradził Sylwie. 
- Po pierwsze nie pochwalam twojego nowego pomysłu na życie. A po drugie i najważniejsze nie jesteście razem i już nie będziecie! Zapomnij o niej! 
- To nie jest takie łatwe.... Wczoraj znów to wróciło... 
- Bartek, jedziemy teraz na wakacje, miejsce może ci się nie spodobać, ale będziemy tam we 4, i mam nadzieje, że to ci pomoże. 
- Albo ty z Wiola jeszcze bardziej rozpieprzycie moja psychikę. ...
- Słowo harcerza, że tak nie będzie. Wszystko bedzie dobrze. Zakochasz sie, zapomnisz. 
- Chciałbym, żeby tak było. 
- Dobra ja sie muszę zbierać, bo kaleka sama w domu została. 
- Ok. To pewnie do jutra. 
- Do jutra! 
I juz go nie było. Nie bardzo miałem co ze sobą zrobic, dlatego postanowiłem gruntownie posprzątać mój dom. Zabrałem sie do pracy. I tak minął mi kolejny dzień. 

----
Yep! Rozdział dla Was w przedostatni dzień roku! :D życzę Wam udanej zabawy Sylwestrowej, i wszystkiego co najlepsze w Nowym 2015 Roku! 
Wiem, że takiego rozdziału raczej się nie spodziewaliście, ale mam nadzieję, że Was nie zrazi, i dotrwacie ze mną do końca tego opowiadania! :)
Komentujcie, to bardzo ważne dla mnie;) 
Zapraszam 3.01.2015 na 14 rozdział :) 
Ps. W mojej głowie już coś powoli nowego powstaje, co nie oznacza, że ta historia szybko się skończy :) 

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 12

"Chciałoby się uciec poza granice snów
By móc zatrzymać te co przynoszą chłód
Stanąć w miejscu 
Przeczekać parę dni 
Az znikną szare chmury tych deszczowych chwil
Kilka nie poukładanych spraw 
W zaczarowanej kuli zamknąć mocno tak
Chowając się przed prawdą w zakurzony życia kąt
Czekasz co przyniesie czas może tym razem nie oszuka nas"

Mimo obaw o to co mógł robić Michał, wróciliśmy do domu. Każda nadchodząca mnie myśl była gorsza od poprzedniej. Bo tak na prawdę mogli robic wszystko, ale nie spodziewałam się tego co ujrzałam. Michał leżał wraz z Wiolą na kanapie i głaskał ją po brzuchu. Taki sielankowy obraz. Poczułam się głupio z powodu moich myśli. 
- Siemacie!- powiedziałam do nich i poszłam sobie usiąść na kanapie obok nich. 
- Chcesz dotknąć jak młode kopią? - spytał mój brat. Popatrzyłam sie na niego jak na debila. Chyba wiedział, ze mam niską tolerancje na jego dziewczynę. Ale niech będzie, dzieci nie są niczemu winne. 
- Ok. - przesunęłam się w kierunku Wioli. Przyłożyłam rękę i poczułam sie dziwnie. Pomyślałam o rodzicach. O tym jakby na to zareagowali. A małe zaczęły kopać czy machać rekami bardzo mocno. 
- Chyba Cię lubią- powiedziała do mnie Wiola. 
- W końcu będziemy rodziną, i będą mieć najlepsza ciocie na świecie.- dziwnie było to wypowiedzieć na głos. Udało mi sie to i poczułam jakby ulgę. 
- W to nikt nie wątpi- wtrącił Michał. 
- Moi kochani, życzę wam miłego dzionka.- wtrącił Bartek i wyszedł z domu, a wcześniej kręcił sie po całym pomieszczeniu. 
- Co robiłaś z tym psychopata?- spytał brat. 
Streściłam mu co robiliśmy. Później we trójkę ogladneliśmy jakiś film w telewizji. Po filmie Michał z Wiola poszli spać do sypialni. Ja poszłam sie w miarę możliwości wykonać i poszłam spać. 
Następnego dnia, gdy sie obudziłam nikogo nie było w domu. Zrobiłam sobie śniadanie, ubrałam się. Mając w pamięci ostatnia kłótnie z Michałem postanowiłam ogarnąć swoje łóżko. Był słoneczny dzień, więc postanowiłam wyjsć na taras. Rozłożyłam sobie leżak i przeglądałam Internet. W pewnym momencie przyszedł do mnie brat. 
- A Ty gdzie sie włóczysz?- spytałam go. 
- Na mieście byłem i sprawy załatwiałem. Jutro jedziemy na Mazury. 
- Ok. A co z moja szkoła? 
- No będziesz chodzić do pobliskiego liceum, chyba ze wolisz jakieś technikum, to wybór należy do Ciebie. 
- Liceum. Rodzice wiedzieli o tym, ze bedą dziadkami? 
- Wiedzieli. Nie chcieli tego przyjąć do wiadomości. Ich wybór. 
- Nie możesz tak mowić! 
-O bardzo wielu sprawach nie masz pojęcia.
- To mnie oświeć. Michał, powiedz prawdę. Pierw jak macie 18 lat to znikacie, niby realizować marzenia, ale ja w to nie wierze! Nie wierze, ze rodzice zabroniliby ci śpiewać...
- Na prawdę chcesz to wiedzieć?- spytał, a w jego oczach widziałam ból. 
- Tak. 
- To trochę rozdrapie moje stare rany. A Tobie może sie nie spodobać. Prawda nigdy nie była w modzie. Tuż przed moimi 18 urodzinami wdałem sie w bójkę. W bójke po pijaku. I ja i ten gość był pijany. Zawsze umiałem sie bić. On był bardziej poszkodowany ode mnie. Wyładował w szpitalu. Pozniej złożył zeznania, ze go pobiłem. Byliśmy sami, nie było świadków. Słowo przeciwko słowu. I skończyło sie tylko i na szczęście tym, ze miałem 300 h prac publicznych. Dla wiecznie dobrych, ułożonych rodziców, byłem jak niechciana blizna. To sie mnie pozbyli. Wysłali do Krakowa do brata ojca. Ten po pół roku zmarł. Zostałem tu sam, nie do konca sam, bo Bartek tez  tu przyjechał. Nie miałem nic, wiec brałem gitarę i szedłem na rynek grać i tak zarabiać. Pózniej zainteresowała sie mną wytwórnia. I tak jakoś to płynie dalej. Wiolę poznałem zaraz po przyjeździe do Krakowa. Doczepiła sie do mnie. Ale pozniej, sam nawet nie wiem kiedy zakochałem sie w niej. Mówiłem o tym rodzica, ale ja dla nich nie istniałem. A teraz ich nie ma i nawet bólu nie czuje z tego powodu...
-Nie wiedziałam tego...
- Dzieckiem byłaś, to ci nie mówili o takich rzeczach. 
- To w całe nie byli tacy idealni...
-Nie byli. Ale ty pamiętaj ich takich, jakich ich kochałaś. 
- Michał, przepraszam Cię. Nie wiedziałam tego...- powiedziałam to, gdy brat ręką starł łzę.-Ja po prostu nie moge sie jeszcze odnaleźć w tej nowej sytuacji. Ciagle mam wrażenie, jakby to wszystko działo sie gdzieś poza mną, jakbym przestała mieć kontrolę nad własnym życiem. Wiem, że musimy ze sobą rozmawiać, żeby jakoś ze sobą funkcjonować, dla tego zadałam Ci takie pytanie. 
On wstał z leżała i poszedł w kierunku barierki. Z kieszeni spodni wyciągnął papierosa. Zapalił go. 
- Wiem. Dlatego obiecałem sobie, ze dla własnych dzieci nigdy nie będę taki jak nasz ojciec. Dobre wspomnienia mam tylko te, jak byłem dzieckiem i nie mogłem sam swoim życiem kierować.
- Z moją siatkówka to też tak było. To nie decyzja moja, że nie chce trenować, to najbanalniejsza wymówka. Tato z mama zabronili mi chodzić na treningi. Ciagle powtarzali, że mam przejąć ich firmę, a nie bawić sie w nic nieznaczące sporty... Na początku bolało, i nie mogłam sie z tym pogodzić, ale myślałam, ze maja racje. 
- Nie dziwi mnie to. Umieli ludźmi manipulować... Skończmy ten temat już. Jak będziesz chcieć, to pozniej możemy skoczyć na zakupy przed jutrzejszym wyjazdem. 
Dziwne jest to, że chłopak proponuje zakupy, ale sie zgadzam. 
Zeszliśmy na dół. Ogarnęłam się. Postanowiliśmy zjeść obiad na mieście. Na zakupach swietnie sie razem bawiliśmy. Chciałabym, żeby takich chwil było więcej w moim życiu... 
-----
I kolejny :) Mam nadzieje, że Wam się spodoba. To takie preludium, do tego co wydarzy się w kolejnym ;) 
Proszę Was o komentarze! 
I do zobaczenia we wtorek 30.12. 
Milego dnia! 

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 11

"Pokaż mi, że bardzo chcesz, pokaż jak mnie kochasz, pokaż mi, pokaż mi właśnie dziś!"

Obudziłam sie w miękkim łożku, przykryta kołdrą. Za oknem słońce świeciło, ptaki śpiewały. 
- Wstajesz? - spytał Bartek, gdy wszedł do pokoju po ubrania. Tak, był w samych spodenkach do spania. Miał idealnie wyrzeźbiony brzuch i klatkę. A do tego żadnych włosów na klacie. 
- A muszę? Tak mi tu dobrze... Chociaż jakby było śniadanie jakiś dobre do łóżka, to byłoby idealnie- rozmarzyłam sie. 
- SnIadanie czeka w kuchni. - łobuzersko sie uśmiechnął.
- Ok. A nie da sie nic zrobić, żeby było w łóżku? - spytałam z nadzieja w głosie. 
- Kochanie, takie rzeczy to tylko w kilku wypadkach. Po pierwsze gdy leżysz w szpitalnym łożku i masz kroplówkę podpięta, po drugie gdy jesteś obłożnie chora, a po trzecie to, gdy mnie ładnie poprosisz.
- Ładnie proszę.- tak starałam sie zrobic minę kota ze Shreka. I.... Podziałało. Po chwili chłopak przyniósł mi talerz z kanapkami. Po czym powrócił, do wcześniej rozpoczętej czynności.
Zabrał potrzebne rzeczy i wyszedł z pokoju. On spał obok mnie, a ja tego nie czułam... Tak, jest cholernie przystojny, ale tez jest dużo starszy. Stop! Dlaczego ja o nim myśle?! Bo ci sie podoba- chyba to chciało serce powiedzieć... Koniec tego durnego myślenia! Skończyłam jeść kanapki. Na prawdę, ten chłopak w kuchni działał cuda. Bartek w tym czasie siedział w pokoju, i coś robił. Poszłam sprawdzić co. Gdy zobaczyłam, że siedzi przy pianinie i pisze coś w zeszycie, mimo woli powróciłam myślami, do dnia kiedy ja sama postanowiłam przerwać granie. 
Wróciłam zirytowana ze szkoły. Sciagłam kurtkę, i buty, a był już koniec października. Wbiegłam po schodach na górę do swojego pokoju. Rzuciłam sie na łóżko. Tak bardzo chciałam z kimś porozmawiać, ale nie miałam z kim. I wtedy dotarło do mnie, że poza fortepianem nie mam żadnego prawdziwego przyjaciela. Same tylko luźne znajomosci. Nawet dziewczyny z drużyny śmiały sie ze mnie, że jestem alienem. I zdecydowałam, że zrywam z muzyką. Od dziś żadnego grania! Żadnej prawdziwej muzyki! Tylko normalne życie nastolatki! Co dzień walczyłam z sobą, by przejść obojętnie obok miłości mojego życia. Dni mijały, a ja uczyłam sie żyć normalnie. Rodzice tego nie zauważyli. I dobrze, bo obyło sie bez niepotrzebnych pytań... 
- Ziemia do Marceli! 
- Co chciałeś? Zamyśliłem się...- powiedziałam łamiącym się głosem.
-Co się stało?- od razu obok mnie pojawił się Bartek przytulając mnie. 
-To długa i beznadziejnie nudna historia... - stowerdzilam. Wytarłam łzę, i uśmiechnęłam sie do chłopaka. 
-Mamy czas. A ja najwyżej zasnę, a ty sie wyglądasz. - stwierdził chłopak. 
-Obiecuje, że kiedyś ci powiem. 
-Ok. To twoja decyzja. Pamiętaj, ze wszystko będzie dobrze. Głowa do góry! 
- Będę o tym pamietać. 
Poszliśmy do salonu. Czas leciał nam na gapienie sie w telewizor. 
-Może wyskoczymy gdzieś na miasto na jakiś obiad?- zapronował. 
-Ale przecież ja sie beznadziejnie poruszam z tymi kulami... 
-Pamiętaj, że zawsze cię moge nosić.- uśmiechnął sie łobuzersko. 
-Ok. 
Zebraliśmy sie, i pojechaliśmy na miasto. Bartek stwierdził, że do najlepszej knajpki w mieście. Miałam tylko nadzieje, że to nie zapiekanki i tego typu jedzenie. Bardzo sie zdziwiłam, gdy zaparkował auto niedaleko rynku. 
-No to wskakuj na barana! - powiedział, a mi nie zostało nic innego jak to zrobić. 
Szliśmy uliczkami, a ludzie patrzyli na nas dziwnym wzrokiem. Tak, też bym miała dziwne myśli, gdybym zobaczyła kogoś znanego niosącego na baranach łamage. 
Usiedliśmy przy stoliku jednej z restauracji, która znajdowała sie w samym centrum rynku.
-Ale tu jest drogo... 
- Nie marudź, ja płace. Ty wybieraj jedzenie. 
-Ok.  
Wybrałam jakieś danie, którego nazwy nie pamietam. Cały czas prowadziliśmy luźna pogawędkę. W pewnym momencie podeszły do nas dwie dziewczyny. 
-Cześć Bartek. Możemy prosić o autografy i zdjecie? 
-A co mam zdjąć?- spytał i puścił im oczko. - nie powiem, bo dziwnie sie poczułam. 
- Wszystko!- krzyknęły uradowane i zaczęli sie śmiać.
Jedna z nich obróciła sie i powiedziała do mnie: 
-Mogalbyś nam zrobić zdjecie? 
- Niestety nie, bo mam rękę w gipsie. - co z tego że jestem prawo ręczna. One tego nie wiedziały, i wiedzieć nie musiały. 
- Ehhh szkoda. - powiedziała zrezygnowana, by po chwili wpaść na genialny pomysł- zróbmy sobie selfie! 
Tak też zrobili. Chociaż na koniec grzecznie podziękowały. A mi sie dalej chciało wymiotować...
- Jesteś o to zła? - spytał chłopak. 
- Nie, przecież to część twojej pracy. 
Cała sytuacje uratował kelner, który podał nam zamówione jedzenie. Posiłek zjedliśmy w milczeniu. 
- Możesz mnie odprowadzić do domu?- spytałam, bo na prawdę nie miałam ochoty dużej przebywać na zewnątrz. 
- Jasne. 
Poszedł zapłacić, i poszliśmy do domu. 
- Nie denerwują Cię takie sytuacje jak ta?- w końcu go o to spytałam, bo moja ciekawość wzięła gore.
- Czasem tak. Ale to miłe gdy ktoś podchodzi na ulicy i prosi cię o zdjecie czy autograf, w tedy wiesz, ze to co robisz ma sens i warto to dalej robic. Jeśli cię to uraziło, to przepraszam. Myślałem, ze nie obrażasz sie o byle co...
- Nie obrażam sie. Po prostu siedzimy, gadamy, a ktoś z buta wjeżdża i rozwala całe spotkanie, a to nie jest miłe. Po prostu, na stromym razem wszystko ale np po jedzeniu. 
- Ok. Dla mnie nie ma problemu. I w sumie masz racje.
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Zaczęłam sie zastanawiać czy nie wpatrujemy przypadkiem do domu w nieodpowoednim momencie. Po chwili wszystko sie wyjaśniło. 
-------
I już 11 dla Was. 
W związku z tym, że już jutro wigilia, życzę Wam zdrowych, spokojnych Świat i szczęśliwego Nowego Roku. 
Dziękuje za te prawie 2000 wyświetleń- najlepszy prezent gwiazdkowy :D 
Proszę zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza :) 
Kolejny już po świętach w sobotę 27.12 :) 
Miłego dnia ;) 

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 10

"Wolność i przyjaźń są lepsze niż samotność, cztery ściany chcą mieć na Ciebie wyłącznisć. Dlatego walcz, nie jesteś przecież sam, świat mówi: Dalej, chodź weź to co chce Ci dać!"  To twoja szansa, której nie możesz odrzucić, bo czasu nie zawrócisz i nie spotkasz już tych ludzi. Dlatego żyj, to dla Ciebie, możesz tylko zyskać!"

- Pomożesz mi zejść?- spytałam Bartka. On nic nie mówiąc wziął mnie na barana, i zbiegł po schodach. Na nogach postawił mnie dopiero przy windzie. Cały czas śmiałam sie z tego co chłopak zrobił. 
- Co jemy na kolacje? Pamiętaj, ze to nasza pierwsza wspólna- powiedział i w zabawny sposób poruszył brwiami. Cały czas śmiałam sie z niego. 
- Obojętne mi to. Od dawna nie mam na nic konkretnego ochoty. W ciąży nie 
jestem, to nie mam smaków.- stwierdziłam. 
Bartek teatralnie chwycił sie za serce i rzekł:
- Kobieto, jak tym tak możesz czynić?! Jedzenie to podstawa! Widać, że Michał rzywi cię sama pizza. 
- Kiedy ja kocham pizzę. 
- Bardziej niż mnie?- spytał i zrobił kolejna zabawna mnię. 
- Tego jeszcze nie wiem. 
Wysiedliśmy z windy, a chłopak znow porwał mnie na barana i zaniósł do samochodu. Ludzie sie patrzyli na nas jak na chorych psychicznie, ale my w ogóle na to nie zwracaliśmy uwagi. 
- Siadaj, pas zapinaj i jedziemy na zakupy! - powiedział Michał przy samochodzie. 
- Ok. 
I ruszyliśmy w drogę. Z radia popłynęła moja ulubiona kompozycja. 
- Ty słuchasz muzyki klasycznej? - spytałam zdziwiona. No bo serio, nie znałam nikogo, kto lubiał by słuchać wielkich kompozytorów. 
- Czasem mi sie zdarzy. To jest najlepsza melodia...
- Wiem! Beethoven-"Fur Elise", tez kocham ten utwór. 
- Naprawdę?!- spytał lekko zdziwiony. 
- No kiedyś grałam na fortepianie. Ale nie prędko wrócę do tego zajęcia....
- Nie smutaj. Teraz jedziemy na zakupy. Chwila relaksu, a potem zobaczysz jak powstaje najlepsze danie ever! 
- A co to będzie? 
- Jeszcze nie wiem.- i wybuchnęlismy śmiechem. 
Dojechaliśmy juz pod sklep. 
- Ja zostanę w aucie.- wolałam zostać i poczekać na chłopaka, ponieważ jeszcze nie przyzwyczaiłam sie do nowego sposobu poruszania sie. 
- Oki. Postaram sie szybko to ogarnąć. 
Bartek wrócił po pół godzinie cały obładowany siatkami. Zakupy zapakował do bagażnika, i ruszyliśmy do jego mieszkania. 
Bartek mieszkał w Nowej Hucie. Jego osiedle było spokojne, kilka małych bloków i kilka wierzowców. 
Chłopak wpuścił mnie do klatki i kazał wyjść na pierwsze piętro, a sam poszedł po zakupy. 
Powili wchodziłam na gore. Nie było to łatwe zadanie, bo w połowie drogi myślałam, ze mi noga
 odpadnie. Bartek zlitował sie nade mną i wziął mnie na ręce. 
- No to witaj w domu skarbie- i jak pannę młodą przeniósł mnie przez próg. Ja zaczęłam sie z niego śmiać. Posadził mnie na kanapie w salonie. 
- Masz zakaz wchodzenia do kuchni. Jak skończę robić jedzenie, to cię zawołam. -- Jak będziesz chcieć coś do picia to wołaj. Masz piloty od telewizji. - nakazał mi.
Salon był połączony z kuchnią. Całość tworzyła wielka przestrzeń. Po mojej lewej była szafka z telewizorem. Na wprost mnie wielki balkon z dużym oknem balkonowym. Obok była kuchnia nowocześnie urządzona. Ściana za telewizorem miała tapetę w szare drzewa, reszta ścian była biała. Sofa i fotel były czarne. Na środku nich był mały biały stolik. Na jednej ze ścian wisiał obraz. 
Poszłam na "spacer" po mieszkaniu. Na wprost wejścia do salonu była sypialnia Bartka. Obok znajdował sie malutki pokój, w którym było pianino, gitara, i jeszcze jakiś instrunent schowany w pokrowcu. Do tego stała mała biblioteczka. Toaleta i łazienka były osobno. Wszystko to było urządzone w nowoczesnym stylu. 
Wróciłam na swoje miejsce. 
- Kucharz, długo jeszcze? - chciałam trochę podenerwować Bartka.
- Jak będzie gotowe to ci powiem. 
- Ale dzieci w Afryce głodują...
- No to muszą jeszcze poczekać, aż sie Ameryka zainteresuje. 
- A wody dostaną?
- Za chwile. 
Nie wiem ule tak skakałam po programach, kiedy usłyszałam zbawienne: 
- Gotowe!- zapach już od dłuższego czasu rozchodzil sie po mieszkaniu. 
- No wreszcie. 
Doszłam do stołu, a Bartek nakładał danie. Zrobił kurczaka z ryżem i czymś jeszcze ale nie chciał zdradzić co to. 
- Napijesz się czegoś? 
- Co proponujesz? 
- Wino, whisky, wódkę... - zaczął wyliczać, a mi przez myśl przemknęło, aby się faktycznie czegoś mocniejszego napić, ale przypomniałam sobie, że leków nie miesza się z alkoholem.
- Biorę leki przeciw bólowe, więc alkohol odpada. 
- No to sok, cola, herbata, kawa... 
- Sok bedzie ok.- nalał mi do szklanki a sam nalał sibie whisky z pepsi. 
Po skończonym posiłku z napojami w ręku poszliśmy usiąść na kanapie. 
- Masz jakieś filmy? Bo w pudle nic nie ma? - spytałam z nadzieja w głosie. 
- Cos sie znajdzie. 
Jak każdy prawdziwy mężczyzna gustował w horrorach i tym podobnych filmach. Mimo to sam stwierdził, ze sie poświeci i da mi możliwość wyboru filmu na Internecie. 
- W nie wiem co nas pakuje, ale oglądamy hit! 
- Jaki? 
- Zmierzch.
-Ok- bez marudzenia sie zgodził? Dziwne... 
Bartek podpiął wszystkie potrzebne kable, aby obraz z laptopa był na ekranie telewizora. 
Ja wygodnie usadowiłam sie na sofie. Po chwili chłopak dołączył do mnie. Po pewnym czasie zmieniliśmy pozycje, i leżeliśmy na sofie.
- I to ma być hit?- spytał mnie? 
- No wszyscy sie tym filmem zachwycali, ale widzę ze na nas nie zrobił wrażenia. 
- Na mnie kompletnego. Walczyłem by nie zasnąć. 
- No to może teraz jakaś komedia? - spytałam. 
- Sekstaśma. - od tak stwierdził, a mi przez myśl przemknęło, czy to nie jest jakiś pornos...
- Ok. 
Chłopak włączył film. To żaden pornos, a typowa amerykańska komedia. I do tego całkiem udana. 
- Jest po 12 w nocy, idziemy spać, czy oglądamy np Paranormal? - spytał. 
- Możemy oglądnąć, ale jeśli jest mega straszne, to nie wiem, czy dotrwam do konca. 
- Jeśli nie boisz sie duchów to dasz radę- stwierdzili i poszedł włączyć. 
Pełna dziwnego niepokoju oglądałam ten film. I w sumie, to nie jest jakoś straszne, ale mozna momentami mieć zawał. 
To, że leżałam tak blisko Bartka trochę monciło mi w głowie. Na swoim karku czułam jego oddech, wokół mnie roztaczał sie jego zapach. Cudowny zapach. Przyznam sie, że przez myśl przmemknelo mi to, ze fajnie by było, gdyby tak było co wieczór. Tylko z małą poprawka, albo przyjemnymi dodatkami typu przytulanie, całowanie...
- Masz być jutro w domu o konkretnej godzinie?- wyrwał mnie Bartek z rozmyślań.
- Nie, nie umawiałam sie z Michałem na żadna porę.
- Ok. To może jeszcze jeden film?- spytał.
- Jasne. A może teraz coś np. siatkarskiego? 
- Masz na myśli Drużyne? Albo ten film o Agacie ? 
- Watpię żeby była juz dostępna Drużyna, ale film o Agacie jak najbardziej tak! A w ogóle skąd wiesz, że jest taki?
- Bo trochę sie siatkówka interesuje. 
- Nie wyglądasz na takiego... -może trochę głupio stwierdziłam, ale nie wątpiłam, ze może interesować sie siatkowka.
- Na prawdę? - spytał rozbawiony. 
- No trochę... Nie śmiej sie ze mnie! Włącz ten film i daj chusteczki. 
- Ok. 
Tak na końcu obydwoje płakaliśmy. Nie da sie tego filmu ogladac nie płacząc. Chciałabym tak kiedyś powiedzieć jak Agata. Chciałabym spełnić wszystkie swoje marzenia. Serce myślało o Bartku.
- Zbyt piękne by było prawdziwe, a mimo to takie jest.- podsumował historię Bartek.
- Masz rację.- zaczęłam ziewać. 
- Chyba spać Ci sie chce.
-No trochę..
- To mykaj sie kąpać. A ja pójdę Ci pościelić łóżko.
- Ok.
Poszłam sie ogarnąć do łazienki. Na ile to było możliwe, to sie wykopałam.
Gdy przyszłam do sypialni Bartka, on walczył z poszewka i kołdra. Strasznie niezdarnie mu to szło.
- Pomogłabym ci, ale mój stan na to nie pozwala.
- Spokojnie. Wszystko mam pod kontrolą, tylko to cholerstwo nie chce ze mną współpracowac. 
- Bo źle sie za to zabrałeś.- w tym momencie wszystko było pomieszane. Na prawdę nie wiem jak on tego dokonał, ale najwidoczniej sie da.
- Kobieto, nie przeszkadzaj! Perfekcyjna uczyła jak to robic. 
- Widać, ze zadania domowego nie odrobiłeś. Weź ściągnij ta poszewkę. Potem obróć na lewa stronę, weź rogi na wprost guzików, pozniej weź rogi kołdry i przesuń poszewkę po kołdrze i gotowe.
- Cały czas o to wlasnie mi chodziło. 
- Jasne. 
W końcu udało mu się. Poszedł do łazienki, a ja położyłam sie spać. 
Nie zasnęłam od razu. W mojej głowie zaczęła sie rysować przyszłość. Przyszłość, która chciałabym spędzić z Bartkiem. Mimo, że go trochę znałam, to moje serce juz go idealizowalo. Umiał swietnie gotować, był zabawny, lubił siatkówkę, śpiewał i grał na instrumentach, był przyjacielem Michała. No przecież same pozytywy. W końcu moją świadomość zmęczenie utneło. A obok mnie spał ktoś więcej niż kolega. 

-----
10 dla Was! 
Mam nadzieje, że dotrwaliscie do konca tego długiego rozdziału :) 
Piszcie czy wam sie podoba, komentujcie, oceniajcie, krytykujcie ;) 
Kolejny pojawi sie we wtorek 23.12:) 
Będzie ktoś z Was na meczu Agh- Sovia w Karkowie? Mi udało sie kupić bilety i jestem z tego powodu mega szczęśliwa :D 
A tak poza tym to słoneczny Kraków pozdrawia :) 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 9

"Cały świat należy do nas, i nigdy nikt nie będzie nim kierować, sami przeżyjemy to co napisał dla nas los, znajdę siłę by zrobić to!"

Pozostałe dni mojego pobytu w szpitalu upłynęły tak samo. Do południa siedziałam sama przeglądając internet, czytając książki, oglądając filmy. Po południu odwiedzał mnie Michał, czasem sam, a czasami z Bartkiem. Wiola się w ogóle nie pojawiła, co nawet było dobre, bo niezniosłabym jej obecności w pobliżu.
Dziś jest ten dzień, kiedy wypisują mnie ze szpitala. Czekałam na Michała, który miał sie niebawem zjawić. 
"Sorry młoda, ale trochę sie spóźnię, bo miasto jest zakorkowane"- takiej treści dostałam SMS od brata. Ok- tylko tyle mu odpisałam. 
Czekałam, i czekałam i w końcu sie doczekałam na niego. 
- Jeszcze nie spakowana?- spytał, gdy wszedł do sali. 
- Powiedz mi, jak miałam to zrobić? Nawet kul nie mam. 
- Dobra, ja ide Ci je załatwić, a ty weź powrzucaj szystko byle jak do torby. 
- Ok. 
No i wzięłam sie do pakowania. Ale poruszanie się ze złamaną nogą i ręką było cholernie trudne. Po kilkunastu skokach na jednej nodze poczułam ból w łydce. Resztami sił doskoczyłem do łóżka i usiadłam. I wtedy zaczęłam sie zastanawiać jak ja będę sie poruszać. Poczułam się jak niepełnosprawna osoba. I to mnie dobiło, zawsze samodzielna, teraz będę musiała prosić o pomoc wszystkich. To bardzo było mi nie na rękę. 
- Już jestem. Gotowa?- spytał Michał. 
- Taaa, uważaj bo jeszcze dziś zdąrze dojść do auta. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Co sie stało? Młoda, gips to nie koniec świata. - ukląkł naprzeciw mnie 
- Nie koniec jak masz jedna rękę czy nogę w gipsie. 
- Ej, nie panikuj, tylko wstawaj i idziemy. - - Powoli dasz radę. 
- Może jutro dojdę...- powiedziałam zrezygnowana.
I szłam jakoś, opierając sie na zdrowej stronie ciała. Było to straszne, bo miałam wrażenie że wszyscy się na mnie patrzą i mnie wytykają palcem. 
Ratunkiem była winda, za jej drzwiami zniknęły wszystkie dziwne spojrzenia. 
- Dziwnie patrzą na mnie, nie na Ciebie.- powiedział Michał, jakby czytał w moich myślach.
- Może... 
I kolejna część drogi przeszliśmy w milczeniu. Powoli, szłam, a gdy dotarłam do samochodu, byłam dumna z siebie, że udało mi sie przejść taki kawałek bez niczyjej pomocy. Mimo to poczułam się bardzo zmęczona. Michał włożył torby do bagażnika i wsiadł za kierownicą, a ja siedziałam obok niego. 
- Słuchaj, dziś będziesz spać u Bartka.- powiedział i odpalił silnik.
- Dlaczego? 
- Bo chce ten wieczór spędzić sam na sam z Wiolą. 
- Ok. 
Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Wysiadłam pod klatka, a Michał pojechał zaparkować samochód. Wysiadłam i powoli weszłam do środka budynku. Otworzyłam drzwi i weszłam do windy. 3 piętro, a właściwie półpiętro 2 i 3 piętra. I przede mną najgorszy odcinek. Do pokonania miałam kilka schodów. Na zagipsowanej ręce przewiesiłam kule i opierając sie o poręcz wskakiwałam po stopniach na górę. W połowie drogi czułam, ze nie dam rady, ale ile raz już tak było w moim życiu, że tak myślałam a mimo to zacisnełam zęby i z wielkim bólem dotarłam na sam szczyt. Otworzyłam drzwi do mieszkania i czym prędzej udałam sie w stronę sofy. Siedziałam, a właściwie to leżałam, kiedy do domu wszedł Michał. 
- Co chcesz na obiad? - spytał. 
- Pizzę.- odparłam bez zastanowienia. 
- To sobie zrób.- powiedział i zaczął sie śmiać. Rzuciłam w jego stronę poduszką. 
-Nie śmiej się z kaleki! - krzyknęłam do niego. 
- Ja się nie śmieje.- udawał niewiniątko. 
- To co z tą pizza? Głodna jestem. 
- Masz tu pieniądze i zamów, a ja lecę na zakupy. 
- Ok 
I już go nie było w domu. Zamówiłam ją, a w miedzy czasie sie zdrzemnęłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi. I już chciałam iść otworzyć, kiedy ból w nodze przypomniał mi o kuli. 
-Już ide! - krzyknęłam w kierunku drzwi. 
Otworzyłam je. Po drugiej stronie stał chłopak, który trzymał zamówione jedzenie. 
- 25,50 się należy. - podałam mu pieniądze. 
- Mógłby mi pan ja położyć na stole?- spytałam trochę się czerwieniąc.
- Oczywiście. 
- Dziękuję.
Szybko wykonał tą czynność, i już go nie było. 
Doczołgałam sie do stołu. Zjadłam pół dużej pizzy. I poszłam dale spać. 
Obudził mnie zapach robionego jedzenia. 
- Co robisz dobrego braciszku? 
- Makaron z cukinią. 
- A to mało smacze. 
- Wydaje ci się. Za chwile się tu Bartek pojawi. 
- Ok. 
Jakimś cudem spakowałam sobie do torby najpotrzebniejsze rzeczy, kiedy do mieszkania wszedł chłopak. 
Gotowa na najdziwniejszą noc swojego życia?- skierował prosto do mnie pytanie. 
- Chyba tak. - odparłam nie wiedząc jeszcze co mnie czeka. 
- Nara brat- powiedziałam do Michała. Nie zdążyłam usłyszeć jego odpowiedzi, bo już z Bartkiem byliśmy na klatce. 
---
I kolejny rozdział dla Was ;)
Następny pojawi się 20.12 ^^ 
A ja już dziś zaczynam moją przerwę świąteczną :p 
Miłego dnia :) 

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 8

"Wierze Ci, to nie kwestie zaufania, przecież mówisz mi, że jesteś zakochana. Boże spraw, żeby było wlasnie tak, nie dam rady jeśli zmienisz nas, przecież mamy swoją wrażliwość, dobrze wiemy jak docenić miłość."


Obudziłam sie następnego dnia. Za oknem świeciło słońce, a ja miałam ochotę wstać z łóżka, zabrać torbę i gdzieś jechać. Jednak bardziej realne dla mnie był fakt leżenia cały dzień w łożku. Chciałam porozmawiać z Michałem, o jego relacji z Wiola. W końcu mogła w przyszłości zostać moja bratowa. Sięgnęłam po telefon i napisałam do Michała: przyjdziesz dziś?. Po chwili dostałam odpowiedz: tak. Przynieść ci coś?. Odpisalm mu, że nie. Czekałam na niego, a czas dłużył mi się. Na internecie znalazłam jakaś książkę i oddałam się lekturze. Czytając ją zasnęłam. 
- Nie śpij tyle, bo Cię okradną!- ktoś krzyknął wprost do mojego ucha. 
Otworzyłam oczy i ujrzałam brata. 
- Nie mają z czego, chyba, że ktoś chce sobie nieszczęście przywłaszczyć to oddam i nawet dopłacę.  
- Mam dla Ciebie dobra lub złą wiadomość, sama ocenisz jaka ona jest.
- No mów o co chodzi! 
- Jak wyjdziesz ze szpitala, to ja, Wiola, ty i Bartek jedziemy na wspólne wakacje na Mazury. 
- Wlasnie jak się obudziłam to sobie pomyślałam, że fajnie by było gdzieś pojechać. Patrząc prze pryzmat towarzystwa, to raczej jest to neutralna wiadomość. A co jest miedzy tobą i Wiola?
- Heh... Sam nie wiem. Kocham ja, będziemy mieć razem dzieci, ale nie czuje, abym był gotów na budowanie czegoś na całe życie.
- Nie obraź się, ale mi się wydaje, że ona jest z tobą bo wszystkie laski jej tego zazdroszczą. Chce się promować w showbiznesie. A miłość i dzieci do tego perfidnie wykorzystuje. 
- Wydaje Ci się. Jak ją poznasz to zrozumiesz że taka nie jest. 
- Michał, może i nie znam się na związkach, na miłości itp, ale wiem, żr łatwiej kocha się czyjeś pieniądze niż właściciela ich. Wiem też, że mało jest prawdziwej i bezinteresownej miłości tam gdzie są pieniądze. 
- Może i tak jest, ale nas to nie dotyczy. 
- Ok. 
- A ty grasz jeszcze w siatkówkę, czy ci to przyszło? Czy może jednak muzykę wolisz? 
- Gdybyś ty wiedział ile się zmieniło... A z resztą teraz to na pewno mie będę mogła tknąć ani jednego ani drugiego. 
- Dlaczego? Jeszcze nic nie wiadomo co do stanu twojej ręki i nogi. 
- Teraz to wszystko przestało mieć dla mnie znaczenie. Chciałam mieć jedno i drugie, a nie mam żadnego. Nie, mam! Namiastkę... Mecze w telewizji i bilety na koncerty. Dla mnie nie ma miejsca na scenie i boisku. Żyje bo żyje, ale nie mam dla czego. 
- Przecież dobrze grałaś na fortepianie. W siatkówce twój klub miał wyniki ogólnopolskie. Co się stało? 
- Po prostu pewnego dnia, uświadomiłam sobie, że muszę wybrać co bardziej, co lepiej robić. Nie umiałam wybrać, to rzuciłam jedno i drugie. Będzie rok jak moje palce nie dotykały klawiatury... 
- Młoda, gdybym wiedział, to bym ci pomógł. Przecież nie musiałaś tak drastycznych środków podejmować. 
- Tobie w muzyce sie udało. Masz zespół, śpiewasz. A ja? Nie wiem co dalej. 
- Młoda, mam pomysł, a ty mi w nim pomożesz. Najpierw cię odgipsuja, a potem będziemy działać. 
- Co ty wymyśliłeś? 
- Dowiesz sie w swoim czasie. 
- Ej, a Bartek ma dziewczynę? 
- Miał. Rozstali sie nie dawno. Nie męcz go, niech chłopak odpocznie. 
- Przecież go nawet nie znam. 
- Znasz go. To ten Bartek, który mieszkał na przeciwko nas. Przyjaźnimy sie od dziecka. 
-To ten?! Naprawdę?! 
- Tak. 
- Jeju. Ale super! Ja go w ogóle nie poznałam. Z reszta co tu dużo gadać, mieliście 18 lat jak sie wprowadziliście. 
- No tak. 
I tak gadaliśmy, gadaliśmy, jak starzy kumple. Jakbyśmy sie znali od lat. Bo w sumie tak było. Michał kiedyś był dla mnie wzorem do naśladowania. A jak się wyprowadził, to wszystko się zmieniło. Świat przestał być taki kolorowy. 

----
I oto kolejny :) Mam nadzieje, że nie uśniecie czytając go, bo w sumie to nic nie wnosi, a musi być :) 
Dzięki za komentarze pod poprzednim! Teraz także zachęcam do komentowania! 
Jeszcze tydzień wolne *.* 
Na kolejny rozdział zapraszam we wtorek 16.12  
Ps. Miłego dnia! 
 

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 7

"Jednak udało się, tamta chwila wraca echem, jutro zbudzić się i będzie tylko lepiej. Minie czas i wróci tam skąd przyszedł, chyba Ktoś na górze chciałby aby z tego wyszedł, ktoś daleki, ale pomogli najbliżsi przyjaciele- zwyczajne Młode Wilki" 

Coś nad moja głową bez przerwy pikało. Powoli zaczęło mnie to drażnić. Żeby zobaczyć co to musiałam otworzyć oczy, co okazało sie cholernie trudnym zadaniem. Kilkakrotnie próbowałam to zrobić, ale coś mi to uniemożliwiało. Próbowałam to coś dosięgnąć ręką, ale ta zupełnie mnie nie słuchała. Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje. Dobra, po raz ostatni próbuje otworzyć te pieprzone powieki. Lekko je podniosłam, a światło mnie oślepiło. No to je spowrotem zamknęłam. Usłyszałam jakiś trzask. Ponowiłam próbę otwarcia oczu, zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam je spowrotem. Po chwili usłyszałam jakieś głosy. Poznałam głos mojego brata, który z kimś rozmawiał. Po chwili usłyszałam kroki, i chyba się zbliżyli do mnie. 
- Marcela, możesz otworzyć oczy?- usłyszałam pytanie. Zrobiłam to bardzo niechętnie, mając w pamięć ostatnią próbę. 
- Zaświecę ci teraz w oczy, proszę abyś śledziła światło. 
Jak poprosił ten facet, tak tez zrobiłam. 
- Wszystko jest w porządku. Teraz podam Ci rękę, proszę abyś ja ścisnęła. 
Tak tez uczyniłam. 
- I ostatnie zadanie dla Ciebie na dzisiaj, to spróbuj podnieść rękę do góry. 
Z wielkimi trudnościami to uczyniłam, ale w końcu mi sie udało.
- Wszystko w porządku. Musisz teraz leżeć i odpoczywać. Tydzień na pewno u nas jeszcze będziesz gościć. Z resztą miałaś niesamowite szczęście. 
- O czym pan mówi?- spytałam bardzo ochrypłym głosem. 
- Myśle, ze brat Ci wszystko wytłumaczy.- nalał wodę do plastikowego kubka i mi podał- proszę, napij sie. Jakbyś czegoś potrzebowała, coś Ci się działo, to nad Twoją głową jest pomarańczowy przycisk, naciśnij go i na pewno jakaś pielęgniarka się pojawi. 
- Dobrze.
Wypiłam wodę, i w tedy uświadomiłam sobie jak bardzo chce mi się pić. Pusty kubek oddałam Michałowi. On go położył na szafce obok łóżka. 
- No to opowiedz co się stało.- powiedziałam, choć do konca nie chciałam znać prawdy. 
Wpadłaś pod samochód. Miałaś operacje, bo nogę miałaś połamaną z przemieszczeniem i w kilku miejscach. Gipsu sie nie pozbędziesz przez najbliższe 3 miesiące. Później czekać Cię będzie długa rehabilitacja. Głową też nieźle przywaliłaś. Masz ją pozszywaną w kilku miejscach. No i rękę złamana, ale na niej gips będziesz mieć jakiś miesiąc. 
- Ok. - zamilkliśmy na chwile. Mój brat wpatrywał sie w to co dzieje sie za oknem, a mnie w tym momencie naszły wyrzuty sumienia i dlatego zapytałam- Jesteś na mnie zły? 
- Jestem zły na tego gościa, który Ci to zrobił. Jestem tez wkurzony na nas, bo od twojego przyjazdu tu, tylko się kłócimy. I cholernie się bałem o Ciebie, gdy Cię operowali. Bałem się, że starcę ostatnią mi bliska osobę.... 
- Przepraszam. Ja poprostu... Ja nie umiem... Ja...- sama nie wiem co chciałam mu powiedzieć. Żadne swnsowne słowa nie chciały przejść przez moje gardło, bo cokolwiek bym nie powiedziała i tak groziło to kłótnią.
- Nie masz mnie za co przepraszać.- spojrzał na zegarek i powiedział- słuchaj ja muszę lecieć, przyjdę później z chłopakami. Przyniosę Ci ubrania i coś do jedzenia. 
- Ok. Ale obiecujesz ze przyjdziesz? 
- Tak. Słowo harcerza! 
I oboje wybuchlismy śmiechem. On wyszedł z sali, zostałam sama. Poczułam sie strasznie zmęczona i zasnęłam. 
Obudziły mnie męskie śmiechy. 
- Z czego się tak śmiejecie? - moje pytanie przykuło ich uwagę, i wszystkie spojrzenia padły na mnie. 
- Bo bardzo interesująca historie o nas stworzył jeden z portali plotkarskich,  mianowicie, ze Facu jest gejem. 
- A który to z was? - spytałam. No bo nie mogłam sobie przypomnieć czy ich znam. 
- Ten, który wyglada jak gej- odpad jeden z nieznajomych, a reszta wybuchła śmiechem. 
- Facundo Conte- podszedł do mnie, podał rękę. Był brunetem, z dość mocna broda, ale z rysami małego chłopca. W sumie to można by go uznać za geja, jakby bardzo się chciało. 
- Marcela- odparłam. 
- A ja jestem Bartek, Bartek Kurek. - odparł drugi z chłopaków. Ten zaś miał wygolona głowę, zero zarostu, i takie śliczne niebieskie oczy. 
- Marcela. 
- No to juz znasz moja ekipę. Bartek był świadkiem tego feralnego wydarzenia. A Facu pomógł mi Ciebie ostatnio znaleźć.
- Sami super bohaterowie. - stwierdziłam, a oni zaczęli sie śmiać.
Na takich luźnych pogawędkach spędziliśmy jakieś 2 godziny. Gdy chłopaki wieczorem postanowili wrócić do domów, ja ze zmęczenia usnęłam.

----
I oto kolejny rozdział ;) Przepraszam, że tak późno dodaję, ale teraz dopiero miałam chwile, by sprawdzić i opublikować rozdział. 
Mam nadzieję, że się spodoba ;) 
Kolejny rozdział pojawi się w sobotę ( 13.12).
Ps. Proszę, aby każdy kto czyta zostawił po sobie komentarz :) to na prawdę motywuje! 

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 6

"Nie, nie oddawaj życia za mnie, tylko przeżyj je ze mną zwyczajnie! Nie! I nie odchodź teraz, bo wszystko co mam mi zabierasz!" 
Bartek prowadził auto, ja siedziałem po stronie pasażera, a Facu styłu. Chciałem jak najszybciej znaleść sie koło siostry. 
- No jedź szybciej pajacu. Kto Ci kurwa dał prawo jazdy!- krzyczałem w kierunku jakiegoś palanta, który jeździł gorzej niż moja babcia. 
- Michał uspokój sie! Tym w całe nie poprawiasz sytuacji- w końcu to Bartek sie na mnie wydarł. 
Chyba sam czół sie w jakiś sposób odpowiedzialny za moją siostrę. Nienawidzę tego miasta, tych pierdolonych korków! 
Bartek łamał w miarę możliwości wszystkie przepisy drogowe, a mi i tak wydawało sie, ze jedziemy za wolno. 
W końcu dojechaliśmy do szpitala. Wbiegłem do środka potrącając jakiś ludzi. 
- Dzień dobry, chwile temu przywieźli moja siostrę, gdzie jest?- spytałem bez składanu i ładu kobietę, która była w recepcji.
- Proszę sie uspokoić i powiedzieć wszystko od początku.- serio ta baba czegoś nie ogarnia, czy ja jestem debilem.
Podeszli do mnie chłopaki, Facu trzymał mnie za ramiona, a Bartek zaczął rozmawiać z ta baba. 
- Dzień dobry, jakiś czas temu przywieźli do was dziewczynę potrącona przez samochód. Brunetka 17 lat. Marcelina Winiarska. 
- A tak, obecnie jest na badaniach. Znajda ja panowie w budynku C, tam proszę pytać o szczegóły.
- A gdzie znajduje sie ten budynek? 
- Wyjdą państwo z tego i pierwszy po prawej. 
- Dziękujemy. 
Wyszliśmy, a ja prawie biegłem. Tak bardzo chciałem być bliko, przy mojej małej siostrzyczce. 
Bartek był nadal na tyle opanowany by 
prowadzić kolejna konwersacje, z kolejną pielęgniarka. Ja juz dawno wydubałbym oczy tym wszystkim tępym babą. Koniec końców dowiedzieliśmy sie, że Marcela ma właśnie operacje. 
Pod salą siedzielismy, każda minuta dłużyła sie jak godzina. Siedziałem załamany, nie wiedziałem jak sie czuje siostra. Głowę chowałem w dłoniach, chciałem jak mały chłopiec sie rozpłakać, ale resztkami silnej woli powstrzymywałem sie od tego. 
Marcela była u mnie kilka dni, a juz tyle razy sie pokłóciliśmy. Kiedyś zgrane rodzeństwo, dziś rozdzieleni, nie umiemy ze sobą rozmawiać. Została mi tylko ona, a ja ani razu o niej nie pomyślałem. Nie zapytałem jak sie czuje po stracie rodziców, nie zrobiłem nic, aby poczuła sie lepiej. Byłem głupi, a teraz jedyne co chciałem to ja mieć w swoich ramionach. Mieć znów swoją małą, delikatna siostrzyczkę. Chciałem słyszeć jej śmiech, wygłupiać sie z nią. 
Tak sumienie w końcu sie we mnie odezwało. Byłem dupkiem, to wiedziałem na pewno. 
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. 
- Halo. - odezwałem sie, ale w całe nie chciałem prowadzić żadnej rozmowy. 
- Kochanie, gdzie jesteś? Czeka na Ciebie z kolacja. 
- Nie będzie żadnej kolacji. Nie dzis. Jestemw szpitalu. Marcela miała wypadek.- i gdy to wypowiedziałem po moim policzku popłynęła łza, jedna pojedyncza łza. Była wszystkim na co mnie było stać w tamtej chwili. Wiedziałem, ze siostra zasługuje na całe ich morze, ale nie byłem w stanie tego zrobic. Nie tu i nie teraz.
- W którym jesteś szpitalu. Za chwile do ciebie przyjadę.
- Prokocim.- tyle powiedziałem i rozłączyłem sie. 
Obok mnie pojawił sie Bartek. Wziął mnie w przyjacielski uścisk. A Facu poklepał po plecach i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze. 
Chciałem mu wierzyć. Naprawdę chciałem, żeby tak było. 
Po niewiem jak długim czasie przyjechała Wiola. Przytulała mnie i też mówiła, ze będzie dobrze. 
W końcu i wyszedł lekarz. Jak zwykle to Bartek prowadził z nim rozmowę. Ja tylko stałem i słuchałem. Zrozumiałem tylko tyle, ze Marcela ma lewa rękę złamana, lewa nogę składali jej operacyjnie, ponieważ miała otwarte złamanie z przemieszczeniem. Na szczęście uraz głowy nie był poważny i skończyło sie tylko na wstrząśnięciu mózgu. Kamień spadł mi z serca. Nie chciałem wracać do domu, dlatego tez spałem przy łożku siostry. Po tym wszystkim nie byłem w stanie zostawić jej samej. Moi bliscy to uszanowali. Bartek wraz z Facu pojechali do siebie i obiecali przywieźć kilka potrzebnych rzeczy. Wiola też została, mimo że w jej stanie nie było to wskazane. Nie chciałem kolejnej kłótni, dlatego nic nie mówiąc przytuliłem ja do siebie. I obserwowałem moją siostrę.

------
I kolejny rozdział dla Was :D 
Mam nadzieje, że sie spodoba ;) 
Proszę, Was o komentarze :) 
Kolejny rozdział pojawi się we wtorek ( 9.12) 
Ps. Jak tam wasze prezenty mikołajkowe? Jestem bardzo zadowolona ze swojego ^^ a co to, to niech zostanie tajemnicą ;) 

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 5

"W wiadomościach widziałeś nie raz uderzenie i nagle tłum sie zbiera, zapatrzony w to co jest nieuniknione, słabość wobec ton w stali rozpędzonej. Staram sie zrozumieć co takiego jest w nas, ze nie boimy sie wbrew rozsądkowi gnać, tylko wierzymy w to, ze nam sie nie przydarzy, a smierć przyjdzie dopiero, gdy będziemy starzy." 

Wchodziłem do klatki, kiedy obok mnie przebiegła jakaś dziewczyna. Obróciłem sie za nią, ale ona juz wbiegała na ulice. W tym samym czasie, kiedy ktoś na czerwonym świetle skręcał w prawo. Dziewczyna wylądowała na masce samochodu, by następnie spaść na jezdnie. Szybko pobiegłem w tamtym kierunku. Po drodze wyjmując telefon. Kierowca musiał być w szoku, ponieważ nie wysiadał z samochodu. Obok tej sceny zdarzyła sie zebrać spora grupa gapiów. Sprawdziłem puls dziewczyny. Był wyczuwalny, ale słaby. Obok jej głowy powoli tworzyła sie kałuża krwi. 
- Dzień dobry Moje nazwisko Bartosz Kurek. Chciałem zgłosić wypadek samochodowy z udziałem dziewczyny. Młoda dzieczyna wyładowała na masce samochodu. Teraz leży na ulicy. Ma ranę głowy. Jest nieprzytomna. Ma slabo wyczuwalny puls.
- Dobrze. Proszę podać adres. 
- Hala targowa, obok przystanku. 
- Juz wysyłam karetkę. Dowodzenia.
- Dowodzenia.
Bałem sie o stan tej dziewczyny.  Po chwili zauważyłem, ze kierowca wysiadł z samochodu i palił papierosa. Cały czas trzymałem ta dziewczynę za rękę. Mógł bym przysiadz ze ona także trzymała moja w uścisku. 
Z oddali zaczął dochodzić do nas ryk syreny pogotowia. 
-Mała musisz wytrzymać jeszcze chwile. Dasz radę.- zacząłem do niej mowić.
Prosze sie odsunąć!- ktoś krzyknął i karetka zatrzymała sie obok nas. 
- Dzień dobry. Może juz pan puścić rękę dziewczyny. My sie nią zajmiemy. Za chwile dotrze tu policja i złoży pan zeznania.
- Dobrze.- odparłem i odszedłem na bok robiąc miejsca ratownikowi.  
Oni sprawnie zajęli sie dziewczyna. Już po chwili znalazła sie na noszach i w karetce. 
- Ma pan może jakieś dane tej dziewczyny. 
- Niestety nie. A do jakiego szpitala ja zabieracie?
- Bardzo młodo wyglada, wiec jedziemy do Prokocimia. 
- Ok. 
I juz ratownik wsiadał do samochodu. Pożegnały to miejsce rozpaczliwe krzyki syreny. Miałem nadzieje, ze dziewczyna wyliże sie z tego. Taka młoda.. 
Podszedłem do policjantów, którzy spisywali zeznania kierowcy. 
- Dzień dobry. Pomoc w czymś panom?- spytałem 
- Tak, zaraz pana przesłuchamy w charakterze świadka. 
- Dobrze. 
Cierpliwie czekałem na swoją kolej, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, dzwonił Michał. 
-Siema, słuchaj stary nie wiem kiedy przyjdę, bo mam sprawę do załatwienia. Postaram sie jak najszybciej. Jak dotrę do Ciebie na chate, to ci wszystko opowiem.
- Ok. Ale ruchy bracie! 
- Spoko.
Rozlaczylem sie , i w tedy podszedł do mnie policjant. Opowiedziałem mu to czego byłem świadkiem. On zadawał pytania i notował, a ja odpowiadałem. Na koniec powiedział, ze jak sprawa trafi do sądu, to będę świadkiem.
Mogłem wreszcie udać sie do Michała. To przeżycie juz zacząłem odbierać jako pole do popisu i napisania dobrego tekstu. 
- Siema!- przywitałem sie z chłopakami.
- Siema ziom! Powiedz lepiej co cię tyle czasu trzymało? Może jakaś dobra panna? - zadrwił Michał, a Facu rechotał. 
- Taaa, chciałbym.- im także opowiedziałem to co sie chwile temu wydarzyło.
- O kurwa... Stary powiedz jak ta dziewczyna wygladała.
- Młoda, brunetka, całkiem ładna. 
- Miała bliznę na czole? 
- Stary nie wiem, nie widziałem. Głowę miała cała we krwi. A czemu ty tak sie mnie o nią wypytujesz? 
- Bo to kurwa moja siostra! 
- Co ty pierdolisz?! Dawaj jedziemy do niej do szpitala! 
- A skąd wiesz, w którym ona jest? 
- Bo mi gość z karetki powiedział, ze do Prokocimia ja biorą! 
Ubraliśmy buty, Michał zamknął mieszkanie i we trójkę pojechaliśmy do szpitala. 
------ 
I oddaje Wam kolejny rozdział;) 
Przerpaszam Was, za wulgaryzmy, ale dla mnie w emocjach takie słowa są naturalne.  
Piszczcie czy wam sie podoba taki zwrot akcji. Myślicie ze Michał sie obudzi i pomoże siostrze? 
Następny rozdział pojawi się w sobotę 6.12 ;D  
Ps. Jadąc do Łódzi nastawiałam sie na 5 serowy bój, a tu takie szybkie 3:0 ^^ dla mnie, jako kibica Skry, taki wynik sie bardzo podoba, ale Sovia niech sie ogarnie! xD 

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 4

"Jesteśmy tylko ludźmi, czasem bywa że jesteśmy różni, każdy z nas może popełnić błąd, ale ważne by umieć naprawić go!" 
Rano obudził mnie zapach smażonej jajecznicy z boczkiem. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego brata stojącego przy kuchence. 
-Wstawaj juz śpiochu.- zwrócił sie do mnie Michał. 
- Daj człowiekowi pospać. 
- Jest już po 11, wiec wystarczy ci tego dobrego. 
- Kłocilabym sie, ale pozostawię to bez komentarza. 
- Oj młoda, młoda. Wstawaj, ubieraj sie, jedz śniadanie bo mamy do pogadania. Musimy sobie kilka spraw ustalić. 
- Ok. 
Wstałam z łóżka, wyjęłam z torby ubrania i udałam sie do łazienki. Wykonałam poranna toaletę, ubrałam sie i uczesałam. Gotowa zeszłam na dół. 
-Siadaj do stołu i jedz- powiedział mój brat i położył talerz z gorąca jajecznica i herbatę na stole. 
Usiadłam i zaczęłam jeść. Michał z kubkiem chyba kawy usiadł na wprost mnie. 
- To o czym chcesz pogadać?- spytałam między kęsami. 
-O tym co miało miejsce wczoraj. 
- No to słucham. 
- Po pierwsze to masz sie z szacunkiem odnosić do Wioli. Po drugie nie wiem czy będziesz mieć swój pokój, bo jak widzisz tu nie ma miejsca. Po trzecie studio to rzecz święta tego domu i jak jestem w nim to nie wolno przeszkadzać, jedynie wejść tam może Bartek. A poza tym to masz mnie słuchać. 
- Ok. Postaram sie zapamietać ta litanie i w tym domu jedynie spać.  Tak aby właściciel mógł spokojnie żyć, tak jakby jego siostra nie istniała. 
- Ty siebie słyszysz? Ty słyszysz co ja do Ciebie mowię?! - uniósł sie Michał. 
- Ja tylko stwierdzam fakt. 
- I jak ja mam do Ciebie trafić... - wstał od stołu i poszedł odłożyć pusty kubek do zlewu, po czym wyszedł z mieszkania. 
Dokończyłam posiłek i odłożyłam brudne naczynia do zlewu. Włączyłam muzykę w telewizji i grałam na laptopie. Wszystko to robiłam mechanicznie. Bardzo chciałam opuścić mieszkanie, ale genialny Michał nie dał mi klucza. Miedzy czasie przeszukałam szafki za śmieciowym jedzeniem. Wzięłam sobie czipsy i tak podjadalam je grając w simsy. 
Kiedy spostrzegłem, ze jest juz po 16 postanowiłam zrobic sobie obiad. W zasadzie to obrałam tylko ziemniaki i usmażyłam sobie frytki. Pozniej powróciłam do przerwanej czynności. 
-Stary ale mam napisany zajebisty tekst...- usłyszałam gdy Michał wszedł do mieszkania z kumplem. 
-Ja pierdole, ale tu syf. Kurwa, siedzisz w domu cały dzień, to raczylabys trochę posprzątać! - zaczął awanturę Michał.
-Ja wam nie przeszkadzam, spadam do studia- stwierdził chłopak. 
- A co to kurwa ja jestem niewolnik?- krzyknęłam do Michała. 
- A to taki problem dla Ciebie żeby sobie łóżko pościelić? Garnki włożyć do zmywarki? Dziewczyno ile ty masz lat! 
- A weź sie odpierdol! Daj mi klucze od tego więzienia! Jak chcesz mieć czysto to sobie ludzi wynajmij! 
- Wyjdź! Lepiej wyjdź za nim ci cos zrobię! - usłyszałam. 
I po raz kolejny wybiegłam ze łzami w oczach z mieszkania. Przeskakiwałam co 3 stopnie, byle by szybciej znaleść sie na dole. Usłyszałam jedynie trzask zamykania sie drzwi od klatki. I biegłam nie patrząc na nic, biegłam przed siebie.
Usłyszałam pisk,poczułam silne uderzenie. Pozniej zemdlałam.

------
No i jest kolejny rozdział ;) Mam nadzieje, że sie wam podoba. 
Przepraszam za wszelkie błędy ;) 
Zachęcam do komentowania, bo to naprawdę cieszy i daje "kopa" do dalszego pisania ;) 
Kolejny rozdział pojawi się we wtorek 02.12. 
Pss.
A już jutro mecz Skra- Sovia :D kto będzie w hali? Ja mam to szczęście, i będę go wlasnie w tej niesamowitej atmosferze oglądać <3 
Pozdrawiam! 
 

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 3

"Rozsypany w środku, zewnątrz niby nic, na środku ulicy za aktorstwo mistrz. 
Nikt sie nie domyśli co w tobie tak naprawdę siedzi, 
mówisz jest ok dając mylne odpowiedzi". 

Otworzyłam drzwi do pokoju i ujrzałam pokój, w którym ściany były pomalowane na różowo, pod oknem stały dwa łóżeczka a pomiędzy nimi przewijak. Na wprost była szafa, jak mniemam wypełniona ubrankami dla małych dzieci. Obok były poukładane pluszowe misie, lalki. W zdenerwowaniu trzasnęłam drzwiami i zeszłam na dół do mojego brata. 
- Co to kurwa ma być?! Gdzie jest mój pokój! 
- A zapomniałem Ci powiedzieć, ze będziesz sypiać w salonie na kanapie.- odpowiada jak gdyby nigdy nic Michał.
- Ty chyba se jaja robisz? 
- Nie. Mowię całkiem serio. Wybacz, ale nigdy nie miałem w planach mieszkania z młodsza siostra. 
-To po chuja mi kazałeś tu przyjeżdzać! Wolałabym sama siedzieć w domu! 
- Nie przesadzaj, bo wiesz dobrze, ze to jest niemożliwe! Powinnaś sie cieszyć, ze tu będziesz mieszkać, a nie w domu dziecka! 
- Wolałabym zdecydowanie dom dziecka! 
Krzyknęłam do mojego brata, ubrałam buty, wzięłam z wieszaka jakaś bluzę i wybiegłam z mieszkania. Co z tego, ze Krakowa nie znałam, po prostu chciałam znaleść sie jak najdalej od tego miejsca i człowieka. Po moich policzkach popłynęły łzy, ale szybko je starłam, by nikt nie widział mojej słabości. Tak bardzo chciałam aby rodzicie nadal żyli. W tedy życie było prostsze. 
Nałożyłam kaptur na głowę i wybiegłam z kamienicy, po drodze zachaczając o jakiegoś chłopaka, lecz ja nic nie poczułam, on coś za mną krzyczał, ale ja jego w ogóle nie słuchałam.  Biegłam przed siebie zupełnie nie bacząc na to  gdzie sie znajdę. Zatrzymałam sie dopiero na jakimś moście. Stałam oparta o barierkę i patrzyłam w dół. Tak łatwo było ja przekroczyć i skoczyć. Uderzyć rozpędzonym ciałem w zimna tafle wody. Gdzieś w oddali zagrzmiało i zaczął padać deszcz, a dla mnie to bez znaczenia. Patrzyłam w dał i jedyne co czułam to nicość. Totalna pustka, nawet sił na płacz nie miałam. 
Nie wiem ile czasu spędziłam na tak bezczynnym staniu, kiedy usłyszałam, jak ktoś wolał moje imię. Nie reagowałam, bo myślałam ze mi sie tylko wydaje. Przecież dobrze wiedziałam, ze Michał ma mnie w głębokim poważaniu. 
Poczułam mocny ścisk ramienia i usłyszałam: 
-Michał, tu jest!- krzyknął nieznany mi chłopak, i musiał trzymać nade mną parasol, ponieważ nie czułam na sobie deszczu.
Michał podszedł do nas, i chłopaki zaczęli mnie prowadzić do domu. Kroki stawiałam mechanicznie.  
Kiedy dotarliśmy do mieszkania zaczęłam trzęś sie z zimna. 
- Idź sie wykąpać, a ja zrobię Ci ciepła herbatę i pościele łóżko. 
Bez gadania poszłam zrobić to co powiedział mój brat. Rozebrałam sie i weszłam pod prysznic. Strumień cieplej wody pomógł mi sie szybciej zagrzać. Nie wiem ile tak stałam, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. 
- Masz juz łóżko pościelone, obok łóżka gorąca herbatę.- poinformował mnie Michał. 
Ok.- odparłam i postanowiłam juz wyjsć spod prysznica.  
Ubrałam sie w piżamę. Kiedy wychodziłam z łazienki mój brat wchodził do swojej sypialni. Odwrócił sie jeszcze i powiedział:
-Jutro pogadamy o dzisiejszym dniu. A teraz spadaj do łóżka. 
Zeszłam na dół. Położyłam sie w łożku, i zaczęłam pić gorąca herbatę. Kiedy ja wypiłam odłożyłam kubek na bok i oddałam sie w objęcia Morfeusza. 

----
Przepraszam Was, ze dopiero teraz, ale teraz sobie przypomniałam, iż mam dodać post. 
Mam nadzieje, że nie ma tam dużej ilości błędów. Na kolejny rozdział zapraszam Was w sobotę 29.11. 
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania! 

niedziela, 23 listopada 2014

SPAM

Tutaj możecie się wpisywać, abym mogła Was powiadomić o kolejnych rozdziałach, po przez:
- twitter
-instagram,
- fb (na stronie Siatkówka to coś więcej niż tylko "gra" będzie na pewno pojawiać się informacja o kolejnych rozdziałach zaraz po ich dodaniu).
- a także po przez bloga :)
Jeśli ktoś potrafi robić fajne grafiki, to z chęcią podejmę współpracę, aby blog nie był taki nudny :p
Pozdrawiam i buziaki :*

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 2

"Dźwigam cieżar chwil zapamiętanych w przyszłości, 
W złości tyle spraw straciło na wartości,
W złości zostawiałem innych nie żałując ich wcale,
W złości nie patrząc za siebie szedłem dalej 
zapominając o lojalności wobec bliskich"

Wstałam i poszłam sprawdzić co się dzieje na górze. 
-Dla Ciebie liczy się tylko muzyka, o mnie w ogóle nie pamiętasz!- krzyczała dziewczyna. 
-Pamiętam. Ale muzyka jest moja pasja i z niej nigdy nie zrezygnuje! Musisz sie z tym pogodzić!- stwierdził mój brat. Weszłam do jego sypialni i oczy obydwu  skierowane były w moja stronę.
-Tak krzyczycie, ze nie da sie was nie słyszeć. Weźcie sie uspokójcie.- dziewczyna zabijała mnie wzrokiem, a mój brat tępo patrzył sie na mnie. 
-Młoda weź wyjdź stąd bo to nie Twoja sprawa co tu się dzieje.- powiedział mój brat wskazując na drzwi. 
Gdy to mówił przyjrzałam sie dziewczynie i dostrzegłam u niej brzuch ciążowy. 
-Michał, ja nie wiem kim jest ta dziewczyna, jaka jest relacja miedzy wami, ale chyba ona jest w ciąży i raczej nie powinna sie denerwować. 
-Wypad stąd na dół!- krzyknął mój brat, a mi nie pozostało nic innego jak to uczynić. 
Zeszłam na dół, już nie było słychać kłótni, a normalną rozmowę. 
Włączyłam swój laptop i przeglądałam Internet. Po jakiejś godzinie mój brat wraz z dziewczyna zeszli na dół. Mieli zupełnie inne nastroje, śmiali sie, żartowali. Zdziwiło mnie to trochę, ale zbytnio nie zakrzątałam sobie tym głowy. W końcu to nie moja sprawa. 
-Cześć, jestem Wiola.- usiadła obok mnie dziewczyna i postanowiła sie wreszcie przedstawić, a Michał poszedł na górę. Chcąc nie chcąc byłam skazana na tą dziewczynę. 
-Marcela. - odpowiedziałam i dalej byłam zajęta laptopem. 
-Możesz mnie nie lubić, ale przynajmniej sie tolerujmy, w końcu to ja będę przyszłą panią Winiarska.- naskoczyła na mnie i wyniosłe stwierdziła ten głupi fakt. 
- Dobrze wiedzieć. A który to miesiąc jeśli można wiedzieć- spytałam 
- Ósmy. Wkrótce Twój brat mi sie oświadczy, weźmiemy ślub i wszystkie laski bedą mi go zazdrościły. 
- To jeszcze tego nie zrobił?- spytałam zdziwiona. 
- Pracuje nad tym, aby to wszystko stało sie w najbliższej przyszłości. 
- Ok. 
Szczerze, to wkurzała mnie ta laska. Zaczęłam sie zastanawiać, o co chodzi z tym, ze wszystkie dziewczyny bedą jej zazdrościć. W tym bardzo pomocny okazał sie Internet. Wyczytałam w nim wiele ciekawych i jak sądzę wyssanych z palca historii z życia mojego brata. 
Poczułam głód, wiec postanowiłam zrobić sobie cos do jedzenia. I w tedy usłyszałam tekst, który zniszczył moja psychikę.
- Po 19 nie powinno sie juz nic jeść. Od tego sie tyje, a chyba nie chcesz mieć rozmiaru większego jak 36? 
- Boże ratuj! Mi to nie szkodzi- odparłam i dalej robiłam sobie kanapki. 
Michał cały czas siedział w studio. A ta laska chyba nie zamierzała sie wynieść z tego domu mimo ze było juz po 22. Postanowiłam trochę chamsko zwrócić jej uwagę. 
- Mam pytanie. Ty nie masz swojego domu, że tu przesiadujesz tyle czasu ? 
- Mam. Ale chce sie pożegnać z Michałem. Niestety ma on taka zasadę, ze jak tworzy to nie wolno mu przeszkadzać. 
- No to idź mu przeszkodzić i wypad stad. 
- Ej, nie zapominaj sie! 
- No to bez pożegnania wypad stad.- odparłam i wskazywałam na drzwi. 
Ona bardzo powoli i naginając moja cierpliwość podniosła sie z kanapy i łaskawie opuściła mieszkanie. Przynajmniej w spokoju mogłam zjeść kolacje. 
Gdy kończyłam jeść kanapki zszedł mój brat.
- Gdzie Wiola? - spytał.
- Tam gdzie być powinna, czyli z dała stad. 
- Ja pierdolę! Prosił cię ktoś o coś?
- Mieszkam tu, i chyba moge wypraszać ludzi jeśli mi ich towarzystwo przeszkadza! A tej dziewczyny wyjątkowo nie trawie!
- To jest moja dziewczyna, i Tobie nic do tego z kim sie spotykam! Jak ci cos nie pasuje to sie w pokoju zamknij! 
- Wiesz chyba to będzie najlepsze rozwiazanie, bo ani z tobą  ani z nią długo nie wytrzymam!- krzyknęłam, włożyłam talerz do zlewu i wbiegłam na górę do mojego pokoju. Przynajmniej tak mi sie wydawało ze będzie to mój pokój. To co ujrzałam po otwarciu drzwi zwaliło mnie z nóg.

------ 
Tak, to już 2 rozdział :) piszcie czy wam sie podoba to opowiadanie, co zmienić;)
Jak myślicie co zastanie Marcela po otwarciu drzwi do pokoju? 
Wg, to podoba Wam sie takie wydanie chłopaków- wokalistów? :p
Bardzo ciekawa jestem waszych opinii:D
Kolejny rozdział pojawi się we wtorek (25.11).  
Psss. 
Wkrótce pojawi sie zakładka Spam, gdzie  będziecie mogli sie wpisywać, abym mogła Was powiadomić o kolejnych rozdziałach!
Buziaki ;*


niedziela, 16 listopada 2014

1

"Zrozum, zrozum tych, którzy tracą grunt i toną, wołając o pomoc, aby móc zacząć żyć na nowo. Zrozum, zrozum to, ze trzeba więcej niż szczęścia, by nie zginać tam gdzie na współczucie brak miejsca!" 

Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie. Pogrzeb rodziców zorganizowali ich przyjaciele. Nie miałam zielonego pojęcia jak sie za to zabrać. Wciąż nie mogę pogodzić sie z tą informacją, że nie ma obok mnie tych, których tak bardzo kochałam. Jestem jeszcze niepełnoletnia, a więc jutro wyładuję u mojego brata w Krakowie. On raczył sie pokazać tylko na pogrzebie, później wrócił do siebie, a mi kazał się spakować i przyjechać do niego. Wymyślił też, że do konca roku szkolnego nie będę chodzić do szkoły, tylko odbiorę świadectwo i pozostałe papiery, a on znajdzie mi nową szkołę. 
Tak bardzo nie chce opuszczać tego miejca. Codziennie oglądam zdjęcia, filmy i wspominam to co było. Nigy nie nauczę sie żyć bez nich. Pytam siebie, pytam Boga dlaczego to się wydarzyło i nie mam żadnej odpowiedzi. 
Spakowałam do torby wszystkie moje rzeczy. Ostatnia noc w moim domu. Ostatnia pośród otoczenia, ktore było mi bliskie i które wydaje się, że także tęskni za moimi rodzicami. Za dwójką wspaniałych ludzi, którzy mimo majątku jaki posiadali nigdy nie stracili prawdziwych uczuć. Nigdy nie przestali kochać bliźniego. 
Znów zalana łzami zasypiam w moim łożku, moim pokoju. 
Rano obudziłam sie i mechanicznie poszłam do kuchni coś zjeść. Po raz ostatni. Ubrałam sie, wzięłam bagaże, zamknęłam dom i udałam sie na stacje PKP. 
Wolałam spędzić czas z dala od domu, niż po raz kolejny zatapiać sie we wspomnieniach. Słuchawki w uszach i każdy problem wydaje mi się być lżejszy. Tak spędziłam te 3 godziny, które miałam do przyjazdu pociągu. 
Wsiadłam do niego i zajęłam miejsce przy oknie. Przede mną kilku godzinna podróż. Podróż do nieznanego mi życia, do tego w którym będę musiała wszystko układać na nowo.
Droga bardzo szybko mi minęła. Na dworcu głównym miał czekać na mnie mój brat. Nie wierzyłam w to, że o mnie pamięta i w to, że się pojawi. Wysiadłam z wagonu i ruszyłam w stronę wyjścia. Za sobą usłyszałam:
- Marcela stój!- odwróciłam się i zobaczyłam Michała. Na głowie miał bejsbolówkę, a ubrany był w podkoszulkę i krótkie spodenki. 
- Cześć brat. Myślałam, że o mnie zapomniałeś i że się nie pojawisz.
- Heh... Aż takim potworem nie jestem. Daj te torby. Idziemy do mojego mieszkania, które jest 10 minut drogi stąd.  
- Ok. Masz coś do jedzenia? 
- Tak, obiad jest gotowy. 
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. 
Mieszkanie mojego brata było dość duże. Wchodząc był mały przedpokój, gdzie zostawiliśmy buty. Następnie była duża kuchnia połączona z salonem. Od tego wychodziło sie na piętro, gdzie były dwie sypialnie, i pokój przeznaczony na studio, a także łazienka i schody prowadzące na taras. Z tarasu rozciągał sie piękny widok na rynek w Krakowie a także na inne części miasta. 
W milczeniu zjedliśmy posiłek, który przygotował mój brat. Zdecydowanie najlepsze wykonanie spagethii jakie w życiu jadłam. 
- Bardzo dobre jedzenie. - pochwaliłam Michała.
- Dzięki. Miałem od kogo sie uczyć tego fachu. 
- No tak, nasza mama była najlepsza kucharka.- na to wspomnienie mimo woli napłynęły mi łzy do oczu. 
- Młoda, nie ma sensu płakać. Takie jest życie jedni się rodzą drudzy umierają. Głowa do góry. 
- Tobie jest to tak łatwo powiedzieć. 
- Wiem, że łatwo sie mówi. Mi tez jest cieżko z tego powodu.
- Ale ciebe w ogóle w domu nie było, wiec co ty wiesz na ten temat!
- Ej nie krzycz! Byłem tyle ile mogłem. Wrócimy do tej rozmowy pozniej, a teraz spadam bo mam próbę. Poczuj sie jak w domu, bo czy tego chcesz czy nie to wlasnie to miejsce będzie teraz twoim domem. 
- Ok. 
Włożyłam brudne naczynia do zlewu i włączyłam sobie telewizje. Mój brat miedzy czasie opuścił dom.  Patrzyłam tępo w obraz telewizora i zastanawiałam sie co Michał chciał powiedzieć, przez to, że w domu był tyle ile mógł. Zawsze przecież mógł zadzwonić, ale to także czynił sporadycznie. Rozmyślając zasnęłam na kanapie. Ze snu obudziły mnie podniesione głosy dochodzące z piętra. Wyraźnie było słychać glos mojego brata i jakiejś dziewczyny. 

-------
Oddaję w Wasze ręce pierwszy rozdział.
Zachęcam do komentowania :) 
Obiecuję, że kolejne będą bardziej dynamiczne :) 
Kolejny rozdział pojawi się w piątek (21.11).  
Pozdrawiam 

czwartek, 13 listopada 2014

Bohaterowie





Marcela- główna bohaterka, 17 lat,uczy się, zacznie 3 klasę liceum
Michał- starszy brat Marceli, 24 lata, wokalista, autor tekstów, producent muzyczny, gra na fortepianie
Bartek- wokalista, autor tekstów, najlepszy kumpel Michała, 24 lata
Wiola- dziewczyna Michała, jest z nim w ciąży, 22 lata,
Facu- zagraniczny wokalista, z którym Michał i Bartek nagrają piosenkę, postać drugoplanowa
Paweł- szef wytwórni muzycznej, postać drugoplanowa






Prolog

"W jednej chwili życie traci smak, a nadzieja upada jak płonący wrak"

 Koniec roku szkolnego oznacza nie tylko zbliżające sie wakacje, lecz także ostatnie poprawki ocen. Moje w tym roku bedą solidnie wypracowane, tak aby zadowolić rodziców. 
Dziś jest poniedziałek, siedzę właśnie nad matematyką. Pani Dąbrowska nie odpuszcza z nauką do końca roku.  Za rok matura, ten tekst słyszę od początku liceum. Mimo to jeszcze o niej nie myśle. W uszach mam słuchawki i słucham mojej ulubionej muzyki. Tej, w której w słowach jest opisane realne życie, a nie bajki dla 5 latków.
Za oknem rozciąga sie tak dobrze znany mi widok. Ogród o który dbam wraz z rodzicami. Takie małe hobby i uzależnienie. 
Koleżanki zazdroszczą mi starszego o 7 lat brata. Jest znanym wokalista, a ja go widuje 3 razy w roku- 2 razy na święta i raz jak sobie o nas przypomni. Chłopaka nie znam, jedyne co o nim wiem, to jest to co przeczytam w gazetach. 
Dzwoni mój telefon, spoglądam na wyświetlacz. Widnieje tam tylko informacja, ze dzwoni nieznany numer. Pewnie jak zwykle jakaś oferta od operatora, dlatego ignoruje to połączenie. Po kilku minutach znów ten ktoś próbuje sie do mnie dodzwonić. Postanawiam odebrać i spławić tego człowieka.
-Halo? 
-Dzień dobry. Czy rozmawiam z Marceliną Winiarska? 
-Tak. O co chodzi? 
- Mam dla pani smutna wiadomość. Pani rodzice mieli wypadek samochodowy. Niestety okazał sie on śmiertelny. Bardzo nam przykro i proszę przyjąć nasze wyrazy współczucia. 
- Ale jaki wypadek...? Przecież 3h temu z nimi rozmawiałam i wszystko było w porządku. To jakiś tani żart? 
- Nie to nie żart. Bardzo nam przykro. 
- Dowodzenia.
- Dowodzenia.
Telefon wypada mi z rąk. A w oczach zbieraj mi sie łzy. W głowie wciąż słyszę słowa tej kobiety, że moi rodzice nie żyją. Ta informacja nie dociera do mnie....
Cały mój świat leży w gruzach.... Zostałam sama na tym świecie. 

Hej wszystkim! Zapraszam na moje pierwsze opowiadanie. 
Pierwszy rozdział pojawi sie w niedziele (16.11). 
Pozdrawiam😉